Rozdział 2

1 0 0
                                    

Potrząsanie za ramię stało się naprawdę bolesne. W jej płucach szalał ogień, a szkieletor beztrosko wymachiwał nią w powietrzu.

– Wanda! – wrzeszczał damskim głosem. – Wanda, zasnęłaś!

Wanda gwałtownie rozwarła powieki i ujrzała nachylającą się nad nią dziewczynę. Miała azjatyckie rysy i ciemne włosy spływające bujną kaskadą na ramiona, jednak Polka nie była w nastroju do zachwycania się jej urodą.

Dopiero kiedy uświadomiła sobie, że wcale nie wybuchł pożar, a jej nie porwały dwa psychopatyczne kościotrupy, odetchnęła głęboko i usiadła. A raczej spróbowała usiąść, bo natychmiast zabrakło jej siły i wyrżnęła głową w drewnianą ławkę. Mroczki zatańczyły jej przed oczami i poczuła, jak po nosie ścieka jej coś gęstego i ciemnego.

 – O, bogowie – zaklęła Azjatka.

– Bogowie nie istnieją – wymamrotała Wanda półprzytomnie, znów usiłując wstać. – Jest jeden Bóg, przez duże B.

– Zamierzasz rozmawiać ze mną o metafizyce? – zapytała dziewczyna, podając jej rękę. – Nie całkiem przytomna i z rozciętym czołem?

Pomogła Wandzie wstać. Polka stanęła prosto, zamachała rękami i zatoczyła się do tyłu. Byłaby znów upadła, gdyby nie przytrzymała jej Azjatka. Z trudem powstrzymywała się od wybuchnięcia śmiechem, jednak wystarczyło jej spojrzenie na czoło Wandy, by spoważnieć.

– Jestem Asami – przedstawiła się. – Facet z tyłu to Brooke. Pomagał cię dobudzić. Masz cholernie mocny sen.

Polka pokiwała głową. Odgarnęła z czoła ciemnoblond włosy, przy okazji napotykając palcami mokrą ranę. Skrzywiła się, jednak pomacała chwilę – rana nie była głęboka, zaledwie rozcięcie, które szybko się zrośnie. Bolało za to i piekło, jakby coś ją tam ugryzło.

– Chodź. – Asami chwyciła ją za rękę i pociągnęła w kierunku baraków. – Odkażę ci ranę, te ławki nie wyglądają na najczystsze.

Wandzie pociemniało przed oczami, kiedy zmusiła się do szybszego kroku, jednak do domków nie było daleko. Azjatka otworzyła drzwi drugiego baraku i zawlokła ją na wolny materac. Po oczyszczeniu i zabandażowaniu rany Wanda poczuła się dużo lepiej, choć Asami nie była urodzonym ratownikiem.

– Dziękuję – wyszeptała, choć zapewne i tak zbudziła swoim wrzaskiem połowę obozu. Cóż, przynajmniej każdy będzie ją znał.

– Nie ma sprawy. Gdybyś chciała się odwdzięczyć, możesz wziąć moją jutrzejszą wartę.

Pokiwała głową, a Asami wyszczerzyła zęby. Odprowadziła ją pod same drzwi baraku Ucieczki, położyła na materac i wymusiła na niej obietnicę, że nie będzie nabijać sobie więcej guzów. Wanda chętnie się zgodziła, bo jej także nie uśmiechało się ciągłe rozbijanie głowy.

Z zaśnięciem poszło jej szybciej, niż przypuszczała. Tuż przed wyjściem Asami odwróciła się i spojrzała na całą grupę, a potem na Wandę. Spała jak dziecko.

***

Wandę dobiegły czyjeś wrzaski, ale tym razem przynajmniej nie był to kościotrup.

Nachylała się nad nią jakaś lalunia w blond włosach i krzyczała jej prosto do ucha. Kiedy zobaczyła, że dziewczyna już wstała, uśmiechnęła się i kucnęła przy materacu. Przyglądała jej się bardzo niebieskimi oczami. Wandę zastanowiło, dlaczego nie leży w swoim łóżku, tylko na polowym materacu, i czemu na czole ma bandaż, a każda część jej ciała boli tak, jakby spała na szyszkach.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 20 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

The Letter #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz