Mogło by się zdawać, że miejsca walk nigdy nie są przypadkowe. Termopile, wieś Grunwald, Czerwone Klify... To przykład tylko kilku ważniejszych bitew w dziejach świata, jednak o tej bitwie nikt by nie usłyszał, gdyby moja wyobraźnia nie zaczęła mi szeptać "Napisz to", Daj swoją ocke do tego", Obciągnij mi"... O miejsce walk była zażarta rywalizacja z trójkąta bermudzkiego Polski. Sosnowiec był wprawdzie istną perełką by to tam zacząć pierwsze walki, Łódź wcale nie gorsza, ale jak w Sosnowcu są gorole jak to mawiają na Śląsku, tak w Łodzi są dziury (Do których nie raz wpadłem po pijaku), a w Radomiu? Nooo właśnie. Dzidy i kamienie, cygani i rednorożki. Już nie wspominając jak jedna dzida przeleciała obok mojej twarzy, tak odnalazłem tam miejsce wręcz idealne, gdy moim oczom ukazał się skrzat... mój błąd, ukazał się elf, a w zasadzie elfka. Pani Szept. Piękna niczym królewna śnieżka. Tak jest, ta królewna Śnieżka z lat '30 ubiegłego wieku jeszcze zanim gender i feminazistki zniszczyły Disney'a. Właśnie ta piękność zdecydowała o miejscu walki. Usiądźcie wygodnie, wyciągnijcie nogi i zanurzcie się do czytania tego arcydzieła spierdolenia.
Było letnie sobotnie południe. Na zewnątrz ciepło, niebo bez chmur, ptaki ćwierkają w rytm letniego lata. W pewnej kafejce na rynku siedział nie kto inny jak Rudicato. Wredny rudzielec, furras jak się patrzy, na oko miał może metr 40 wzrostu. Pił z kulturą poranną herbatę siedząc przy oknie.
- Milordzie, gdybym pił z kulturą tę herbatę, nie miałbym skitranego haszu w twojej kieszeni.- Przerwał mi Cato spoglądając na wolne siedzenie naprzeciwko, jakbym tam był. - Chyba Ci przerwałem twój monolog... - Westchnął po czym zrobił łyk wrzątku. - Kontynuuj.
Jak wspominałem. Pił poranną herbatę przy oknie w kawiarence. Kiedy usłyszał jak nagle otwierają się drzwi, a zaraz po lekkim ich uchyleniu, rozległ się charakterystyczny dźwięk dzwoneczka, który był zamieszczany nad drzwiami wejściowymi, jego uszy stanęły dęba jak dwie antenki. Skierował jedno uszko do tyłu, gdy usłyszał to: piękny głos. Był niczym śpiew syreny, zapadający w pamięci jak ojciec który poszedł do sklepu po mleko. Odwrócił powoli swoją głowę w kierunku wzywania syreniego głosu, a to, kogo ujrzał, sprawiło, że otworzył szerzej oczy. Nigdy nie widział tak pięknej elfki w okolicy jak to w zwyczaju mają wyskakiwać Ci reklamy o gorących mamuśkach w okolicy. Spoglądał na jej zgrabne ruchy, na jej delikatne ciałko, na krągłości, lecz twarz...
- Ty weź nie zmieniaj tematu. - Spojrzał znów jakby na mnie. - Nie po to ludzie tu przyszli czytać tę książkę.
Wrócił do spoglądania na elfkę. Gdy już chciał wstać, zobaczył, że jakiś gość urwany jak z choinki średniowiecza, stanął tuż obok niej. Spojrzał na swoją filiżankę po krótkiej chwili, wziął ją do swojej dłoni i upewnił się, że wrzątek który pił, nadal jest tym wrzątkiem jak kawa z McDonald'a. Wstał. Ruszył w kierunku elfki i tego jegomościa. Słyszał ich rozmowę bardzo wyraźnie.-Oh Pani Szept. - Jego głos był dość podobny do Jaskra z Wiedźmina. - Dobrze wiesz, że nie jeden dzikus padł przed moim ostrzem i błagał o litość abym przestał. Nawet kable nie uratowały ich skóry, kiedy moje ostrze spenetrowało ich uszy jak-!
W tym momencie jegomość krzyknął. Rudi idąc z wrzątkiem herbaty, specjalnie się potknął wylewając całą zawartość prosto na krok mężczyzny. Cato szybko wstał i spojrzał na człowieka.
-Najmocniej przepraszam, nie planowałem upaść i oblać Pana krok. (Bo celowałem w twarz, chooociaż jak się patrzy... efekt jak w sylwestra.) - pomyślał. Próbował jakoś "pomóc" człowiekowi.
Mężczyzna wziął wszystkie serwetki z pobliskiego stojaka i zaczął wycierać swój krok. Pani Szept, elfka spoglądała na to z małym rozbawieniem.- Przyjmiemy twoje przeprosiny jeśli oddasz nam swoją nerkę rudzielcu. - Powiedziała, patrząc na Rudicato.
- NERKĘ?! - Spojrzał na nią z niedowierzaniem.- Dokładnie rudy pchlarzu. - Wycierał swój krok tymi wszystkimi serwetkami. - Albo nerka, albo śmierć.
- O proszę - Spojrzał na człowieka. - odezwał się facet z "Goście Goście". Dalej nie zamoczyłeś, czy boisz się zaruchać? - Podniósł brew do góry.
- Phi, w twoim żarcie być może, ale nie w sztuce szermierki słownej. - Spojrzał na furrasa z wyższością. Pani Szept spoglądała na to zajście z zaciekawieniem, że raczyła aż usiąść.
CZYTASZ
Bitwa na Radomiu
HumorPewien antropomorficzny koci rudzielec (czyt. furry) zwany Rudicato jest dosłownie rasowym chujkiem. Jest niski, ale zwinny jak wonsz. Naprzeciw niemu staje nie kto inny, człowiek, Sir Sarcasto McBullet, ostry język niczym cień mgły. Całość nadzoruj...