Jedenaście

606 100 20
                                    

    Pokój hotelowy jest nijaki. Przestarzały i zabarwiony niejasnym zapachem pleśni i środków czyszczących o zapachu cytryny.

     Kołdra na łóżku jest cienka, a wzór brzydki. Prawdopodobnie nie była zmieniana od późnych lat 80-tych, gdyby miała zgadywać, poza praniem. W dolnym rogu jest luźna nitka, a przy poduszkach tajemnicza plama. Podłogi wyłożone są ohydną wykładziną, a obok biurka przy przeciwległej ścianie stoi stary telewizor.

     Łóżko jest wyboiste, sądząc po tym, gdzie siedzi na rogu, wpatrując się w okno z widokiem na centrum Kopenhagi. Zastanawia się, czy Harry też patrzył na ten widok.

   Klimatyzator brzęczy głośno pod oknem, szumiąc i szumiąc bez żadnego efektu. Nie może działać prawidłowo – w pokoju jest cieplej niż na zewnątrz, wilgotno, a powietrze grzęźnie jej w gardle.

    Dla nikogo innego nie byłoby w tym pokoju absolutnie nic szczególnego. Ale dla Hermiony ten pokój jest w tej chwili bardzo ważny.

    To w nim mieszkał Harry, kiedy był w Danii i odwiedzał Freję. Upewnili się co do tego. Draco odwrócił uwagę starszej recepcjonistki, podczas gdy Hermiona przeglądała księgi, aż znalazła Vernona Dudleya, sprawdzając numer pokoju obok jego nazwiska.

    Kiedy weszli do hotelu, szybko przeszukali go w poszukiwaniu wskazówek, ale Hermiona wiedziała, że to będzie niewypał, zanim jeszcze weszli do środka. Wizyta w hotelu była czysto zapobiegawcza; by upewnić się, że niczego przypadkiem nie przeoczyli, albo nie opuścili Danii bez załatwienia jakiejkolwiek sprawy.

    W pokoju nie było nic, co wskazywałoby na to, że Harry kiedykolwiek tam był. Ale w jakiś sposób – a może to wszystko w jej głowie – w chwili, gdy usiadła na łóżku, przysięgła, że czuje, że on tu był.

    Wyobraża go sobie, budzącego się z włosami sterczącymi na wszystkie strony, wsuwającego okulary na grzbiet nosa i wyglądającego przez okno na miasto, które, jak miał nadzieję, przyniesie mu odpowiedzi.

     Zastanawia się, co czuł – czy był samotny, zmęczony, pełen nadziei, zmartwiony.

     Pokój ułatwia jej wyobrażenie go sobie, ale nie jest łatwiej wejść do jego głowy.

    Wszystko, co wie, to to, że cierpi z jego powodu; chciałaby, żeby cokolwiek robił, zabrał ją ze sobą. Albo Rona. Albo Ginny, albo Lunę, albo Neville'a. Kogokolwiek. Kogokolwiek, by nie musiał być sam przez tak długi czas.

     Ta myśl sprawiła, że jej pierś stała się ciężka od smutku. Radzenie sobie ze skutkami wojny było wystarczająco trudne, nawet przy wsparciu wszystkich, których kochała. Wciąż zdarzały się dni, w których ciężko było wstać z łóżka, ciężko było otworzyć powieki i stawić czoła światu bez tak wielu osób, na których jej zależało – który wciąż był zepsuty i powoli się goił.

     Zastanawiała się, jak to musiało być dla Harry'ego zmagać się z tym wszystkim na własną rękę. Odejść bez zamknięcia, bez oglądania odbudowy Hogwartu, bez uczestniczenia w pogrzebie Remusa, bez płaczu w Norze, dopóki nie wyczerpali wszystkich swoich łez razem, a ich ból stał się w jakiś sposób lżejszy, gdy byli w stanie dzielić się jego ciężarem ze sobą nawzajem.

     Harry tego nie doświadczył. Serce jej pęka, gdy wyobraża go sobie samego przez lata po wojnie, niezdolnego nawet do zaczerpnięcia oddechu; do opłakiwania ich, płakania z nimi, świętowania z nimi.

    Harry zasługiwał na szczęśliwe zakończenie. Zamiast tego był tutaj rok temu, śpiąc pod tą cienką kołdrą, słuchając odgłosów klaksonów samochodów i krzyków na zewnątrz.

[T] Soft As It Began | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz