Prolog

59 17 128
                                    


Chryste.

Przywarłam plecami do muru. Obojczyk palił wściekle, doprowadzając moje zmysły do szaleństwa. Ubranie przykleiło się do ciała od nadmiaru posoki, wypływającej z rany. Moja klatka piersiowa poruszała się w zawrotnym tempie, szum krwi skutecznie zagłuszał wszystkie dźwięki dookoła. Miałam wrażenie, że mój oddech niesie się echem po przestrzeni i te bestie zaraz mnie odnajdą.

Z takiego banalnego powodu!

Przymknęłam powieki. Nieznana substancja szczypała mnie w oczy. Przetarłam twarz dłonią i wciągnęłam powietrze ze świstem, kiedy się jej przyjrzałam.

Adrenalina tak mocno we mnie uderzyła, że nawet nie poczułam, kiedy mózg tego gościa rozbryzgał się na mojej twarzy!

Odskoczyłam od muru jak oparzona. Zdusiłam jęk, czułam, jak chciał wydobyć się z mojej piersi. Desperacko próbowałam zdjąć z siebie kawałki narządu, jednak miałam wrażenie, że tylko rozsmarowałam krew i mięso jeszcze bardziej. Żółć podeszła mi do gardła. Zgięłam się w pół, oparłam ręce o kolana.

Zawartość żołądka wyszła ze mnie szybciej, niż się tam znalazła.

– Kurwa mać – zaklęłam i przetarłam dłonią usta.

Torsje wciąż mną targały, świat przed oczami pociemniał. Do nosa wdarł się metaliczny zapach posoki i ostra woń wymiocin. Wszystko wokół zawirowało, karuzela kręciła się coraz bardziej, a moje ciało wraz z nią.

Padłam na kolana i oparłam się dłońmi o mokre podłoże. Opanujże się – skarciłam się w duchu. Wszystkie kończyny drżały jak po wielokilometrowym biegu. Jednak musiałam jak najszybciej doprowadzić się do ładu, inaczej te bestie mnie dopadną!

– Maddie! – Ochrypły, niski głos odbił się echem od betonowych murów. Moje serce zamarło w ułamku sekundy. – Nie chowaj się, kotku! Tylko pogarszasz sprawę.

Cichy pisk wydarł się z moich ust. Nie zwracając uwagi na błoto i resztki organów denata, przycisnęłam do nich dłoń i pokracznie wycofałam się z powrotem na miejsce przy ścianie. Skuliłam się, ściśnięta przerażeniem. Desperacko szukałam wyjścia z tej sytuacji, jednak mój umysł był całkowicie pusty.

Wpatrywałam się szeroko rozwartymi oczami w ścianę lasu, znajdującą się dosłownie pięć metrów dalej. Problem polegał na tym, że jeśli chciałam się w nim skryć, musiałam przebiec przez szeroką połać krótko przystrzyżonej trawy. Byłam pewna, że od razu zarobię kulkę w plecy.

Biłam się sama ze swoimi myślami, wahałam się, czy nie zaryzykować, ale ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Strach i stres nie pozwalał na to, bym wykonała jakikolwiek ruch. Panika jeszcze bardziej rozgościła się w moim organizmie. Jeśli bym tu została, to prędzej czy później i tak by mnie znaleźli.

Szmer z prawej strony zwrócił moją uwagę. Nastawiłam uszu, jednak bałam się odwrócić głowę w tamtą stronę. Kolejna gula żółci utkwiła mi w przełyku, niemal siłą woli zmusiłam się to przełknięcia jej. Jeszcze chwila i pozbawiłaby mnie tlenu.

Powolnym ruchem zwróciłam się w tamtą stronę i zamarłam równie mocno, co świat wokół mnie.

Tęczówki w kolorze płynnego miodu wpatrywały się we mnie chłodno. Poniżej rozciągał się szyderczy uśmiech, odsłaniający rząd równych, śnieżnobiałych zębów. Przydługa grzywka łaskotała mnie w nos, lecz nie miałam odwagi odgarnąć ciemnych kosmyków ręką.

Przełknęłam, gotowa krzyczeć wniebogłosy, jednak przybysz położył do ust palec, odziany w czarną, skórzaną rękawiczkę. Wpatrywałam się w niego jak zaczarowana. Naprawdę, odniosłam wrażenie, że przygwoździł mnie tym spojrzeniem do podłoża i wciska w nie coraz bardziej, gniotąc przy okazji organy.

Wyciągnął rękę w moją stronę i ujął delikatnie brudny policzek. Przeszył mnie niespodziewany dreszcz. Miał tak chłodne dłonie, że uczucie szczypania przyszło niemal natychmiast. Przesunął ją niżej na szyję, a później na kark. Uśmiech nie schodził z jego twarzy, kiedy odrywał moją potylicę od muru.

Nie mrugnął ani razu w tamtym czasie, ani nawet w momencie, w którym postanowił szarpnąć mnie za włosy, obrócić głowę pod nienaturalnym kątem i uderzyć skronią w betonową ścianę.

A potem...

Ciemność. 

Ciche MiejsceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz