– Dane?– Madeleine Russeau.
– Często się spotykamy, Russeau. – Żołnierz spojrzał na mnie znad wyświetlacza telefonu. Wzruszyłam ramionami i syknęłam. Wszystko mnie bolało. – Co tu robiłaś? To teren wysoce skażony.
– Uwierzysz, jeśli powiem, że to sprawka Nicoli Dubois'a? – Uniosłam brew, a kawałek nadgniłego mięsa zsunął się z czubka mojej głowy. Zgarnęłam go niedbale i otrzepałam rękę z resztek.
Żołnierz wpatrywał się we mnie przez chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy, ale nie odpowiedział na moje pytanie. Prawą stronę jego oblicza oświetlały niebieskie światła radiowozu. Część służb kręciła się po opuszczonym budynku, z którego wyszłam. Inni ciągali nosze z resztkami mutantów, jeszcze inni robili im zdjęcia i zapisywali coś skrzętnie w swoich małych, skórzanych notesikach.
Nie wiem, czy to pech, czy może łut szczęścia, że na nich trafiłam. Bezpiecznie założyłam, że to nie był przypadek. Budynek znajdował się zbyt daleko od miasta, by ktokolwiek patrolował tę okolicę. Zresztą, tak jak powiedział żołnierz – teren był wysoce skażony i należał przede wszystkim do potworów.
– Masz szczęście, Russeau, że znam się z twoim szefem, bo skończyłabyś w celi już dawno – powiedział żołnierz, wystukał coś na telefonie, ale przerwałam mu ruchem ręki w połowie. Byłam niemal pewna, że wybierał numer Jean Luca. Zmarszczył brwi.
– Zadzwoń do kogoś innego – poprosiłam. Mój głos wydawał się taki obcy i odległy. Wyprany z emocji.
Żołnierz westchnął i przetarł czoło ręką.
– Nazwisko?
– Ezra Cohen.
Brew służbisty uniosła się, ale nie zadawał dodatkowych pytań. Spędził nad wyświetlaczem odrobinę więcej czasu, niż poprzednio i wykonał szybki telefon z rozkazem odnalezienia kontaktu do Ezry. Rozłączył się i kiwnął w moją stronę. Konkretny facet. Może się polubimy.
Podniosłam się omszałego pustaka, na którym spędziłam ostatnie dwie godziny i okryłam się szczelniej przeogromną kurtką, należała do jednego z wojskowych. Zastanawiałam się, czy wszystkich traktują tak miło, czy jestem jakimś wyjątkowym przypadkiem. Bolesne stęknięcie opuściło moje usta. Zgięłam się w pół, czując piorunujący ból w prawym boku. Adrenalina zaczęła ze mnie schodzić i w tym momencie uświadomiłam sobie, jak wiele ran odniosłam.
Spojrzałam na horyzont. Szarówka powoli przeistaczała się w brzoskwiniowo-różowy wschód słońca. Wysoko na sklepieniu wciąż wisiał granat upstrzony setkami drobniutkich, białych kropeczek. Trawa była tu wysoka, soczyście zielona, pachniało ziemią, mchem i mokrą korą drzew. Były to tak odmienne zapachy od tego, co czułam w Down Town.
Przywodziły mi na myśl coś. Nie byłam pewna, co takiego, ale po mojej głowie krążyła taka właśnie myśl. Zaskoczyło mnie to, bo nigdy wcześniej nie doświadczyłam niczego podobnego. Mój umysł był pusty, miałam niewiele wspomnień, które chciałam kolekcjonować.
Wciąż zastanawiałam się, co Nicola Dubois miał na myśli, mówiąc, że nic w moim życiu po wypadku nie było przypadkiem. Pociągał za sznurki? Przyczynił się do utraty przeze mnie pamięci? Czy podsunął Jean Lucowi pomysł, by mnie zwerbował?
Miałam masę pytań do mojego pracodawcy. Wyglądało na to, że znali się z Duboisem doskonale, a ja dostałam jedynie strzępki informacji. Nic dziwnego zatem, że poprzedni zleceniobiorcy nie mieli szans w starciu z Nicolą albo się poddawali, skoro sam zleceniodawca utrudniał im pracę.
CZYTASZ
Ciche Miejsce
Science FictionPo wielkiej wojnie atomowo-biologicznej świat nie wygląda już tak samo, jak kiedyś. DNA ludzi zmutowało, tworząc nadludzi i potwory. Z tymi pierwszymi władze próbują współpracować, tych drugich eliminować. Handel narkotykami kwitnie. Podziemie radz...