Zmrużyłam oczy, lustrując go uważnie.– Zostawiłeś mnie na pewną śmierć – syknęłam przez zaciśnięte zęby. Nicola zachichotał, po czym przeczesał niedbale włosy. – Co cię, kurwa, tak śmieszy?!
– Nie zależy mi na twojej śmierci, skarbie. – Założył kosmyk włosów za moje ucho, po czym wprawnym ruchem objął w talii i przyciągnął do siebie. Piosenka właśnie zmieniała się na coś zdecydowanie bardziej klubowego niż wcześniej. Wraz z „Vamos" mężczyzna przeniósł ciężar ciała na jedną nogę, wprawiając nasze ciała w ruch.
Nie wierzyłam, że to się znowu dzieje. Nicola Dubois zachowywał się tak niedorzecznie, że nie byłam w stanie pojąć tego umysłem. Jakby nasza rozmowa się nie odbyła, nic się nie wydarzyło. Traktował mnie jak dobrą znajomą, z którą ma mnóstwo wspólnego. Czułam to w tańcu. Wiedział, kiedy się odsunąć, objąć mnie, obrócić, jakby znał każdy mój ruch. Nie sądziłam, że był w stanie przewidywać przyszłość, nawet trimisy miały ograniczenia. Nie miałam innego pomysłu, jak po prostu popłynąć wraz z Nicolasem i obserwować, jak rozwinie się ta sytuacja.
To, że był wyśmienitym tancerzem, to jakby nic nie powiedzieć. Jego ciało poruszało się wraz z muzyką tak płynnie, że odnosiłam wrażenie, że jest jedynie plastyczną masą w rękach DJ'a, który rozciąga go wraz z kolejnymi taktami. Potrafił prowadzić, jak nikt dotąd mnie nie prowadził w tańcu. Błądził po moim ciele rękami wtedy, kiedy wymagała tego muzyka, zakrawało to niemal na erotyzm.
Wraz z ostatnimi dźwiękami piosenki przeszedł po moim ciele elektryzujący dreszcz. Nicola niespodziewanie pociągnął mnie w stronę baru, jednak nie zatrzymaliśmy się przy nim. Minąwszy nawet loże dla VIP-ów, odbił w lewo i pchnął dwuskrzydłowe drzwi. Ciemność i cisza uderzyła we mnie niczym obuch. Dubois pstryknął palcami, chłodne światło błysnęło dookoła sufitu, odsłaniając przede mną przytulny, choć bardzo skromny pokój.
W rogach ustawione były wąskie głośniki, po przeciwnej stronie do drzwi stała konsola wraz ze sprzętem muzycznym, a tuż przed nią znajdowała się elegancka, granatowa kanapa w kształcie litery „U". Okrągły dywan ścielił się miękko w samym centrum, przygnieciony szeroką ławą ze srebrnymi okuciami.
Dubois podszedł do kanapy i rozsiadł się na niej wygodnie, przerzucając ręce przez oparcie. Sondował chłodno całą moją sylwetkę, a ja czułam się tak, jakbym stała przed nim naga. Jakby w tańcu rozebrał mnie z każdej części stroju, od butów aż po samą bieliznę i przyglądał się teraz uważnie swojemu dziełu. Uciekłam wzrokiem w bok, nie wiedząc zbytnio, co ze sobą począć.
– Jesteś gotowa ze mną rozmawiać, Madeleine? – wymruczał, niczym kociak, gęsia skórka pokryła całe ciało. Moje imię w jego ustach brzmiało bardzo, bardzo wulgarnie.
– Dlaczego Jean Luc chce się ciebie pozbyć? – zapytałam bez owijania w bawełnę. Skoro już mieliśmy się bawić, to bez krążenia wokół.
– Założyliśmy się o coś. – Jego noga powędrowała na kolano. – Zakład skończył się kilka dni temu, więc chcę odebrać mu to, co mi się należy.
– To znaczy? – Założyłam ręce na piersi. Czułam, że nie spodoba mi się ta odpowiedź.
– Czy to nieoczywiste? – Skinął na mnie głową, bym usiadła, ale nie zamierzałam się ruszać z miejsca. W razie kłopotów szybciej wydostałabym się stamtąd, będąc blisko drzwi. Nicola prychnął, widząc mój opór. – Ciebie, skarbie. Myślisz, że odnalazłabyś mnie tak szybko, gdybym tego nie chciał?
Krew odpłynęła mi z twarzy, a szok odebrał na chwilę dech. Przełknęłam głośno gulę, która formowała się w przełyku. Trimis w moim wnętrzu zadrżał nerwowo, poczułam to aż w opuszkach palców. Skóra zaczęła mrowić nieprzyjemnie.
CZYTASZ
Ciche Miejsce
Science FictionPo wielkiej wojnie atomowo-biologicznej świat nie wygląda już tak samo, jak kiedyś. DNA ludzi zmutowało, tworząc nadludzi i potwory. Z tymi pierwszymi władze próbują współpracować, tych drugich eliminować. Handel narkotykami kwitnie. Podziemie radz...