Dzień 4- "ogień"

120 16 213
                                    

-DZIEŃ 4-
-"OGIEŃ"-

Endou już od paru godzin chodził po ciemnej przestrzeni. Nie czuł nic, nie myślał o niczym, niczym się nie przejmował. Przez ostanie wydarzenia było to jedyne o czym marzył. Chciał odpłynąć i zapomnieć o wszystkich utrapieniach jakie go spotykały. Może to właśnie była ta cała okropna śmierć? To co miało spotkać ich wszystkich po kolei.
A może po prostu mógłby się temu poddać?

Wtedy wszystko prysło. Cały ciężar znowu spadł na ramiona chłopaka, a on upadł na ziemię. Na ziemię albo i nie w końcu była to tylko czarna przestrzeń, tu nie było czegoś takiego jak grawitacja czy grunt. Mamoru zaczął spadać w dół, a w tle z echem odbijała się ostatnia myśl. Dokąd zmierzał? Czy spadanie miało się kiedyś skończyć? Albo czy miało się jak skończyć. W końcu czy taka przestrzeń ma w ogóle koniec? Czy może zapętla się i można tak spadać w nieskończoność i nieskończoność.

Ale w końcu się zatrzymał, ale nigdzie nie spadł. Po prostu lewitował w powietrzu. Wtedy pojawił się zarys jakieś postaci. Na początku w ogóle jej nie kojarzył. Jedyne co zdołał dojrzeć to długie spięte w luźną kitkę włosy ciągnące się po niewidzialnej ziemi i ogromną dziurę z zębami w brzuchu, która miała imitować usta, bo te które miał na twarzy były zaszyte. Kiedy owa zjawa podeszła bliżej dopiero wtedy bramkarz zdołał rozpoznać w niej zmarłego kolegę. Kazemaru Ichiroute.

-Kazemaru?- chłopak nie odpowiedział. Zaczął wymachiwać rękoma, żeby porozumieć się w języku migowym.

-Kazemaru, ja nie umiem migowego! Odezwij się!- Ichirouta wywrócił oczami i pokazał na zaszyte usta.- a no tak, wybacz..

Po chwili ciszy jednak rozbrzmiał głos, ale nie był to głos należący do niebiesko-włosego. Znaczy mogło się tak wydawać bo w niczym nie przypominał żywego i słodkiego głosu, będąc niskim i przeraźliwym. Dźwięk nie miał jednego źródła, mimo że usta na brzuchu się ruszały. Po prostu brzmiało to jakby puszczane z głośników.

-Nie ufaj mu.- powiedział Kazemaru.

-Nie ufaj komu?

-K..ssss..K..- chłopak zaczął mieć problemy z mówieniem. Po chwili z okropnym krzykiem zniknął, a Endou się obudził. Rozejrzał się po autokarze i odetchnął z ulgą. Już ranek a on dalej żył.

Wtedy zaczęła się budzić reszta drużyny. Szybko zorientowali się kogo dzisiaj brakowało. Ayumu Shourinji był małym, ale walecznym pomocnikiem. Miał charakterystyczne długie kasztanowe włosy zawsze związane w wysoki kucyk. Tyle razy pozwalał menadżerkom czy innym osobą z drużyny na czesanie ich. Niestety to akurat on musiał dzisiaj zniknąć.

Drużyna posłała sobie znaczące spojrzenia. Trzeba było wyjść i zakopać ciało. Nie byli już tak wystraszeni jak na początku. Tak szczerze to nawet się przyzwyczaili do takiej kolei rzeczy, mimo że nie powinni i dobrze o tym wiedzieli. Tylko jedna osoba wydawała się wiecznie tym zdenerwowana. Handa Shinichi. Kiedy reszta drużyny zaczęła wychodzić z autokaru on dalej stał w miejscu. Po chwili postanowił odezwać się obrażonym tonem:

-Idźcie beze mnie. Nie mam zamiaru znowu oglądać zmasakrowanych zwłok.

Wszyscy spojrzeli się na niego dziwnie, ale ze zrozumieniem. Dla wszystkich ta sytuacja była trudna, ale wczoraj zmarł przyjaciel Handy. Chodzili ze sobą wszędzie i zawsze. Nic dziwnego, że tak się tym przejął.

Tak więc reszta drużyny wyszła na zewnątrz. W powietrzu można było wyczuć nieprzyjemny zapach. A no tak bardzo mądry był ten Raimon zakopując ciała centralnie obok ich "obozu".

-Ugh, co tak śmierdzi?- zapytała Natsumi zatykając sobie nos.

-To się nazywa zgnilizna Nat..- powiedziała jakby zawiedziona postawą przyjaciółki Otonashi.

Tam gdzie wszyscy zginiemy || Inazuma Eleven Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz