Rozdział 3

5 2 0
                                    


Przeciskałam się przez tłum ludzi na korytarzu, torując sobie drogę wystawionymi dłońmi. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w zacisznym miejscu. Rozejrzałam się, na korytarzu roiło się od uczniów i nauczycieli dostającym co jakiś czas kwiaty, czy czekoladki w podziękowaniu za rok wspólnej pracy. Szukałam wzrokiem znanych mi twarzy, ale nie było mi dane znaleźć ich w tym tłumie. Kierowałam się w stronę sali gimnastycznej, słysząc co jakiś czas śmiechy i okrzyki rozweselonych nastolatków. Było gwarno jak w ulu pełnym pszczół. Weszłam przez otwarte drzwi wielkiej sali, było tu spokojniej niż w pozostałej części szkoły. Wielkie okna wystawały na część boiska budynku, wpadały przez nie promienie letniego, ciepłego słońca. Ściany sali były białe, choć poprzecierane w niektórych miejscach. Rozejrzałam się, mój wzrok przykuły dwie postacie stojące na uboczu. Dziewczyna z nieziemsko długimi czarnymi włosami, które idealnie kontrastowały z jej bordową przylegającą do smukłego ciała sukienką, śmiała się z żartów swojego towarzysza. Ruszyłam żwawo w stronę Kelly i Joela, a dźwięk moich kroków odbijał się od ścian tworząc głuchy odgłos. Gdy tylko znalazłam się lepiej w zasięgu ich wzroku, przykuli swoją uwagę w moją postać. 

- hej – odezwałam się będąc bliżej, a akustyka która zamieszkiwała pomieszczenie idealnie chwyciła dźwięk, jaki wydobył się z moich strun głosowych – ślicznie wyglądacie.

- siema kochana – odparła czarnowłosa z szerokim uśmiechem – wyglądasz powalająco – odparła przykuwając swój wzrok na chwilę w mojej sylwetce odzianej w czarną sukienkę. – wiesz może kiedy to całe wydarzenie się skończy? chciałabym jak najszybciej wrócić do domu.

 - ta jak zwykle marudzi – pokręcił z politowaniem głową Joel. – nie możesz chodź na chwilę, wyjść z bycia aspołeczną marudą? – odparł z żartem 

- nie jestem aspołeczna – powiedziała żarliwie przewracając oczami. Nie miałam pojęcia co odpowiedzieć, chciałam włączyć się w rozmowę, choć czasem przychodziło mi to z trudem. – ani marudna. 

- kto ma ochotę na jak najwięcej odpoczynku u mnie z filmem? – odparł Joel zabawnie ruszając brwiami ignorując słowa jego przyjaciółki. Uśmiechnęłam się, on zawsze zachowywał się w taki charakterystyczny lekki i zabawny sposób. Przybierał taką rolę żartownisia, choć czasem zastanawiałam się, czy jego zachowanie nie wynika z czegoś więcej, jednak nie zamierzałam go o to pytać, jeśli zachowuje się w taki sposób i ma to głębszy wpływ, wątpię czy chciałby abym to zauważyła, jeśliby chciałby powiedziałby nam o tym sam. 

- och jak bym chciałaaaa – przeciągnęłam ostatnie słowo, starając się by zabrzmiało to  marudnie – ale od razu po zakończeniu wyjeżdżam – uśmiechnęłam się chcąc by myśleli, że wyjeżdżam na cudowne wakacje, a nie tak naprawdę do pedantycznej ciotki, tylko dlatego, że mój ojciec stara się mnie choć na chwilę pozbyć, chciałam przybrać tą sytuacje w coś lepszego, aby myśleli, że wyjeżdżam do rodziny by świetnie się bawić, nie chciałam, żeby wiedzieli więcej, po prostu nie chciałam widzieć ich litości i współczucia, które dostrzegłabym w ich oczach. A to zabolałoby, chciałam stwarzać wrażenie silnej, niezależnej. Litość i współczucie malowane w oczach innych, było dla mnie jak stwierdzenie, że się przegrało.                                                                    A ja nie ważne z kim przebywałam nie zamierzałam mówić o tym co mnie trapi, co boli. Gdy starałam się wyjaśnić jako mała dziewczynka jak naprawdę się czułam, miałam wrażenie, że siebie zdradzam. Zdradzam to co dotyczy mnie. Czułam, że nie powinnam w ten sposób się otworzyć. Kiedy tylko próbowałam, obracało się to tylko przeciwko mnie. Po co miałam się otwierać, burzyć swoje mury, tylko po to by zobaczyć w oczach innych niezrozumienie? Usłyszeć, że jedynie przesadzam. 

- o nie moja droga, dopiero rok szkolny się kończy a ta już wyjeżdża – powiedział z udawanym oburzeniem – musisz jakoś wytrzymać młoda i w tym roku przyjść na nasz wieczór filmowy z krakersami, S'more i ciasteczkami - odparł podnosząc swoją prawą brew. Zaśmiałam się szczerym śmiechem. Przy nim prawie w ogóle nie musiałam udawać. Mój śmiech, czy żarty same ze mnie wychodziły, nie musiałam się w ogóle wysilać. To najbardziej mi się podobało.

- brzmi pysznie -odparłam wyobrażając sobie nas w trójkę w taki cudowny wieczór, zero zmartwień.

 - a ten tylko kiedy nadarzy się okazja myśli o jednym – westchnęła Kelly, starając się przybrać poważny, zrezygnowany ton głosu, jak matka karcąca swoje dziecko, nie wychodziło jej to najlepiej, gdy na jej twarzy widniał szeroki banan, odsłaniający białe, równe zęby.

- masz na myśli jedzenie, czy flirt? – odparł jakby niewinnie, a jego duże, brązowe, oczy zalśniły, kiedy zalotnie zatrzepotał rzęsami.

 - czasem mam wrażenie, że on jest bardziej kobiecy niż my – odparłam wzdychając.

- z ust mi to wyjęłaś! – krzyknęła czarnowłosa. W momencie kiedy Joel złapał się za klatkę piersiową, w miejscu gdzie jest serce.

- to najpiękniejszy komplement jaki kiedykolwiek słyszałem – odparł, udając wzruszenie.

- wal się – powiedziała Kelly, obciągając swoją czerwoną sukienkę, która zadarła się odsłaniając kawałek skóry – wszyscy wiemy w tym pomieszczeniu, że jesteś najbardziej czarującym gejem z większą ilością estrogenów niż przeciętna kobieta – nie umiałam nie parsknąć śmiechem, widząc zdziwioną jak zdezorientowaną minę naszego kolegi. W mojej ręce rozwibrował telefon świadcząc o coraz późniejszej porze. 

- muszę lecieć – odparłam zerkając na telefon.

- tylko nie zapomnij, że obiecałaś! – krzyknął za mną chłopak, kiedy się oddalałam.

- nic nie obiecywałam! – krzyknęłam na dochodzie będąc coraz bliżej wyjścia z sali - ale dobra, już dobra! Przyjdę! – zanim zniknęłam już na dobre ostatnim widokiem był uśmiechnięty od ucha do ucha Joel. Przeszłam przez korytarz, który opustoszał. Uczniowie opuszczali szkołę, wraz z rodzicami, a nauczyciele schowali się do swoich klas szykując się zapewne na powrót do domu. 

- do widzenia – rzuciłam szybko, zerkając na panie woźne, siedzące przy szatni, które gorliwie prowadziły rozmowę.

- do widzenia – powiedziały zgodnie, przerywając swoją konwersacje. Skierowałam się do otwartych na oścież wyjściowych drzwi, przez które wpadał czerwcowy wiatr, a liście drzew po drugiej stornie ulicy przyjemnie szumiały pod jego wpływem.                                                              Westchnęłam nastawiając się na moment kiedy jutro będę o tej samej porze kilkadziesiąt kilometrów stąd. Uśmiechnęłam się wiedząc, że przez najbliższe tygodnie nie będę musiała widzieć znużoną moją obecnością twarz mojego ojca. Gdzieś głęboko w sercu wiedziałam, że odpocznę, nabiorę sił i pozwolę sobie zapomnieć na jakiś czas o cierpieniu, że pomimo surowej, pedantycznej kobiety, w tamtym domu znajdę coś głębokiego. Coś co swoją głębokością, swoim zrozumieniem przyciągnie mnie do siebie i da coś co chodź w najśmielszych marzeniach i snach przekroczy je wszystkie. 

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej, mam ogromną nadzieję, że podoba Wam się rozdział. 

Ściskam i do zobaczenia w kolejnym rozdziale. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 06 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Ocean Twych oczuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz