minho

142 17 26
                                    

Kiedy wracali z kina, była już późna godzina. Dodatkowo okazało się, że ostatni autobus pod dom Minho już odjechał, więc byli zmuszeni iść na nogach. Rozmowa umilała im ten czas, chociaż rudowłosy miał wrażenie, że coś jest nie tak. Całą drogę rozglądał się dookoła, zmartwiony tym, że poza nimi nikogo innego nie ma na dworze. Chłopacy jednak się tym nie przejmowali, co odrobinę irytowało Minho. Czuł jak włosy jeżą mu się na karku, a zapach dookoła wydawał się być dziwny, jakby powietrze było zanieczyszczone. Skrzywił się, kiedy woń zrobiła się bardziej intensywna, w końcu zasłaniając nos dłonią.

— Nie czujecie tego? — spytał, patrząc podejrzliwie na trójkę przyjaciół.

— Czego?

— Coś śmierdzi... — mruknął niezadowolony Lee, rozglądając się znów. — Mam wrażenie, że wdycham jakieś ścieki albo truciznę.

— Może się przeziębiłeś — zasugerował Hyunjin.

— Przecież to nie są objawy przeziębienia — powiedział Chan, patrząc na przyjaciela jak na idiotę.

— Może jakiś nowy wirus.

— To nie jest wirus, coś śmierdzi i to porządnie — jęknął Minho, ściskając palcami nos.

Już po chwili dostał odpowiedź co było źródłem. Niespodziewanie pojawił się przed nim mężczyzna, wielki i dobrze zbudowany. Postawą, kolorem skóry i zapachem przywodził na myśl Wonho, co dawało Minho wystarczająco dużo wskazówek co do tego kim, a raczej czym jest istota przed nim, choć tak naprawdę wystarczył mu błysk krwiście czerwonych oczu.

— Kundel i trzy przekąski — powiedział mężczyzna niskim głosem, który brzmiał bardziej jak warkot. Ten dźwięk wywołał w całej trójce mocny dreszcz strachu, z wyjątkiem rudowłosego, który najeżył się jak zwierzę na widok zagrożenia.

— Zjeżdżaj — odparł Minho, stając przed swoimi przyjaciółmi, którzy wyglądali na dosyć przestraszonych, a w szczególności Changbin, który miał za sobą spotkanie, na którym otarł się o śmierć z istotą pokroju nieznajomego, z którym teraz mieli do czynienia.

— Chodźmy stąd... — poprosił słabo Seo, co bez problemu usłyszał wampir, prychając głośno.

— Nie chce kłopotów — powiedział Lee, wpatrując się w osobnika przed sobą, dłonie zaciskając w pięści. — Ty raczej też ich nie chcesz.

— Czy tobie już do reszty odwala? — syknął Chan, łapiąc za rękaw kurtki Minho i pociągając, ale ten ani drgnął. — Chodź, nie widzisz jaki on jest wielki?

— No właśnie, nie dasz sobie z nim rady — dodał Hyunjin, ale nie był w stanie się ruszyć, bo widok wampira sprawił, że nogi wręcz przywarły mu do chodnika.

— Lepiej posłuchaj kolegów — przemówił nieznajomy, uśmiechając się złośliwie, ale widząc brak reakcji ze strony Minho, który nie zamierzał się ruszyć ani poddawać, uśmiech zszedł mu z twarzy.

Nastała cisza, która przerywana była jedynie mocniejszymi podmuchami wiatru. Wampir wyczekiwał aż rudowłosy odpuści, a Minho odliczał w głowie ile czasu zostanie mu do ataku przeciwnika. Zastanawiał się czy da radę, w końcu od dawna nie musiał tego robić, nie przemieniał się. Czy jego ciało w ogóle pamięta jak to się robiło?

W końcu wampir postanowił zaatakować, w ułamek sekundy znajdując się przy Minho, którego złapał za ramię i mocno ścisnął. Lee odpechnął skutecznie jego rękę, następnie uderzając pięścią w twarz, aż zachwiał się i zrobił krok w tył. Wyższy nie spodziewał się, że tak młody wilk będzie w stanie z łatwością mu się przeciwstawić, co zdecydowanie go nie zadowoliło. Musiał użyć więcej siły, dlatego złapał znów Minho za ramię, tym razem dużo mocniej, ciskając nim w stronę chodnika po drugiej stronie ulicy, aż jego plecy i głowa uderzyły z impetem w ścianę budynku. Jęknął cicho z bólu, czując jak szumi mu w uszach, a gdy otworzył oczy, przez chwilę wszystko widział za mgłą. Krzyki ledwo dochodziły do jego uszu, a obraz, który teraz miał przed sobą, wyostrzał się w ślimaczym tempie. Półprzytomnym wzrokiem przyglądał się, jak Changbin cofa się, potykając o własne nogi i upadając na chodnik tyłkiem. W tym czasie silna ręka wampira trzymała Hyunjina za kurtkę, unosząc go nad ziemią, wierzgającego nogami i krzyczącego z przerażenia na widok ostrych kłów, które błyszczały spomiędzy warg mrocznej istoty. Chan stał sparaliżowany, a jego oczy lśniły czystym strachem i rozpaczą bo wiedział, że nie może nic zrobić aby uratować przyjaciela.

new born chapter II | minsungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz