Kolejny dzień był o wiele bardziej miły niż ten, w którym opowiadali o swoich rozstaniach, a Minho w towarzystwie chłopaków poytrafił skutecznie zapomnieć o fakcie, że jego miłość już kogoś ma. Nie chciał wiedzieć kim był ten ktoś, to i tak było dla niego za wiele, a ta wiedza mogłaby tylko wprowadzić większy zamęt w jego głowie i zdrapać wszystkie strupy w całości, do krwi i bólu.
Tego dnia mieli iść na spacer, na którym Minho pokazałby im szkołę i tak też zrobili. Musieli jechać autobusem, ponieważ była dużo dalej niż ta, do której uczęszczał jeszcze rok temu. Była również dużo większa, miała spore boisko i oddzielny budynek z salą gimnastyczną.
— Kurde, klasa — stwierdził Changbin z rękami wciśniętymi do kieszeni kurtki.
— Niby tak, ale strasznie się gubiłem — przyznał rudowłosy, przyglądając się szkole z pewnej odległości. — Wiecie, mniejszy budynek, mniej klas i mniej korytarzy. Tutaj trochę ciężko było mi się odnaleźć, jest ogromna.
— A w środku? — spytał Chan, zerkając na Minho.
— Ładna, bardzo. Wszystko jest miłe dla oka, nowe, czyste.
— Marzenie — parsknął Hyunjin, kopiąc niewielką kopkę śniegu, która się rozpadła. — Ja nadal czekam na nową siatkę do siatkówki. Na tej to by się nawet nie dało powiesić, chyba by pękła przy samym wiązaniu.
— Ale pomysł... — skwitował cicho Seo.
— No co? Taka prawda, gimnastyczny wisielec by nie przeszedł.
— Sam jesteś wisielec — stwierdził Chan, uderzając go otwartą ręką w tył głowy.
— W tej szkole się ponoć kiedyś ktoś powiesił — odezwał się Minho, przykuwając tym uwagę trójki przyjaciół. — Niby ponad czterdzieści lat temu, stare dzieje, ale nadal straszne. W jakiejś klasie to było. Dziwnie jest siedzieć w ławce i uświadomić sobie, że właśnie w tym miejscu ktoś mógł umrzeć.
— To fajną masz szkołę — parsknął Changbin.
— Dopiero mówiłeś, że klasa — zauważył Hwang.
— Bo nie wiedziałem, że takie rzeczy się tutaj działy.
— O czym my w ogóle gadamy? — westchnął Chan, kręcąc głową z dezaprobatą. — Gdzie idziemy dalej?
— Ah, tak — pokiwał głową Lee. — Dzisiaj pokażę wam salon gier i kino. Są ogromne w porównaniu do tych, do których chodziliśmy kiedyś.
— Dużo atrakcji — powiedział uradowany Changbin, po czym wszyscy ruszyli za rudowłosym.
Niedługo później dotarli do salonu gier, w którym było przyjemnie ciepło, na co cała czwórka z ulgą odetchnęła, bo na dworze była temperatura poniżej zera. Pomieszczenie było duże, automatów było dwa razy więcej, a to oznaczało, że spędzą tutaj cudowne kilka godzin, grając w najlepsze. Minho wykupił dla nich wejściówkę, po czym wszyscy weszli na salę, pochłaniając się zabawą.
–
— Ile można oszukiwać? Zawsze to samo! — zawołał Hyunjin, sięgając do kieszeni spodni po portfel, w następnej chwili wyjmując dwa banknoty i kładąc na otwartej dłoni Minho.
— Nigdy nie oszukiwałem — prychnął Lee, chowając wygrane pieniądze.
— Zawsze to robisz.
— Po prostu nie umiesz grać i nie masz taktyki.
— Jak można oszukiwać w cymbergaju? — spytał Chan, kręcąc głową.
— Jakoś z wami też zawsze wygrywa, więc można.
CZYTASZ
new born chapter II | minsung
Fantasiaczy to naprawdę koniec? 2 (DRUGA) część opowieści new born