Rozdział III

44 3 14
                                    

Perspektywa Shidou

Całe PxG huczało tym, co się stało

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Całe PxG huczało tym, co się stało. Ploty o Itoshi Rinie, najmroczniejszym z mrocznych, niosły się szybciej, niż ja chcący wpierdolić piłkę prosto do bramki. Albo koledze, co mnie wkurwia. Albo Itoshi Rinowi.

Jemu to chętnie bym wpierdolił. Śmiesznie się denerwuje, ale chociaż by nie właził o świcie na dach i nie skakał. Co, myślałby, że to on dostanie skrzydeł i poleci? O nie, nie, Rin-chan, to moje małe marzenie. Mojego małego pink spider*. To ja jestem stworzony do latania i wybuchania, a ty do siedzenia z dupą na ziemi, i opłakiwaniu durnego brata!

No dobra. Poniekąd go rozumiem. Kurde, nawet bardzo. Tylko po co mam wdawać się w tę dyskusję? Skoczył, to skoczył. Żyje. Leży sobie w szpitalu i na pewno myśli, że chciałby mnie zobaczyć, swojego drogiego kolegę ❤

Dobra, dobra, ale od początku, bo się za bardzo podjarałem.

Jak się dowiedziałem? Jak Rin-chan się rzucił z dachu, to było wcześnie rano, zbyt wcześnie, by ktokolwiek normalny nie spał. Z tym że PxG to ekipa totalnych pojebów i mamy w szeregach Charlesa, tak zwanego "mojego kolegę", bo śmieszny jest i mi piłki wystawia. Więcej mi do życia nie potrzeba. Charles Chevalier potuptał sobie na sikanie poranne, a potem wrócił wskakując na mnie, że "kolego, kolego, Rin-chan nie żyje!". Zjebałem go z siebie, bo co mi tu będzie mnie denerwował nad ranem i dupę zawraca, na pewno mnie wkręca. Ale ta mała pchła śmieszna leciała w zaparte.

- No mówię ci! Spadł z dachu! - powtarzał jak katarynka budząc cały pokój.

- Co ty pierdolisz, idioto? - warknął Karasu w półśnie odwracając się na drugi bok. - Przymknij łeb, bo zaraz też z niego spadniesz.

- No serio! Spytaj Lokiego! Jest na półpiętrze z Anri i ratownikami!

No dobra, jak tak, to idę zobaczyć. Tylko znajdę spodnie, bo z gołym zadkiem nie wypada tak przy damie. Ten skakał jak rażony prądem i się ekscytował. Nawet Nanase od tego się popłakał i wybiegł z pokoju. Podobno on i Rin coś tam ze sobą teges szmeges, ale to podobno tylko plotki, które puściłem, więc nie wiem. W każdym razie chłop się przejął, a my z Charlesem poszliśmy popatrzeć, czy on w ogóle przeżył.

Żeby nie było, że ja taki niemiły jestem. Nawet mnie to przejęło. No kurwa, jakby Rin się przekręcił, to bym płakał. Z ręką na sercu mogę to powiedzieć. Przywiązałem się do gnoja i nawet go polubiłem, chociaż to chuj złamany. Tylko to było tak absurdalne i nierealne, że trudno było mi to przyswoić, że faktycznie, ten mroczny Rin, z którym się kłócę, biję i go wkurwiam, postanowił spotkać się z hide* szybciej niż ja. Sam bym go najchętniej stamtąd zdjął, ale nic nie wiedziałem. Nie zwierza mi się i myślę, że nawet ten lizodup Nanase się nie spodziewał.

Chooociaż.. ?

Kiedyś go zaczepiłem. Rina, jebać Nanase. Smutny siedział na łóżku i coś tam gryzmolił w zeszycie. Myślałem, że wkręcił sobie piłkę na banię, że jest Lightem Yagamim, a to jego death note i chce mnie wysłać daleko, daleko, ale nie. Słuchał muzyki.

Roses covering your face (ryusae)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz