~ 2 ~

39 5 34
                                    

Maj '26, Allentown

Byliśmy tutaj już dziesięć dni. Dziesięć wypełnionych po brzegi pracą dni.

McIntyre miał rację, że Chris może okazać się przydatny - znał większość przełożonych a fabryce i dzięki jego kontaktom nie raz udawało się nam załatwić coś szybciej. No i  był mężczyzną. Bo szefostwo Air Products & Chemicals miało wyraźny problem z tym, że przyjechała ich nadzorować kobieta. I to młoda. 

Któregoś poranka, stojąc przed maszynownią  w moim ochronnym uniformie, z włosami spiętymi pod kaskiem, usłyszałam strzępek rozmowy.

- Ta konstruktor to całkiem niezła dupa - mówił jeden z głosów.

- Nooo, ja bym taką... - tu nastąpiło obrzydliwe cmoknięcie.

- Myślisz, że jest z tym typem, co z nią przyjechał?

- E, chyba nie, bo by było widać, a oni tylko gadają o maszynie.

- Może dobrze się maskują?

- Może.

- Ciekawe czy młodszy syn prezesa Lee ją już widział. Podobno przylatuje z Korei, żeby zacząć staż u ojca w firmie. Oczywiście na wysokim stanowisku.

- He he, a podobno pies na baby i żadna nie może się czuć bezpieczna...

- Panowie, a wy nie macie nic do roboty? - rozległ się trzeci głos, a zaraz po nim nastąpiło szuranie butów. I cisza.

To prezes Lee miał dwóch synów? Dotychczas poznałam jednego, Minho, tutaj nazywanego Lino. Odbywał staż w naszej firmie, bo miał przejąć oddział w Bostonie. Miły, sympatyczny, o nieco sarkastycznym poczuciu humoru. No i gej, o czym dowiedziałam się przez przypadek, widząc go całującego się kiedyś w restauracji z innym mężczyzną. Nie ruszało mnie to, bo kompletnie nic nie miałam do gejów. Waginosceptyków, jakby powiedziała Cynthia. Miałam kilku wśród znajomych i z reguły byli to porządni ludzie, nie obnoszący się ze swoją orientacją, nie narzucający nic nikomu. Niejeden heteryk mógłby się od nich uczyć tolerancji. Ale, że Lino miał brata, młodszego w dodatku, to nie miałam pojęcia.

Usłyszałam kroki i odwróciłam się, by ujrzeć nadchodzącego Chrisa. 

- Co to za spóźnianie? - spytałam, poprawiając zjeżdżający z głowy "garnek".

- Nie mogłem zamknąć szafki, bo ktoś wyłamał zamek i musiałem czekać, aż dostanę nową - wyjaśnił. - Długo czekasz?

- Wystarczająco, żeby dowiedzieć się czegoś o sobie - prychnęłam z przekąsem i streściłam mu podsłuchaną rozmowę.

Słuchał i robił się coraz bardziej zły.

- Co za durnie! Nie mają się czym zająć? Zgłoszę to do ich kierownika!

- Daj spokój, nie warto. Przyzwyczaiłam się już, że kobieta w takim zawodzie to rzadkość i albo traktowana jest jak osobliwe zjawisko, albo  jak obiekt seksualny. Zwisa mi to, co o mnie mówią. Ale, ale... wiedziałeś, że prezes Lee ma dwóch synów? - zmieniłam temat.

- Owszem. Serio, nie wiedziałaś? - Chris był szczerze zdziwiony. - Przecież nawet w prasie były jego zdjęcia z dziećmi.

- W takim razie żyję pod kamieniem - podsumowałam.

Weszliśmy do hali produkcyjnej. Panowała tu jeszcze względna cisza, bo maszyna była dopiero składana, dobiegało tylko warczenie kluczy pneumatycznych i syk spawarek. Podeszłam do automatu i już wiedziałam, że ktoś dał dupy. Przekładnie zamontowane odwrotnie i w dodatku spaw na obudowie wyglądał jak posmarkany. 

Deceive DestinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz