26.06.24 Filadelfia
Wyrok jest prawomocny. Koniec rozprawy - sędzia stuknął młotkiem.
I tak oto, po dziesięciu latach, dwóch miesiącach i dwudziestu sześciu dniach przestałam być panią Knight. Wstałam z krzesła, obracając się w stronę mojej prawniczki.
- Dziękuję ci, Penny - uścisnęłam jej dłoń.
- To była prawdziwa przyjemność pracować dla ciebie - uśmiechnęła się.
Penny uwielbiała rozwody. Oczywiście nie swoje, bo od blisko osiemnastu lat była szczęśliwą żoną i matką dwójki dzieci. Ale kochała niszczyć ludzi takich jak mój, teraz już ex - mąż, Jordan.
- Mogę ci jeszcze w czymś pomóc? - zapytała, zabierając aktówkę.
- W zasadzie to nie, chyba, że w ramach podziękowania dasz się zaprosić na drinka.
Penny zmrużyła oczy.
- Bardzo chętnie, kochana, ale może kiedy indziej, bo dzisiaj mam jeszcze dwie rozprawy i, uwierz mi, alkohol to ostatnia rzecz jakiej potrzebuję. Ale nie mówię nie. Będziemy w kontakcie - usłyszałam, wychodząc z nią z sali rozpraw.
Przed drzwiami stał już Jordan i jego dziunia, której image wyglądał jak połączenie reklamówki z Pepco z mopem sznurkowym i dwoma serdelkami pomalowanymi na strażacką czerwień w miejscu, gdzie powinny znajdować się usta. Na widok Penny odkleił się od tego plastikowego czegoś i rzucił mi wściekłe spojrzenie.
- Jeszcze mi za to zapłacisz, szmato - wysyczał.
Penny przystanęła i zmierzyła Jordana od stóp do głów.
- Panie Knight, radziłabym ważyć słowa, w przeciwnym razie pańskie konto znowu może się znacznie uszczuplić, a tego by pan raczej nie chciał, prawda? - zaśmiała się wrednie. - Życzę panu miłego dnia. Do widzenia.
Zachichotałam pod nosem i poszłam za Penny, zostawiając gotującego się ze złości mężczyznę razem z jego Miss Vileda.
O tym, że mój mąż regularnie mnie zdradzał dowiedziałam się dwa lata wcześniej, kiedy przypadkowo znalazłam w kieszeni jego marynarki rachunek za damską bieliznę, bynajmniej nie dla mnie. Wybrnął, że pomagał znajomemu z firmy kupić prezent dla żony. Wtedy jeszcze uwierzyłam. Byłam głupia i naiwna. Dopiero kiedy "życzliwy" kolega z biura Jordana podesłał mi zdjęcie z jego rzekomej "kolacji biznesowej", obudziłam się ze snu. Który okazał się koszmarem.
Sytuacja powtórzyła się dwa tygodnie później, podczas "delegacji". Znowu dostałam zdjęcia i zrozumiałam czym mój małżonek od pewnego czasu na wyjazdach bywał tak strasznie zajęty. A raczej kim. Swoją nową asystentką, o której istnieniu nie puścił nawet pary z ust, więc ja, łatwowierna żona, żyłam sobie w błogim przeświadczeniu, że jeździ z prawie 60 - letnią panią Sparks. Dobre sobie.
Z Jordanem poznaliśmy się w liceum. Chodziliśmy do jednej klasy, a nawet siedzieliśmy w razem w ławce. Zawsze traktowałam chłopaków jak dobrych kumpli, więc i do niego też na początku miałam takie podejście. Ot, fajny chłopak, nic poza tym. Nie był dla mnie nikim szczególnym. Przełom przyszedł, gdy zaprosił mnie na szkolny bal, po którym byliśmy już parą i zostaliśmy nią całą resztę szkoły. Zaraz po ukończeniu liceum wzięliśmy ślub. Młodzi, zakochani, nie chcieliśmy czekać. Przez pierwszych kilka lat było wręcz idealnie - kwiaty, śniadania do łóżka, kolacje przy świecach. Potem, gdy Jordan zatrudnił się w Wahlberg Company, zaczęło się wszystko sypać. Miał coraz mniej czasu dla mnie, tłumacząc to ciągłymi delegacjami i pozyskiwaniem nowych klientów. Rozumiałam to, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało - nowy pracownik, chce się wykazać. No ok. Ale z biegiem czasu to się tylko nasilało.

CZYTASZ
Deceive Destiny
Fiksi PenggemarMaya Wilson - 30- letnia rozwódka nie szukająca kolejnego związku, zaprzyjaźnia się z nowym pracownikiem w firmie, Chrisem. Na horyzoncie pojawia się jednak młody, przystojny i bardzo pewny siebie, syn szefa, któremu Maya natychmiast wpada w oko. D...