10 - "moja dziewczyna"

51 7 2
                                    

- Zosiaaaaaaaaaaaaaa!

Otworzyłam oczy i gwałtownie podniosłam się do siadu, słysząc czyjś głos. Kto niby mógł być w moim domu?

Nie widząc jeszcze zbyt wyraźnie, rozejrzałam się po pokoju, ale chyba - bo pewna być nie mogłam - nikogo tu nie było.

Podbiegłam do okna, przez co zakręciło mi się w głowie. Wychylając się, zobaczyłam Rudego. Stał z kwiatami w ręku, ubrany w swoją najlepszą koszulkę z Queen, a mnie zatkało.

- Rudy?! - zawołałam, wychylając się tak, że przez moment bałam się, że wypadnę.

- Cześć, Zosia! - pomachał do mnie, uśmiechając się głupkowato i mrużąc oczy, jakby raziło go słońce.

Nie siliłam się na odwzajemnienie uśmiechu, gdyż jedyne o czym marzyłam, to powrót do ciepłej poduszki.

Właściwie możliwym było, że nadal śniłam, bo Rudy z kwiatami pod moim oknem, to raczej jeden z mało prawdopodobnych scenariuszy.

- Co ty tu robisz?!

- Zabieram cię na randkę!

Dosłownie prawie wypadłam z okna. Randkę? Czy dobrze usłyszałam?

Zaśmiałam się, spodziewając się, że to żart.

- Nie śmiej się, Zosia! - krzyknął Rudy. Prawdopodobnie zdzierał sobie gardło, tak się wydzierając. - Przecież chyba tak robią pary, nie?!

Po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz. "Pary". Użył słowa "pary". Czyli mogłabym go nazywać swoim chłopakiem? To wydawało mi się takie odległe, mimo że doskonale pamiętałam, jak ostatnio się całowaliśmy. I jak wtedy powiedział, że mnie lubi. To jednak teraz także zdawało się dziwnie odległe.

- Mówisz serio?! Naprawdę chcesz iść ze mną na randkę?!

- Oczywiście! - uśmiechał się tak szeroko, że trudno było mu nie wierzyć. - Tylko mogłabyś się trochę pośpieszyć, bo tu jest strasznie upalnie!

Prędko odbiegłam od okna i otworzyłam szafę w tempie błyskawicznym. Zastanawiałam się, co nałożyć. W końcu to miała być    r a n d k a. Tak właściwie to nigdy nie byłam na prawdziwej randce. Jacek nigdy tego tak nie nazywał.

Finalnie zdecydowałam się na sukienkę, którą ostatnio dostałam od Rudego. Musiałam korzystać, póki ojca nie było w domu.

Zabrałam jakiś naszyjnik z różowego kwarcu z półki Ani. To się nazywają plusy z posiadania siostry.

Gdy nakładałam tusz na rzęsy, zadzwonił mój telefon, a gdy zerknęłam na wyświetlacz, zobaczyłam, że to Rudy. Pokręciłam głową z rozbawieniem i odebrałam.

- Zosiaaaa!! - usłyszałam od razu.

- Rudyyyyy!! - wydarłam się w odpowiedzi. - Daj mi chwilę. Robię makijaż.

Wypowiedzenie tych słów było... dziwnie euforyczne. Kiedyś wydałoby mi się niemożliwe, że będę mogła tak powiedzieć. Równie niemożliwe byłoby to, że szykuję się na randkę. Z Jankiem. (Wciąż nie do końca to do mnie docierało). A tu proszę. Życie lubi zaskakiwać.

Finalnie wyszłam po 10 minutach (musiałam jeszcze uczesać swoje niestety wciąż krótkie włosy i pooddychać przed lustrem, aby nie wybuchnąć z podekscytowania), a Janek wyglądał jak zgrzany piesek.

- Wyglądasz prześlicznie, Zosia. - powiedział, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na usta.

- Dziękuję. Ty... - chciałam odpowiedzieć "ty też", ale przez upał naprawdę "zgrzany piesek" było jedynym trafnym określeniem.

teatr. ROŚKA MODERN AU Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz