One

13 2 0
                                    

Pov. Opheliah

Pierwszy dzień szkoły zwykle niósł ze sobą specyficzne emocje. Z jednej strony przepełniała nas niechęć, bo i długie, słoneczne wakacje rozleniwiały nas do takiego stopnia, że nikt nie myślał o tym, by ponownie wracać do szkolnej ławki. Z drugiej tęsknota za znajomymi twarzami i ciekawość kolejnych wyzwań, z jakimi przyjdzie się nam zmierzyć, nieco ratowała sytuację i sprawiała, że ten jeden z najbardziej znienawidzony przez uczniów dzień w roku stawał się odrobinę bardziej znośny do przeżycia.

Jednak co, gdy był to pierwszy i ostatni dzień zarazem? Jakie to uczucie, gdy przychodzi się ze świadomością, że to ostatni rok w murach szkoły i żaden dzień już nigdy się nie powtórzy? Nie czułam, bym była mocno przywiązana do swojego liceum, bo od zawsze wiedziałam, że było tylko krótkim przystankiem, na jaki musiałam się zatrzymać w drodze do college'u. Ale dziś, gdy dotarło do mnie, że nigdy nie przeżyje już kolejnego pierwszego dnia szkoły, łapała mnie dziwna nostalgia. Klatka ściskała mnie na myśl, że za równy rok o tej porze nie będę już wkładała na siebie znajomego mundurku. Nie usłyszę przez ściany, jak w salonie młodszy brat wykłóca się z mamą o konieczność zakładania krawatu. Nie wsiądziemy razem do limuzyny i w końcu nie pojedziemy do szkoły, gdzie znów zobaczymy te same twarze.

Za rok wszystko będzie inne. I nie wiedziałam, co dokładnie w związku z tym czułam.

Ekscytacja, jaka wzrastała we mnie wraz z tą zmianą rosła wprost proporcjonalnie do strachu i niepewności, które coraz częściej dawały o sobie znać, wątpiąc w to, czy aby na pewno dam sobie radę.

- Ophi, szofer już czeka! - zawołała matka z dołu.

Sięgnęłam więc po srebrną spinkę ze wzorem zwróconych do siebie łabędzi, która była ostatnim punktem na mojej liście rzeczy do zrobienia przed szkołą. Spięłam nią włosy, a resztki grzywki, która od razu opadła na skronie zaczesałam palcami za uszy. Tak gotowa po raz ostatni przejrzałam się w lusterku.

- Idę! - odkrzyknęłam, by wiedziała, że ją usłyszałam, nim wygładziłam niewielkie zagięcie tuż przy kołnierzyku. Po wyjściu z łazienki zabrałam jeszcze ze sobą leżący na łóżku plecak, do którego wczoraj spakowałam wszystkie potrzebne książki.

Zszedłszy na dół, minęłam w holu naburmuszonego Archiego. Mamrotał coś pod nosem, idąc w kierunku drzwi ze zbolałą miną. Wokół jego szyi zawiązany był jednak krawat, więc tak, jak co roku mamie udało się postawić na swoim. Ich coroczna kłótnia stała się swego rodzaju tradycją. Już teraz mogłam jasno przyznać, że w przyszłości będzie mi ich brakowało.

- Wzięłaś ze sobą wszystko? - mama przerzuciła na mnie swoje baczne spojrzenie. Dziś miała na sobie długą, jasną sukienkę przed kolano, które w połączeniu ze zrobionym makijażem i ułożonymi włosami tworzyły bardzo formalny obraz. Wywnioskowałam, że musiało czekać ją dziś jakieś ważne spotkanie.

- Tak, specjalnie spakowałam się wczoraj, żeby dziś na pewno niczego nie zapomnieć - skiwałam głową, choć po prawdzie nawet nie musiałam ze sobą nic brać. Pierwsze zajęcia miały to do siebie, że ich klimat był o wiele spokojniejszy i luźniejszych od tych trwających w ciągu roku. Wyraz twarzy matki uległ zmianie, gdy uśmiechnęła się promiennie, ruchem głowy wskazując na wyjście.

- No to leć, bo w końcu się spóźnicie. Miłego dnia! - pożegnała się, posyłając mi w powietrzu całusa, nim nie odwróciła się, zapewne kierując do gabinetu ojca.

- Miłego dnia mamo - rzuciłam na odchodne. Na podjeździe, na który wyszłam, czekał już na mnie nasz kierowca. - Dzień dobry, Samuel - przywitałam się, dziękując, gdy jak to miał w zwyczaju przytrzymał mi drzwi, bym mogła w spokoju wsiąść.

ETHEREAL [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz