Rozdział 5: Strata

1 1 0
                                    

Lyon spowity był mrokiem, a w powietrzu czuć było ciężar nadchodzącego deszczu. Ulice, które zazwyczaj tętniły życiem, były teraz puste i ponure. W tej ciemności ukrywali się Leclerc, Dubois i Devon, przetwarzając informacje, które uzyskali od Devica - a raczej to, co im pozostało po jego śmierci. Wciąż nie wiedzieli, kto dokładnie stał za całą operacją, kto trzymał prawdziwą władzę w Lyonie, ale coś im mówiło, że to nie koniec, a raczej początek czegoś znacznie większego.

Leclerc szedł szybkim krokiem przez wąskie, kamienne uliczki prowadzące w stronę starej części miasta. Jego umysł pracował na pełnych obrotach. Detonator, który zabrali z rąk Devica, mógł być kluczem do odkrycia ich kolejnego celu, ale najpierw musieli dowiedzieć się, co dokładnie miał zamiar wysadzić.

- Musimy się spotkać z naszym informatorem - powiedział Leclerc do swoich towarzyszy, gdy zatrzymali się na chwilę, kryjąc się w cieniu kamienicy. - On wie więcej o tych operacjach niż ktokolwiek inny.

- Myślisz, że możemy mu ufać? - zapytała Devon, patrząc na Leclerca z mieszanką sceptycyzmu i troski. Zawsze była ostrożna, zwłaszcza w takich sytuacjach.

- Musimy - odparł Leclerc, spoglądając na nią poważnie. - Bez niego stoimy w miejscu.

Dubois skinął głową, zgadzając się z Leclerkiem.

- Victor zawsze dawał nam dobre informacje. Nawet jeśli jest na krawędzi, wie, jak przetrwać. A to oznacza, że może nam pomóc. Chodźmy.

Victor Beaulieu był człowiekiem z marginesu, specjalizującym się w handlu informacjami. Żył w cieniach, obracając się w kręgach przestępczych, ale jego wiedza była bezcenna. Wiedział, kto wchodził i wychodził z miasta, kto planował większe ruchy, a kto zniknął bez śladu. Był bez wątpienia jednym z najbardziej wartościowych źródeł w Lyonie.

Kiedy dotarli do jego kryjówki - małego, zagraconego mieszkania nad barem w starej dzielnicy - Leclerc pchnął drzwi, wchodząc do środka. Wnętrze było ciemne, a powietrze przesycone dymem papierosów i alkoholem. Na stole stało kilka pustych butelek, a Victor siedział w kącie, wyraźnie na coś lub na kogoś czekając.

- Ach, moi ulubieni klienci - powiedział z ironicznym uśmiechem, gdy zobaczył trójkę swoich gości. - Wiedziałem, że się zjawiacie. Ale chyba nie po to, żeby napić się wina, co?

- Potrzebujemy informacji, Victor - odparł Leclerc, siadając naprzeciwko niego. - Devic nie żyje, ale zanim padł, wspomniał o kimś, kto trzyma Lyon w garści. Chcemy wiedzieć, kto to jest.

Victor zmarszczył brwi, opierając się wygodniej w fotelu.

- Devic był jednym z tych, którzy mieli dostęp do wyższych sfer. Jeśli mówił o kimś większym, to znaczy, że jest tu grubsza sprawa. Ale żeby dać wam konkretne nazwisko... - Przerwał, patrząc na nich z namysłem. - Potrzebuję czegoś w zamian.

Devon podeszła bliżej, spoglądając na Victora z chłodną kalkulacją.

- Victor, nie mamy czasu na gierki. Albo nam powiesz, co wiesz, albo znikniesz z tej gry szybciej, niż się tego spodziewasz.

Victor uniósł ręce w geście obrony, uśmiechając się półgębkiem.

- Spokojnie, spokojnie. Powiem wam, co wiem, ale nie za darmo. Wiecie, jak to działa. Muszę coś zyskać.

Leclerc wymienił szybkie spojrzenia z Dubois i Devon. Wiedzieli, że Victor to człowiek interesów, ale tym razem nie mogli sobie pozwolić na długie negocjacje.

- Dostaniesz swoje pieniądze - powiedział w końcu Dubois. - Ale najpierw nazwisko.

Victor nachylił się, jego oczy lśniły w słabym świetle.

Lyon we krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz