Rozdział 4: Eliminacja

3 2 0
                                    

Lyon był miastem pełnym kontrastów. Jego stare, wąskie uliczki łączyły się z nowoczesnymi budynkami, tworząc miejsce, w którym tradycja mieszała się z nowoczesnością. W tym labiryncie ulic ukrywały się sekrety, których nikt nie chciał ujawniać. Sekrety, które dla ludzi takich jak Leclerc i Dubois stanowiły codzienność.

Po dramatycznych wydarzeniach w warsztacie Gerarda, Leclerc, Dubois i Devon nie mieli chwili do stracenia. Byli teraz w ruchu, zmieniając swoje miejsce ukrycia, zanim Devic lub jego ludzie znów ich namierzą. Devon prowadziła ich pewnie przez mroczne uliczki miasta, znając każdą ścieżkę i skrót.

– Musimy zniknąć na jakiś czas – powiedziała Devon, odwracając się w stronę Leclerka. – Zrobimy za dużo hałasu, jeśli będziemy dalej tak działać. Devic nie odpuści, a jego sieć kontaktów może sięgać wszędzie.

– Wiem – odpowiedział Leclerc, choć ton jego głosu zdradzał niechęć do wycofania się. – Ale musimy dokończyć to, co zaczęliśmy. Jeśli teraz się wycofamy, Devic zyska przewagę.

Dubois, który szedł z tyłu, obserwując okolicę, westchnął cicho.

– Leclerc, Devon ma rację – wtrącił. – Jeśli nie będziemy ostrożni, to tylko kwestia czasu, zanim nas złapią. Devic jest jak szczur – pojawia się wszędzie, gdzie najmniej się go spodziewasz.

Leclerc zatrzymał się na chwilę, zerkając na Dubois. W jego oczach można było dostrzec mieszankę frustracji i determinacji.

– Nie możemy się teraz zatrzymać – powtórzył z uporem. – Nasza misja jest zbyt ważna.

– A co z misją? – zapytała Devon, patrząc na niego chłodno. – W tej chwili walczycie o przetrwanie. Misja to luksus, na który nie macie czasu.

Leclerc spojrzał na nią z gniewem, ale nie odpowiedział. Wiedział, że miała rację, ale jego duma nie pozwalała mu przyznać tego otwarcie. Był człowiekiem czynu, przyzwyczajonym do działania, a nie czekania. Jednak sytuacja, w której się znaleźli, zmusiła go do przewartościowania swoich priorytetów.

Ruszyli dalej, przechodząc przez opustoszałe dzielnice, gdzie cienie rzucane przez lampy uliczne tańczyły na ścianach budynków. Devon prowadziła ich do miejsca, które miało być bezpieczną przystanią, ale nikt z nich nie mógł być pewny, czy rzeczywiście tak będzie.

Gdy dotarli do miejsca docelowego, okazało się, że było to małe, niepozorne mieszkanie na obrzeżach Lyonu. Z zewnątrz wyglądało, jakby od lat nikt tam nie mieszkał. Miejsce idealne, by zniknąć z oczu tych, którzy chcieliby ich znaleźć. Wewnątrz było surowo – małe, proste meble, puste ściany i niemal zerowa ilość osobistych przedmiotów. Devon wiedziała, jak wybierać kryjówki.

– Możemy tu zostać przez kilka dni – powiedziała, zamykając za nimi drzwi. – Musimy przeczekać, aż sytuacja się uspokoi.

Leclerc rzucił się na jeden z foteli, patrząc na nią z mieszanką irytacji i znużenia.

– Czekanie to strata czasu – mruknął, ale Dubois usiadł naprzeciwko niego, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie.

– Leclerc, to nie jest zabawa – powiedział cicho, ale stanowczo. – Devic nie jest zwykłym przeciwnikiem. Ma zasoby, o jakich nam się nawet nie śniło. Jeśli nie będziemy ostrożni, to nie doczekamy nawet końca tego tygodnia.

Leclerc westchnął ciężko, wiedząc, że jego partner ma rację. Mimo wszystko nie mógł zignorować wciąż rosnącego w nim gniewu i frustracji. Chciał działać, chciał zakończyć to wszystko raz na zawsze, ale w tej chwili czuł się jak zwierzę uwięzione w klatce, zmuszone do czekania na odpowiedni moment.

Lyon we krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz