Rozdział 6: Zgoda czy sprzeciw?

1 1 0
                                    

Noc powoli ustępowała miejsca pierwszym promieniom słońca. Lyon, zanurzony w porannej mgle, wydawał się cichy, ale Leclerc wiedział, że to tylko cisza przed kolejną burzą. Ulice budziły się do życia, ale dla niego i Dubois czas się zatrzymał. Siedzieli w samochodzie, zaparkowanym na bocznej uliczce, gdzie rzadko pojawiali się przechodnie. Obaj wciąż przeżywali stratę Devon, ale nie mogli pozwolić sobie na długie rozmyślania. Życie w ich zawodzie nie dawało miejsca na żałobę - musieli działać.

- Co teraz? - spytał Dubois, jego głos brzmiał pusto.

Leclerc spojrzał na zegarek. Wiedział, że to dopiero początek. Devon nie żyła, ale ich zleceniodawcy nie przestaną naciskać. W rzeczywistości, po zabójstwie Morettiego, ich pozycja w Lyonie była bardziej niepewna niż kiedykolwiek. Straty, jakie ponieśli, osłabiły ich siły, a wrogowie, zarówno znani, jak i ci jeszcze nieodkryci, z pewnością zaczną atakować z jeszcze większą determinacją.

- Musimy ustalić, co dalej - odpowiedział Leclerc, włączając telefon i przeglądając wiadomości. Na ekranie pojawiła się wiadomość od ich tajemniczego zleceniodawcy, Louisa Duranda, człowieka, który znał tajemnice Lyonu lepiej niż ktokolwiek. To on organizował ich akcje, dostarczał im celów i informacji, a teraz, po tym, co wydarzyło się z Morettim, musieli się spotkać.

- Durand chce się z nami spotkać - powiedział Leclerc, zerkając na Dubois. - Ale nie mówi gdzie ani kiedy. Tylko, że mamy być gotowi. To mi nie podoba się ani trochę.

Dubois zmarszczył brwi.

- Nie dziwię się. Zawsze był nieprzewidywalny, ale teraz, po tym wszystkim... Coś mi mówi, że to nie będzie zwykła rozmowa. Musimy być czujni.

Leclerc przytaknął, choć wewnętrznie czuł, że cała ta misja zmierza w niebezpiecznym kierunku. Durand nigdy nie był łatwym partnerem do współpracy, ale zawsze dotrzymywał słowa. Teraz jednak, po utracie Devon i zabójstwie Morettiego, układ sił mógł się zmienić. A oni musieli być gotowi na wszystko.

Godzinę później znaleźli się na obrzeżach Lyonu, w starej przemysłowej dzielnicy, gdzie dawno temu zamknięto większość fabryk. To była idealna lokalizacja na spotkanie, które mogło skończyć się w każdej chwili krwawą jatką. Betonowe ściany, porośnięte mchem, i puste magazyny tworzyły atmosferę zimną i nieprzyjazną. Miejsce, w którym ktoś mógł zginąć, a nikt by się o tym nie dowiedział.

Leclerc i Dubois wysiedli z samochodu, spoglądając na teren. Byli uzbrojeni i gotowi na każdą ewentualność. Przed nimi znajdował się magazyn, a drzwi były uchylone, jakby ktoś już na nich czekał. Wokół panowała złowroga cisza, którą przerywały tylko odległe odgłosy miasta.

- Durand naprawdę wybrał sobie idealne miejsce - rzucił Dubois, rozglądając się wokół z niepokojem.

- Zawsze lubił dramaty - mruknął Leclerc, ruszając w stronę magazynu.

Kiedy weszli do środka, ich oczom ukazała się ciemna, opuszczona hala. Na środku stał stół, a za nim Durand, ubrany w elegancki płaszcz, mimo otoczenia, wyglądający, jakby przyszedł na spotkanie biznesowe, a nie na konfrontację z dwoma zabójcami na jego usługach.

- Cieszę się, że przyszliście - powiedział Durand, jego głos odbijał się echem od ścian. - Mamy dużo do omówienia.

Leclerc i Dubois podeszli bliżej, zachowując jednak bezpieczny dystans. Nie ufał Durandowi. Nigdy nie wiedział, co ten człowiek może planować.

- Devon nie żyje - zaczął Leclerc, wpatrując się w Duranda. - Moretti też. Chcemy wiedzieć, co dalej.

Durand spojrzał na nich z uśmiechem, ale w jego oczach pojawiło się coś mrocznego.

Lyon we krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz