Prolog

36 1 1
                                    

A kiedy krzyki ucichły, John kiwając głową dał Markowi pozwolenie na odpięcie Henry'ego z łańcuchów. Detektyw podprowadził pod zwisające truchło taczkę, po czym wyjął z kieszeni marynarki zardzewiały klucz. Wsadził go do części kajdan znajdującej się na lewym nadgarstku oszusta i przekręcił w celu jej otwarcia. Kolejno powtórzył tę czynność przy części obciążającej prawy nadgarstek. Zwłoki z wyprutymi przez pułapkę wnętrznościami momentalnie spadły na taczkę. Hoffman przyglądał się im przez krótką chwilę.

- Chciałbym cię o coś zapytać, John. - odezwał się spaczony gliniarz mierząc staruszka niepewnym wzrokiem.

- Tak, detektywie? - odparł zaintrygowany John.

- Co zamierzasz zrobić, skoro wiesz, że nie masz już żadnych szans na wygraną z rakiem? - zapytał Hoffman.

- Muszę kontynuować moją misję. Trzeba podarować szansę na odkupienie jeszcze masie ludzi, a czasu zostało niewiele... - odpowiedział zmartwiony starzec wpatrując się w pokryte warstwami brudu lustro, które ukazywało jego ledwo widoczne odbicie. - Bardzo niewiele. - dodał po chwili.

Mark zdecydował nie kontynuować tematu. Chwycił rączki taczki, na której leżały zwłoki Henry'ego i ruszył w stronę wyjścia z łazienki. John podążał zaraz za nim. Gdy przekroczył próg pomieszczenia odwrócił się, by zamknąć drzwi. Przystanął jednak na dłuższą chwilę, bowiem jego wzrok przykuło inne, rozkładające się ciało.

- Zdaję sobie sprawę z popełnionego błędu, Adamie. - oznajmił staruszek zapatrzony w szarą skórę ofiary jednej z jego gier. - Gdziekolwiek teraz jesteś, mam nadzieję, że nie trzymasz do mnie urazy. - Wykrztusił z siebie, po czym przybity zamknął drzwi łazienki.

------------

17 lat po ostatnim zamknięciu przez doktora Lawrence'a Gordona - 27. września 2024. roku - te same drzwi zostały ponownie otwarte. Do łazienki pierwszy raz od prawie dwóch dekad dostało się światło. Światło z latarki trzymanej przez mężczyznę ubranego w przeciorane jeansy, podartą, skórzaną kurtkę i maskę przeciwgazową.

Tajemniczy przybysz wyłączył latarkę, po czym wyciągnął rękę w kierunku włącznika światła. Przeciągnął go z dołu do góry, co spowodowało powolne zapalanie się jarzeniówek. Kolejne rzędy lamp rozświetlały coraz większy obszar pomieszczenia, odkrywając na nowo sekrety, które powinny pozostać głęboko w odmętach niepamięci.

Obcy najpierw skierował swój wzrok na leżący niedaleko wejścia szkielet Xaviera.

- Za życia wydawałeś się większy. - stwierdził mężczyzna, spoglądając na kości, które ani trochę nie wyglądały tak, jakby miały należeć do osoby ważącej ponad sto kilogramów.

Kolejno jego oczy zawędrowały na twarz Zepa zniekształconą od uderzeń pokrywą spłuczki. Tym razem nie skomentował wyglądu truposza. Momentalnie przerzucił wzrok na trzecie szczątki.

- Adam Stanheight. - siedział w tej samej pozycji, co podczas ostatniej wizyty Johna w łazience: nogi ułożone w jedną stronę, ręce podpierające ciało przed upadkiem i spuszczona głowa.

- Niemożliwe... - wyszeptał z niedowierzaniem przybysz. W przerażeniu ściągnął maskę i rzucił ją na podłogę. Tym samym odsłonił twarz zdradzając swoją tożsamość. Daniel Matthews wsadził drżącą dłoń do kieszeni spodni i wyjął z niej krótkofalówkę.

- Doktorze, Hoffman zniknął...

Piła: Kult JigsawaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz