Rozdział 4: Jaką mam pewność, że mogę ci zaufać?

6 1 0
                                    

Przygnębiony Logan stał ze spuszczoną głową i pustym wzrokiem wpatrywał się w marmurowy nagrobek. Promienie słońca intensywnie go otulały, co w połączeniu z czarnym swetrem i ciemnymi jeansami sprawiało, że na ciele mężczyzny nie było skrawka suchego miejsca. Dawało to uczucie ogromnego dyskomfortu, do którego jednak weteran był przyzwyczajony za sprawą wydarzeń z Iraku. Krople potu spływające po bliznach nie sprawiały mu już szczypiącego bólu.

Nelson trwał zamyślony w grobowej ciszy, dopóki nie usłyszał kroków przerywanych rytmicznym stukaniem o kamienną dróżkę, która przechodziła przez cały cmentarz. Logan zignorował ten fakt i dalej nieruchomo stał nad płytą z marmuru. Odgłosy kroków i stukania cały czas jednak stawały się głośniejsze. Wreszcie w zasięgu wzroku doktora pojawił się mężczyzna kroczący o lasce, ubrany od stóp do głowy na czarno. Miał eleganckie, czarne pantofle, czarne spodnie od garnituru, długi czarny płaszcz i czarne skórzane rękawiczki. Na głowie niósł czarną fedorę, a jego oczy zakrywały ciemne, przeciwsłoneczne okulary.

Nieznajomy skręcił w alejkę, w której znajdował się Logan. Posuwistym krokiem szedł w stronę doktora, aż nagle się zatrzymał. Przystanął obok Nelsona i na cmentarzu ponownie zapadła głucha cisza.

- Skąd go znałeś? - niespodziewanie zapytał tajemniczy mężczyzna, przerywając niezręczną ciszę.

Logan lekko obrócił głowę w kierunku obcego faceta.

- A ty kim jesteś, żeby się mnie o to pytać? - pewnie skontrował zaniepokojony weteran.

- Byłem jego lekarzem i przyjacielem. Niestety jeden z rezydentów pomylił wyniki jego badań z innym pacjentem. Przez to za późno wykryliśmy u niego guza mózgu. - wytłumaczył nieznajomy.

- Rozumiem, współczuję. - oznajmił Nelson zmieszany odpowiedzią rozmówcy. - Był dobrym przyjacielem mojego ojca - dodał po chwili.

- Przykro mi. - odpowiedział obcy głosem wypranym z jakichkolwiek emocji.

Logana zaniepokoił ton nieznajomego. Człowiek, który zaledwie kilka miesięcy wcześniej bez cienia przerażenia stawiał czoło wojownikom od dziecka szkolonym do zabijania, czuł dziwny, niezidentyfikowany strach w towarzystwie jednego, spokojnego mężczyzny.

- Ja już uciekam. Miło było poznać. - Nelson odezwał się i wyciągnął rękę na pożegnanie.

- Przyjemność po mojej stronie. Do widzenia! - Odparł facet w czarnym ubraniu, uścisnąwszy dłoń weterana.

Logan nerwowo odwrócił się i odszedł, pozostawiając grób Johna w towarzystwie nieznajomego.

------------

Słońce powoli wychylało się zza horyzontu, by obudzić nowy dzień. Logan akurat podjechał pod dom, wróciwszy z nocnej wizyty u lekarza. Zaparkował samochód przed bramą garażu. Był na tyle zmęczony, że nie miał siły wjeżdżać nim do środka. Wyczołgał się z pojazdu i ciężkim krokiem ruszył w stronę drzwi domu. Gdy do nich dotarł, powolnym ruchem wciągnął z kieszeni klucze. Nie było jeszcze zbyt widno, więc musiał bardzo dokładnie przyjrzeć się grupie mosiężnych odlewów, by wybrać ten właściwy.

Wówczas usłyszał za plecami jakiś szelest. Momentalnie obejrzał się za siebie, ale nie zobaczył niczego podejrzanego. Nie wiedział, czy to wyobraźnia płata mu figle ze zmęczenia, czy to odzew paranoi wywołanej przez pobyt w Iraku.

Wziął głęboki wdech i odwrócił się w kierunku drzwi. Wtedy niespodziewanie wyskoczyła na niego zamaskowana postać. Jej kontur zlał się Loganowi ze ścianą domu, więc nie miał żadnej szansy na odpowiednią reakcję. Poczuł w plecach głębokie ukłucie, a po nim przyszedł przeszywający ból. Od razu zakręciło mu się w głowie. Opadł na drzwi i powoli bezwładnie osunął się na ziemię.

Po jakimś czasie się obudził. Otworzył oczy, ale przez wszechobecną ciemność niczego nie widział. Czuł chłód, a nawet zimno na całym ciele. Stopniowo odzyskiwał pełną sprawność wszystkich zmysłów, co było możliwe w tak szybkim tempie dzięki adrenalinie.

- Co się dzieje? - rzucił zaniepokojony w kierunku ciemności, czując przyspieszające bicie serca. - Co się dzieje!? - powtórzył lekko spanikowany, tracąc oddech.

Nagle oślepiło go zimne, bardzo jasne światło. Odruchowo chciał zasłonić twarz dłonią, jednak gdy oddalił ją od torsu, ta natychmiastowo została powstrzymana przez niewidoczną siłę.

Kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do blasku jarzeniówek, zobaczył kogoś, kogo nie spodziewał się spotkać w takich okolicznościach.

- Doktor Gordon? - zapytał zaskoczonym głosem, mierząc wysokiego, kulawego blondyna. - Co... co ty tu robisz? Co tu się dzieje? - pytania mnożyły się jak króliki, lecz mimo tego Lawrence milczał jak grób. - Larry, słyszysz? Powiedz coś! GADAJ TY SKURWIELU! - histeria i chaos przejmowały kontrolę nad umysłem Logana.

- Nie drzyj się. Nikt cię nie usłyszy. - jednonogi wreszcie przemówił. - Rozejrzyj się, nie poznajesz tego miejsca?

Weteran skakał wzrokiem od lewa pokoju do prawa, od prawa do lewa i tak w kółko. Był w zbyt dużym szoku, by móc racjonalnie myśleć. Nie rozpoznawał rzekomo znajomego pomieszczenia, w którym ktoś przechowywał całą masę śmiercionośnego sprzętu. W jednej chwili przez głowę przebiegały mu wszystkie trudne wspomnienia z jego życia. Tym dającym się we znaki najbardziej było porwanie przez talibów, które do złudzenia przypominało mu jego aktualną sytuację.

- Ja... nie wiem. - oznajmił zdezorientowany, po czym wyraźnie posmutniał i skierował zagubione oczy na podłogę.

- Wiedziałem, że słabo się trzymasz, ale nie myślałem, że jest aż tak źle. - prychnął Gordon.

- Wczoraj na cmentarzu... to byłeś ty, prawda? - zapytał Nelson.

Gordon milczał, ale jego wyraz twarzy dobitnie sugerował odpowiedź.

- Kramer był dla ciebie kimś więcej, niż tylko pacjentem i przyjacielem. Ty... byłeś jego uczniem. - Logan połączył w głowie wszystkie kropki.

- Może jeszcze coś z ciebie będzie. - stwierdził chirurg. - Nie ja jeden. - dopowiedział po chwili ciszy.

Logan zbladł.

- Jest ktoś jeszcze. Ktoś kto udowodnił, że John pomylił się przy jego wyborze. - kontynuował Lawrence.

- Kogo masz na myśli? - wojskowy medyk wydusił pytanie przez ściśnięte ze stresu gardło.

- Jaką mam pewność, że mogę ci zaufać? - zastanawiał się Gordon, chodząc bez celu po pomieszczeniu i oglądając przy tym trzymaną w rękach bombę rurową.

Siedzący na krześle Logan myślał nad odpowiedzią w akompaniamencie tykania zegara. Jednocześnie spoglądał na stalową linkę przywiązaną do jego nadgarstka.

- Co się stanie, kiedy ją pociągnę? - zainteresował się Nelson, ujrzawszy czym bawi się jego porywacz.

Lawrence słysząc to pytanie odwrócił się w stronę rozmówcy.

- Zginiemy. - oznajmił Gordon.

Loganowi nie spodobał się ton głosu Larry'ego. Wydawał się podejrzanie spokojny, jak na kogoś, kto powierzył swoje życie woli osoby niestabilnej emocjonalnie. Jednoczenie miał świadomość, że Gordon był zbyt sprytny i przebiegły, by zrobić coś takiego. Długo nie myśląc, energicznym i sprawnym ruchem szarpnął z całej siły za linkę. Ta się urwała, a spod krzesła wydobył się dźwięk podobny kliknięcia. Poza tym nie wydarzyło się jednak nic więcej.

- Powtórzę pytanie: jaką mam pewność, że mogę ci zaufać?

Piła: Kult JigsawaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz