Matthews i Ross przypatrywali się Zeke'owi Banksowi przez szybę. Była lustrem weneckim, więc ex-funkcjonariusz nie miał możliwości zobaczenia swoich dawnych kolegów po fachu.
Ezekiel wyglądał jak wrak człowieka. Był zarośnięty co najmniej tak, jakby od czasu śmierci ojca nawet nie spojrzał na golarkę. Długa, czarna jak ropa i zaniedbana broda sięgała mu aż do końca szyi, a równie ciemne włosy na głowie wcale nie były w lepszym stanie. Tylko Bóg wiedział ile bakterii się w nich zagnieździło.
Czarnoskóry mężczyzna siedział na krześle praktycznie w bezruchu. Od czasu do czasu jedynie mamrotał pod nosem coś niezrozumiałego.
- Nadal uważacie, że ktoś w takim stanie może coś wiedzieć? - Hunt zwrócił się z pytaniem do podwładnych.
- Mówiłem ci, dobrze będzie przepytać każdego. - odparł Ross.
- Poza tym od wiedzy głowa nie boli. - dodał Matthews.
Obaj detektywi powoli popadali w obłęd, jednak każdy z nich robił to na swój sposób. Ross uparcie doszukiwał się powiązania z sektą Jigsawa w każdym, kto tylko przyszedł mu do głowy. Daniel natomiast nieustannie nakręcał się na myśl o tym, że podczas nocnego rekonesansu nie zastał ciała Hoffmana w łazience.
- Dobra, no to ruszajcie! - naczelnik wydał detektywom pozwolenie.
Nick i Daniel zdeterminowanym krokiem weszli do pokoju przesłuchań. Zeke jednak nic sobie z tego nie zrobił. Dalej siedział w bezruchu wpatrzony pustym wzrokiem w blat stolika, stojącego na środku pomieszczenia.
- Cześć, Zeke. Pamiętasz nas? - zapytał pewnie Daniel.
Banks w żaden sposób nie zareagował na wypowiedź przesłuchującego go policjanta. Sprawiał wrażenie, jakby był jakimś antycznym posągiem, a nie ludzką istotą.
- Detektywi Daniel Matthews i Nick Ross z wydziału zabójstw. Pracowałeś z nami przy sprawie Timothy'ego Chana pięć lat temu. - ciągnął funkcjonariusz.
Odniósł sukces! Zeke lekko podniósł głowę i zamiast gapić się w stół, przerzucił swoje oczy na zdesperowanego Matthewsa.
- Powiedz nam, co się stało trzy lata temu w starej mydlarni? - zapytał Daniel.
Banks znów przestał reagować. Głębokim wzrokiem wpatrywał się w oczy wysilającego się Matthewsa, który bezskutecznie próbował zachęcić dawnego kolegę z pracy do rozmowy.
- Dobra, Daniel, moja kolej. - oznajmił rozwścieczony Ross. - Słuchaj, skurwielu, albo opowiesz nam, co wydarzyło się trzy lata temu w tamtej mydlarni, albo porozmawiamy inaczej! - zagroził donośnym głosem, uderzając pięścią w stolik.
Zeke uśmiechnął się, wyszczerzając żółte, pokryte nalotem zęby
- Już raz wam to mówiłem. Nie słuchaliście. Nikt nie słuchał. Teraz nie powiem. - Banks rzucił kilka krótkich zdań, po czym bez opamiętania zaczął się śmiać.
- TY GNIDO! OSTRZEGAM CIĘ, TO TWOJA OSTATNIA SZANSA! GADAJ, CO WIESZ! - wrzasnął Ross prosto w twarz obłąkanego mężczyzny, łapiąc go za koszulę.
- Nick, zostaw go! - Daniel natychmiast złapał partnera, by odciągnąć go od Banksa.
Momentalnie do pokoju przesłuchań wbiegli Hunt i dwóch innych funkcjonariuszy.
- POPIERDOLIŁO CIĘ, ROSS? - naczelnik chwycił czarnowłosego detektywa za ramiona i przycisnął go do ściany. - CHŁOPIE, DO JASNEJ CHOLERY, OTRZĄŚNIJ SIĘ!
Hunt kilka razy uderzył Rossa o ścianę. Daniel i dwóch pozostałych policjantów stali jak wryci w ziemię i przypatrywali się całemu incydentowi z widocznym na twarzy szokiem . Wszystko odbywało się w akompaniamencie szaleńczego śmiechu Banksa.
-Co w ciebie wstąpiło, Nick? - zapytał szef wydziału zabójstw, patrząc w oczy swojemu podwładnemu.
W tym momencie do pokoju przesłuchań - zupełnie niespodziewanie - wbiegł Meeker.
- Inspektorze, sekta nadaje kolejną transmisję! - oznajmił głośnym głosem, wymachując tabletem, na którym wyświetlała się relacją z kolejnego testu Kultu Jigsawa.
Hunt puścił Rossa i podbiegł do policyjnego technika. Bez słowa wyrwał mu z ręki tablet, wyszedł do sąsiedniego pokoju i zaczął uważnie oglądać transmisję kolejnej morderczej zabawy. Reszta stróżów prawa bez wahania poszła za nim.
Na ekranie tabletu widoczny był mężczyzna w starszym wieku, siedzący na krześle. Miał zaszyte usta, a na jego nadgarstkach, kostkach i szyi znajdowały się kajdany przytwierdzone do łańcuchów. Te z kolei były nawinięte na szpule podczepione do sufitu. Na środku pomieszczenia znajdowała się natomiast mała skrzynia wyglądająca jak sejf, wózek transportowy ze starym telewizorem, oraz stolik, na którym leżał skalpel
- Kojarzę go. - stwierdził Hunt po dłuższym przypatrzeniu się mężczyźnie. - To Bobby Dagen, pastor prowadzący grupę wsparcia dla niedoszłych ofiar Jigsawa! - rozpoznał poszkodowanego. - Widziałem go dzisiaj rano, jak byłem pogadać z Loganem.
- Ja pierdolę... - zamruczał pod nosem Ross.
Po chwili ofiara się obudziła. Odzyskujący świadomość Bobby w pierwszej kolejności przyłożył swoje dłonie do ust. Z całych sił próbował krzyczeć, ale nic to nie dawało. Pod językiem czuł szczypiący ból, który dodatkowo zwiększał szok. Zdezorientowany Dagen gwałtownym ruchem wstał z krzesła, nie wiedząc, że skazał tym siebie na wyrok. Nieświadomie pociągnął za żyłkę przymocowaną do zawleczki. Ta została odczepiona od jakiegoś urządzenia, co spowodowało włączenie telewizora. W mgnieniu oka na ekranie pojawiła się przeraźliwa kukiełka Jigsawa.
Mimo upływu siedemnastu lat Bobby bardzo dobrze ją pamiętał. Co jakiś czas widywał jej białą jak kreda twarz i czarne oczy o czerwonych tęczówkach w koszmarach. Jedyną różnicą była obecność karmazynowych szwów, które pokrywały głowę manekina.
- Witaj, Bobby. Zagrajmy w grę! - przemówiła kukiełka. - Dawno się nie widzieliśmy. Niestety, słyszałem, że od naszej ostatniej konfrontacji ani trochę się nie zmieniłeś. Dalej okłamujesz i zwodzisz niewinnych ludzi swoimi zmyślonymi historyjkami. Po takim czasie z pewnością mogę stwierdzić, że nie zasługujesz na swój głos. Jego utrata jest ceną, którą musisz zapłacić za dalsze życie. - Bobby z przerażenia wytrzeszczył oczy. - Na twoich rękach, nogach i szyi znajdują się kajdany przyczepione do łańcuchów, które są nawinięte na szpule. Jeżeli w przeciągu pięciu minut nie uwolnisz się z łańcuchów, szpule w ekspresowym tempie je zwiną, rozrywając cię przy tym na strzępy. Klucze do kajdan znajdują się w sejfie stojącym na środku pomieszczenia. Wszystko, co musisz zrobić, aby go otworzyć, to wprowadzić odpowiedni kod. Umieściłem go na dolnej części twojego języka. Na stoliku przed tobą leży skalpel. Po tylu próbach, które masz już za sobą, doskonale wiesz, co musisz zrobić. Tylko ten sposób zagwarantuje, że żadne nowe kłamstwo, które narodzi się w twojej głowie, nie wyjdzie poza nią i nie skazi świata. Życie, czy śmierć, Bobby? Wybieraj! - wyjaśniła laleczka, po czym zniknęła, a na jej miejscu pojawiło się pięciominutowe odliczanie.
- Co to kurwa jest? - zapytał zszokowany Daniel.
Policjanci z nadzwyczajną uwagą oraz skupieniem oglądali test pastora i byłego celebryty.
Bobby nerwowo rozejrzał się po pokoju. Gdy w jednym z narożników dojrzał kamerę, zaczął wymachiwać rękoma. Na jego nieszczęście nikt nie mógł przybyć mu z odsieczą. Zarówno on sam, jak i osoby go oglądające nie wiedziały, dokąd został zabrany. Pomieszczenie, w którym przebywał, było zupełnie puste. Prócz krzesełka, stolika, sejfu, wózka z telewizorem i szpul nie było w nim kompletnie nic. Podłogę pokoju przystrajały jedynie kawałki tynku, które odpadły ze ścian.
Bobby w akompaniamencie chrobotania łańcuchów podbiegł do drzwi lokalu. Szarpał je z całych sił, jednak te nawet nie drgnęły.
W końcu Dagen uświadomił sobie, że z jego sytuacji jest tylko jedno wyjście. Powłóczystym krokiem wrócił na środek pomieszczenia i podszedł do stolika. Drżącą ręką wziął skalpel i powoli włożył go między wargi. Ostrożnym ruchem przejechał nim z jednego kącika ust do drugiego, delikatnie kalecząc przy tym swoje wagi. Gdy rozciął szwy, z ulgą odetchnął przez lekko zakrwawione usta. Najtrudniejsze wciąż jednak było przed nim. Z pięciu minut, które miał na wykonanie swojego zadania, zostały już tylko niecałe trzy.
Bobby wytarł ręką pot z czoła, po czym spojrzał na trzymany w dłoni skalpel. Jeszcze raz rozpatrzył wszystkie opcje wydostania się z potrzasku. Wymyślił! Podbiegł do telewizora. Otworzył szczękę najszerzej jak umiał, po czym podniósł język do góry.
Policjanci z wydziału zabójstw oglądający test byli pod wrażeniem sprytu i determinacji ofiary.
Pastor próbował sczytać kod z odbicia, lecz przez brak okularów i niewystarczające oświetlenie nie mógł tego zrobić. Cztery cyfry wycięte na spodzie jego języka były rozmazane, jakby znajdowały się za mgłą. Bobby przetarł ekran telewizora rękawem i spróbował jeszcze raz, jednak nic to nie zmieniło. Desperacko spróbował jeszcze raz, i jeszcze, aż w końcu wydał z siebie przerażający okrzyk rozpaczy i kilka razy uderzył pięścią w telewizor.
- Kurwa! - krzyknął zawiedziony Hunt, łapiąc się ręką za głowę.
Bobby uklęknął i w szale zaczął uderzać pięścią o betonową podłogę. Jego czas na wykonanie zadania minął. Mechanizm przytwierdzony do szpul wprawił je w ruch, a te zwinęły łańcuchy. Dagen w mgnieniu oka został rozerwany. Jego części ciała zostały rozrzucone po całym pomieszczeniu, a jego krew znajdowała się praktycznie wszędzie.
Hunt bez słowa oddał tablet Meekerowi. Załamany usiadł na krześle, spuścił głowę i podparł ją rękami.
- Co teraz, inspektorze? - zapytał nieśmiało Meeker, patrząc na przełożonego.
- Jedynym, co teraz możemy zrobić, jest przeszukanie mieszkania Schenka. - stwierdził inspektor. - Tom, weź kilku naszych i jedźcie na... kurwa, przecież nawet nie mamy adresu. - uświadomił sobie Hunt. - Zadzwoń do Boba albo Jamesa. Siedzą z nim w szpitalu, niech się go zapytają. Jak znajdziecie cokolwiek przydatnego, daj mi od razu znać. Daniel, my dwaj póki co wracamy do domów. Bądź cały czas pod telefonem. - zarządził naczelnik.
- Jasne. - odparł Daniel.
- A ja, co mam robić? - zapytał Ross ze słyszalnym zdziwieniem.
- Ty nie zajmujesz się już tą sprawą, ja ją przejmuję. - oznajmił Hunt. - Widzę, że wzbudzą w tobie za dużo emocji, więc najbliższy tydzień spędzisz na urlopie, czy ci się to podoba, czy nie.
Ross chwilę popatrzył na przełożonego gniewnym wzrokiem, po czym opuścił pomieszczenie, trzaskając drzwiami. W pokoju zapadła cisza, którą przerwało jedynie głośnie westchnięcie Daniela.
Wówczas Matthews poczuł, jak jego telefon zawibrował w kieszeni. Wyjął go i zobaczył wiadomość od doktora Gordona.
"21:00 narada u mnie"
------------
Na dworze było już ciemno, ale Milesowi i Corbett nie przeszkadzało to w prowadzeniu zaciętych dyskusji oraz poznawaniu swoich filmowych gustów.
- I jak ci się podobało? - zapytał Nevin.
- Kurde, nie przypuszczałam, że jeszcze kiedyś powstanie dobry "Obcy". Słyszałam recenzje, że niby jest spoko, ale po ostatniej części nie mogłam się przełamać.
- Widzisz, czasem warto zaryzykować.
- Dzięki, mega lubię takie filmy. Teraz czekam na nowego "Terrifiera".
- "Terrifier"? Nie słyszałem. O czym to?
- To slasher, coś takiego jak "Piątek trzynastego". Masz mordercę, w tym przypadku klauna, który sobie chodzi i morduje ludzi. Akurat ta seria to mega hardcore. Dwójka była tak brutalna, że ludzie aż mdleli i rzygali w kinach.
- Aż tak? A ciebie to nie rusza?
- Nie. To jest na tyle przesadzone, że bardziej mnie śmieszy, niż straszy. - roześmiała się dziewczyna. - Przepraszam, świetnie mi się z tobą rozmawia, ale muszę już iść. Mam jutro jeszcze kilka ważnych spraw do załatwienia.
- Jasne, rozumiem. Podrzucić cię do domu?
- Dziękuję, ale jest już późno, a nie chcę zawracać ci głowy. Wezmę taksówkę.
- Pewnie. To może chociaż cię odprowadzę?
- Byłoby miło haha.
Dwójka bohaterów po chwili opuściła mieszkanie Nevina. Miles zamknął drzwi na klucz i razem z nową koleżanką ruszył po schodach w stronę wyjścia z klatki.
Taksówka stała pod sąsiednim blokiem, więc duet nie miał długiej drogi do przejścia.
- To do poniedziałku! - powiedziała dziewczyna, zatrzymując się kilka metrów przed samochodem, po czym, na pożegnanie, przytuliła nowego kolegę.
- D-do ponieedziałku. - odpowiedział zakłopotany Miles, stojąc jak wryty w ziemię.
Chwilę po tym dziewczyna wsiadła do taksówki i odjechała, a Nevin ruszył w drogą powrotną do swojej klatki.
- Ale to niezręcznie wyszło... - mamrotał pod nosem, wchodząc po schodach.
Wyjął klucze z kieszeni, ale gdy dotarł na swoje piętro, zauważył, że drzwi jego mieszkania były otwarte.
- Co jest grane? - mruknął zdziwiony.
Niepewnym ruchem złapał klamkę i popchnął drzwi. Sięgnął ręką do włącznika światła i przeciągnął go do góry. Miles usłyszał rozmowę dwóch osób: kobiety i mężczyzny. Podążył za głosami, które okazały się dochodzić z jego salonu. Na ekranie telewizora leciał jakiś czarno biały film. Zaniepokojony Nevin wziął z ławy pilota i zgasił telewizję. Gdy się obrócił, wpadł na postać w masce świni. Miles poczuł mocne ukłucie w szyję. W ułamku sekundy runął na podłogę i stracił przytomność.
------------
Schenk przebudził się z drzemki. Gdy odzyskiwał pełną sprawność zmysłów, poczuł, że jego prawy nadgarstek jest spowity jakimś ciężarem. Na wpół przytomny spojrzał na niego i zobaczył, że znajdowała się na nim dziwna, metalowa bransoleta ze światełkiem, które co jakiś czas migało na czerwono.
- Nie, to się nie dzieje... - przerażony wyszeptał pod nosem, widząc, że policjant, który go pilnuje, usnął na krześle.
Schenk spostrzegł, że na szafce nocnej leżał dyktafon. Ostrożnym ruchem go wziął, po czym wcisnął przycisk odpowiedzialny za włączenie nagrania.
- Witaj ponownie, Williamie. - znów odezwał się demoniczny głos. - Pewnie myślałeś, że to już koniec naszej wspólnej drogi, ale nic bardziej mylnego. To zaledwie początek. Pułapka koronna była karą, na którą zasłużyłeś za swoje działania. Teraz rozpoczyna się twój prawdziwy test. - Wyjaśnił mówca. - Na twojej ręce znajduje się bransoleta z bombą, która wybuchnie o 6:00 rano. Nie da się powstrzymać detonacji, ale możesz uciec z jej zasięgu. W walizce, którą ci podarowałem, umieściłem klucz, pozwalający otworzyć bransoletę. - Schenk usłyszawszy to, skierował wzrok na teczkę. - Jedyny problem jest taki, że do jej otwarcia także potrzebujesz klucza. To właśnie jego będziesz szukać. Instrukcję odnośnie sposobu jego zdobycia zostawiłem... zdaje się, że w starej mydlarni. - na wieść o tym Schenk westchnął ze słyszalnym zrezygnowaniem. - Jesteś gotów zagrać w grę, Williamie? Miej na uwadze, że to moja gra i moje zasady, dlatego jeśli poinformujesz kogokolwiek o swojej sytuacji, lub spróbujesz otworzyć walizkę w sposób inny, niż przez kluczyk, osobiście aktywuję bombę. Nim mrugniesz, nie będziesz mieć nawet czegoś, co przypominałoby rękę. Zaczynamy grę. Powodzenia, Williamie i pamiętaj: nie ufaj nikomu, bo mogę być każdym.
Po zakończeniu nagrania Schenk nie czekał długo. Cichaczem wstał ze szpitalnego łóżka i, założywszy laczki, wziął z wieszaka ciemnoniebieską kurtkę śpiącego policjanta, po czym ubrał ją na siebie. Następnie podszedł do starego funkcjonariusza i zabrał mu kajdanki oraz pistolet. Na samym końcu chwycił teczkę i w ekspresowym tempie wyskoczył ze swojego pokoju.
Ostrożnie przemierzał korytarze szpitala. Wiedział, że gdyby ktoś go teraz zobaczył, albo natychmiast wezwałby ochronę i policję, albo momentalnie umarłby ze śmiechu. W końcu nie każdy ma w życiu okazję zobaczyć pajaca z zabandażowaną głową, skradającego się w szpitalnej piżamie, policyjnej kurtce i laczkach.
Udało mu się bezpiecznie dotrzeć do windy, którą zjechał na parter. Tam krążył niczym zjawa w poszukiwaniu wyjścia, które pozwoliłoby mu uciec niezauważonym.
Wreszcie dotarł do recepcji, gdzie zauważył drugiego z policjantów, którzy mieli go pilnować na polecenie inspektora Hunta. Młody gliniarz był zajęty flirtowaniem z recepcjonistką, lecz mimo tego Shenk wolał nie ryzykować. Odwrócił się na pięcie i odszedł kilka metrów w przeciwnym kierunku.
Już wiedział, jak wydostanie się z potrzasku. Spokojnie chwycił za klamkę okna, przez które postanowił wyskoczyć. To niespodziewanie głośno zaskrzypiało, co przeraziło Williama. Bez straty chwili wyrzucił walizkę, po czym samemu wygramolił się na zewnątrz.
Schylił się i jedną ręką podniósł teczkę, a drugą wsadził do kieszeni kurtki. Wówczas poczuł znajdujące się w niej kluczyki do radiowozu policjantów.
- Ha! - krzyknął, uśmiechając się szeroko.
------------
Lawrence usłyszawszy dzwonek, prędkim krokiem poszedł otworzyć drzwi. Jego oczom ukazał się zmarnowany Daniel. Detektyw nie pachniał najlepiej, a wory pod jego oczami wyraźnie wskazywały mocne przemęczenie organizmu.
- Chodź, już czekamy! - oznajmił doktor.
Daniel przekroczył próg domu Gordona. Ściągnął buty i ruszył w stronę połączonego z kuchnią salonu. Przy małym, prostokątnym stole czekał już Logan.
- Czołem, doktorze Nelson. - przywitał się Daniel, wyciągając rękę w stronę koronera.
- Cześć, detektywie Matthews. - Logan podniósł się zza stołu i uścisnął dłoń policjanta.
- Dobra, darujcie sobie te uprzejmości, mamy psychopatę do znalezienia. - ponaglił przyjaciół zdenerwowany Gordon.
- Larry, on nie mógł uciec. - stwierdził Logan. - Nawet jeśli łańcuch był odcięty, Hoffman nie miał czym go przepiłować. Jedyną piłę, która i tak nie dałaby rady, wyrzuciłeś za drzwi. - argumentował.
- Byłeś tam? Widziałeś jego ciało? Tam mogło się wydarzyć wszystko. - Gordon zaczynał się irytować - Dlaczego przez siedemnaście lat nikt z nas nie sprawdził tej pieprzonej łazienki?
- Wcześniej sprawdziliśmy ją dwa razy. A po uwięzieniu Hoffmana sam uznałeś, że nie ma potrzeby już do niego zaglądać. - odrzekł Daniel.
- No tak... i to był błąd. - Lawrence zgodził się ze wspólnikiem. - Ale czemu wrócił po takim czasie? Po co w ogóle wrócił? - Gordon głowił się nad sprawą Kultu Jigsawa, próbując ułożyć wszystko w głowie.
- Póki co nie wiemy, czy Hoffman kieruje Kultem, więc się wstrzymajmy. Z resztą, nawet nie wiemy, czy żyje. - stwierdził Logan. - Bez jednoznacznych dowodów nie możemy określić jego stanu.
- Hoffman Schrödingera? Dobre haha! - zaśmiał się głośno Gordon.
Wówczas po salonie rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu. Daniel wyjął komórkę z kieszeni.
- Kto tam, Daniel? - spytał Lawrence.
- To Keith. - oznajmił zdziwiony Matthews, patrząc na Logana, po czym odebrał połączenie. - Halo, co tam?
- Przyjedź jak najszybciej do mieszkania Schenka. Steven's street 3/12. Nie ma czasu do stracenia, wyjaśnię wszystko na miejscu. – nakazał zdenerwowanym głosem Hunt i rozłączył się, nie czekając na odpowiedź.Gordon miał zamiar powiedzieć Danielowi, by jechał na wskazany adres, ale nie zdążył, gdyż w mgnieniu oka naczelnik wydziału zabójstw zadzwonił również do Logana. Wszystkie znaki wskazywały na to, iż sprawa faktycznie nie cierpiała zwłoki.
- W takim razie zbierajcie się, panowie. Cały czas w kontakcie. - powiedział Gordon do swoich gości.
Matthews i Nelson opuścili dom chirurga, po czym wsiedli do swoich samochodów i odjechali w kierunku mieszkania Spiral Killera.
CZYTASZ
Piła: Kult Jigsawa
TerrorOd śmierci Johna Kramera - legendarnego mordercy znanego jako Jigsaw - minęło 18 lat. Po długiej ciszy zaczynają ginąć kolejne osoby, a ich zmagania są transmitowane w internecie. Za wszystkim stoi grupa naśladowców Jigsawa, tytułująca się jego kult...