Rozdział siódmy

5 0 4
                                    

   Przez weekend nie spotkałem się z Olivią. Tego dnia miałem chyba najlepszy dzień: odwołane trzy lekcje (geografia, angielski i hiszpański) oraz kartkówka, którą umiałem świetnie. Chyba. Przekroczyłem próg szkoły i skierowałem się do sali matematyki. 

   - Cześć - przywitałem się z Olivią na korytarzu.

   - O, hej.

   - Co tam?

   - A nic - pokazała swoją rękę. Była w gipsie i krwi. Oraz w rysunkach. Rysunki są prawie zawsze na gipsach.

   - Boże, Olivia! - Zaniepokoiłem się - co ci się stało?

   - A, tam - machnęła swoją drugą ręką, która nie była w gipsie - przewróciłam się i upadłam na rękę.

   Miałem skrzywioną minę. A Olivia się ciągle uśmiechała. Coś kryje. Coś, o czym nie mogę się dowiedzieć. 

   - Pomóc ci? - Zaoferowałem szybko pomoc dziewczynie. Zdjąłem jej plecak. Kurczę, co ja robię?! To ręka nie ramię.

   - Nie, dzięki - teraz się zorientowała, że jej plecak trzyma moja ręka - ale dzięki. - Uśmiechnęła się.

   - Chodź na matmę. 

   Na korytarzu mijaliśmy pustkę oraz kartki na drzwiach "lekcje odwołane, do domu". W międzyczasie przyszło mi powiadomienie z elektronicznego dziennika "Odwołane lekcje - Dni dyrektorskie". Nie miało być dziś wolnego. Miały być normalnie lekcje. Środek jesieni a tu Dzień Dyrektorski. Wtedy postanowiłem spędzić ten dzień z moją Olivią.

   - Idziemy do starbucksa? Albo do parku? - Proponowałem - albo gdzie ty chcesz.

   - Do parku - zgodziła się na drugą propozycję i wyszliśmy ze szkoły.

   - Kocham cię - powiedziałem.

   - Ja cię też.

   - Więc możesz mi powiedzieć, co ci się stało z tą ręką?

   - Nie.

   - Aha.

   Idąc dalej spotkaliśmy dziewczyny z czwartej klasy. Nosiły nazwę "toxic" bo takie były. Nasza klasa je tak nazwała. Teraz nawet nauczyciele na nie tak mówią.

   - Ooo! Kolejna dziewczyna? - Powiedziała jedna z nich, tak wnerwiającym tonem, że żyć mi się nie chciało - Charlie, nie uważasz, że to za dużo?

   - Ona jest pierwsza.

   - I o jedną za dużo - odparła najwyższa.

   Machnąłem ręką i poszliśmy dalej. Przeszliśmy przez próg szkoły i skierowaliśmy się ku parku.

   Przechodziliśmy przez kawiarnię i zobaczyłem małe zainteresowanie ludzi dzisiejszą wizytą w starbucksie. Tego dnia w restauracji było dość mało ludzi.

   - Chcesz kawę? Herbatę? Ciastko? - Powiedziałem pod starbucksem. Stał na naszej drodze. To... czemu nie wejść?

   - Kawkę. 

   - Jaką?

   - Caramel Frappucino z lodami - uśmiechnęła się i zmierzyła ku toalety.

   Udałem się do kolejki czteroosobowej. Stałem z trzy minuty a Olivia usiadła na pomarańczowym fotelu pod wielkim szklanym oknem.

   - Poproszę Caramel Frappucino z lodami.

   - Imię? - Spytał sprzedawca.

   - Olivia - uśmiechnąłem się. Podałem nieswoje, bo to jest dla mojej dziewczyny.

   - Zaraz podaję.

   Pracownik zaczął robić kawę a ja podszedłem do Olivii.

   - Jak tam? - Spytałem Olivii.. Boże, trzy minuty temu się z nią widziałem.

   - A co ma być? - Trochę mnie rozbawiła.

   - Nie wiem, czemu tak palnąłem. 

   Chwilę pogadaliśmy. Pracownik kawiarni wziął kubek z napojem, podszedł do lady i krzyknął:

   - Olivia, Caramel Frappucino z lodami!

   Szybko podszedłem i zostawiłem Olivię w tyle pod oknem.

   - Trzymaj, kochanie. - Uśmiechnąłem się łobuzersko

   Również uśmiechnęła się i wzięła duży łyk kawy. Najwyraźniej jej smakowało po nowej fryzurze. Miała niemal wąsy od lodów i brodę od kawy. Jak to się stało?

   Wyszliśmy ze starbucksa i zacząłem chodzić szybkim krokiem. Olivia musiała co chwilę dobiegać do mnie by się nie zgubiła w centrum Nowego Jorku. Przeszliśmy przez bramę parku a nad nią napis "Central park". 

   - Idziemy usiąść na ławce czy nagrywać tiktoki i wstawiać rolkę na insta? - Zaproponowałem trzy atrakcje.

   - A może wszystko? - Uśmiechnęła się.



We fell in love in fallOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz