Przez weekend nie spotkałem się z Olivią. Tego dnia miałem chyba najlepszy dzień: odwołane trzy lekcje (geografia, angielski i hiszpański) oraz kartkówka, którą umiałem świetnie. Chyba. Przekroczyłem próg szkoły i skierowałem się do sali matematyki.
- Cześć - przywitałem się z Olivią na korytarzu.
- O, hej.
- Co tam?
- A nic - pokazała swoją rękę. Była w gipsie i krwi. Oraz w rysunkach. Rysunki są prawie zawsze na gipsach.
- Boże, Olivia! - Zaniepokoiłem się - co ci się stało?
- A, tam - machnęła swoją drugą ręką, która nie była w gipsie - przewróciłam się i upadłam na rękę.
Miałem skrzywioną minę. A Olivia się ciągle uśmiechała. Coś kryje. Coś, o czym nie mogę się dowiedzieć.
- Pomóc ci? - Zaoferowałem szybko pomoc dziewczynie. Zdjąłem jej plecak. Kurczę, co ja robię?! To ręka nie ramię.
- Nie, dzięki - teraz się zorientowała, że jej plecak trzyma moja ręka - ale dzięki. - Uśmiechnęła się.
- Chodź na matmę.
Na korytarzu mijaliśmy pustkę oraz kartki na drzwiach "lekcje odwołane, do domu". W międzyczasie przyszło mi powiadomienie z elektronicznego dziennika "Odwołane lekcje - Dni dyrektorskie". Nie miało być dziś wolnego. Miały być normalnie lekcje. Środek jesieni a tu Dzień Dyrektorski. Wtedy postanowiłem spędzić ten dzień z moją Olivią.
- Idziemy do starbucksa? Albo do parku? - Proponowałem - albo gdzie ty chcesz.
- Do parku - zgodziła się na drugą propozycję i wyszliśmy ze szkoły.
- Kocham cię - powiedziałem.
- Ja cię też.
- Więc możesz mi powiedzieć, co ci się stało z tą ręką?
- Nie.
- Aha.
Idąc dalej spotkaliśmy dziewczyny z czwartej klasy. Nosiły nazwę "toxic" bo takie były. Nasza klasa je tak nazwała. Teraz nawet nauczyciele na nie tak mówią.
- Ooo! Kolejna dziewczyna? - Powiedziała jedna z nich, tak wnerwiającym tonem, że żyć mi się nie chciało - Charlie, nie uważasz, że to za dużo?
- Ona jest pierwsza.
- I o jedną za dużo - odparła najwyższa.
Machnąłem ręką i poszliśmy dalej. Przeszliśmy przez próg szkoły i skierowaliśmy się ku parku.
Przechodziliśmy przez kawiarnię i zobaczyłem małe zainteresowanie ludzi dzisiejszą wizytą w starbucksie. Tego dnia w restauracji było dość mało ludzi.
- Chcesz kawę? Herbatę? Ciastko? - Powiedziałem pod starbucksem. Stał na naszej drodze. To... czemu nie wejść?
- Kawkę.
- Jaką?
- Caramel Frappucino z lodami - uśmiechnęła się i zmierzyła ku toalety.
Udałem się do kolejki czteroosobowej. Stałem z trzy minuty a Olivia usiadła na pomarańczowym fotelu pod wielkim szklanym oknem.
- Poproszę Caramel Frappucino z lodami.
- Imię? - Spytał sprzedawca.
- Olivia - uśmiechnąłem się. Podałem nieswoje, bo to jest dla mojej dziewczyny.
- Zaraz podaję.
Pracownik zaczął robić kawę a ja podszedłem do Olivii.
- Jak tam? - Spytałem Olivii.. Boże, trzy minuty temu się z nią widziałem.
- A co ma być? - Trochę mnie rozbawiła.
- Nie wiem, czemu tak palnąłem.
Chwilę pogadaliśmy. Pracownik kawiarni wziął kubek z napojem, podszedł do lady i krzyknął:
- Olivia, Caramel Frappucino z lodami!
Szybko podszedłem i zostawiłem Olivię w tyle pod oknem.
- Trzymaj, kochanie. - Uśmiechnąłem się łobuzersko
Również uśmiechnęła się i wzięła duży łyk kawy. Najwyraźniej jej smakowało po nowej fryzurze. Miała niemal wąsy od lodów i brodę od kawy. Jak to się stało?
Wyszliśmy ze starbucksa i zacząłem chodzić szybkim krokiem. Olivia musiała co chwilę dobiegać do mnie by się nie zgubiła w centrum Nowego Jorku. Przeszliśmy przez bramę parku a nad nią napis "Central park".
- Idziemy usiąść na ławce czy nagrywać tiktoki i wstawiać rolkę na insta? - Zaproponowałem trzy atrakcje.
- A może wszystko? - Uśmiechnęła się.
CZYTASZ
We fell in love in fall
Romance[w trakcie] Nowa dziewczyna z Irlandii przyjechała do Nowego Jorku do liceum. Pierwszego dnia szkoły chłopak zaczepia ją na przerwie i zaprasza do galerii. Czy jesień skończy się porażką? Czy przetrwa ta miłość przez resztę pór roku? -- Patroni: Wha...