Rozdział piąty

5 0 8
                                    

Po szkole razem z Olivią udaliśmy się na przystanek autobusu szkolnego. Gdy podeszliśmy żółty autobus już stał. Weszliśmy i usiedliśmy na pierwszej kanapie. Wyciągnąłem telefon, sprawdziłem godzinę.

- Trzynasta czterdzieści osiem. O osiemnastej będzie zachód. Musimy się sprężać.

- To... - zaczęła Olivia wpatrzona w Google Maps. - Gdzie na obiad?

Wtedy przypomniała mi się restauracja, w której byłem z rodziną. Podawali kuchnię sezonową. Była jesień. Oczywiste, że musiała być zupa dyniowa oraz cynamonki. Może to nie jest jakoś super nastolatkowo-młodzieżowe danie (czyli kebab), ale Olivii klimat to jesień.

- Mam taką ulubioną restaurację jesienną.

- Kocham jesień - oznajmiła. Wiedziałem.

- A ja ciebie.

Pomiędzy nami nastała chwila ciszy. Uśmiechaliśmy się a Olivia włożyła głowę pod moją rękę, opierając rękę o mój brzuch. Zamknęła oczy.

- Ooo! - Uroczyła się osoba za nami - ej, patrz! Kolejna para miłosna w szkole.

Razem z Olivią to zignorowaliśmy.

Po kilku przystankach wysiedliśmy z autobusu i skierowaliśmy się do wejścia do parku.

- Całował cię ktoś kiedyś? - Spytałem Olivię trzymając ją za rękę. Zarumieniłem się tak jak ona. Zeszliśmy z drogi i chodziliśmy po liściach.

- Nie.

- Nie?

- Nie - odparła. - Nikt mnie jeszcze nie całował.

- To już masz pierwszego kogoś na liście. Napisz Charlie Wilson.

Położyłem dłoń na jej karku i przysunąłem do siebie. Potem ją pocałowałem. Za mocno zaszalałem. Olivia zrobiła oddała całusa. Dziewczyna się zarumieniła.

- Kocham cię - uśmiechnąłem się. - KOCHAM CIĘ! ROZUMIESZ?!

- TAK! - Również krzyknęła, ale ze śmiechem.

Nikogo wokół nie było. Tylko my. Wziąłem ją za rękę i szliśmy ku wyjścia z parku. Uśmiechnięci. Poszliśmy do tej restauracji.

- Słucham państwa - stwierdziła kelnerka.

- Stolik dla dwojga - poprosiłem.

- Zapraszam za mną - machnęła ręką. - Tu dla was jest miejsce. A to proszę menu. - Podała nam kartkę z daniami restauracji.

Najlepsze miejsce dla Olivii. Dynie, pomarańczowe ozdobne liście, świeczki. Normalnie jesień.

- Dzięki.

Olivia przeglądnęła kartę. Ja również. Po chwili zdecydowaliśmy się.

- Co dla was? - Podeszła tym razem inna kelnerka.

- Dla mnie zupa dyniowa - poprosiła Olivia.

- Razy dwa - uśmiechnąłem się.

- Myhym... coś jeszcze? - Zapisała w swoim notatniku dania dla nas.

- Herbatę i jednego cynamonka.

- A dla mnie... - spojrzałem na kartę. - Też herbatę i cynamonka.

"Matching".

- Dobrze. Zaraz przyniosę.

- Dziękujemy - odpowiedzieliśmy chórem.

Olivia uśmiechnęła się.

- A co to za kradzież mojego obiadu? - Zaśmiała się.

- Nie kradzież, tylko mamy to samo. - Stwierdziłem.

Po chwili kelnerka przyszła z miskami oraz kubkami z herbatą.

- Zaraz przyniosę deserek.

Podałem miskę z zupą Olivii oraz kubek. Mi też. Olivia, jak to "jesieniara", zrobiła zdjęcie jedzeniu.

- Sesja zdjęciowa? - Zażartowałem.

Kelnerka przyniosła mały talerzyk z ciastkiem.

- Smacznego!

- Dzięki.

Zajadaliśmy się zupą. Wziąłem trochę do łyżki i przejechałem po zimnym boku, by trochę ostygła. Zaprowadziłem jedzenie tam gdzie powinno być. Do mojego brzucha. W gardle mi się zrobiło ciepło, kiedy zasmakowałem zupy. Była pyszna. Na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech kiedy spróbowała.

- Dobrze, że przyjechałam do Nowego Jorku wcześniej. Inaczej bym ciebie nie poznała.

- Kocham cię, złotko - chyba już trochę przesadziłem.

- Ja ciebie też. - Odpowiedziała szczerym uśmiechem Olivia. Jak teraz o tym myślę, to źle mi jest. Przesadziliśmy, totalnie.

Po zjedzonej zupie zabrałem się za cynamonkę.

- Boże, kocham - zasmakowałem tego cudownego wręcz ciastka. - Przepyszne.

- Biorę się za zupę i jem.

Jak mówiła, tak zrobiła. Wzięła cynamonkę do buzi i jej spróbowała. Co chwilę brała łyk herbaty. Cynamonki są słodkie i to normalne.

- Masz rację. Cudowna jest - powiedziała.

- Jak ty - uśmiechnąłem się. Olivia trochę chyba nie zrozumiała, ale i tak się uśmiechnęła. - Cudowna i czarująca. Ale jak się zabierze ciebie za dużo to przesładza. Jak cynamonka.

Dziewczyna się zaśmiała. Wszystko zjadła i wypiła. Spojrzałem za okno. Słońce już zachodziło.

- Musimy iść. Twój tata prosi byś była przed zachodem a ja nie chcę byś płakała. - Oznajmiłem szczerze - chodź.

- No dobrze.

Założyła swój mały płaszcz i poszliśmy zapłacić. Przybliżyłem kartę i wydrukował się paragon. Nie wziąłem go jak zawsze. Wybiegliśmy do wyjścia.

- Do widzenia!

- Do widzenia. - Odpowiedziała mi kelnerka, która nas zaprosiła na miejsca.

Odprowadziłem Olivię do domu i w czasie rozmawialiśmy o mieszkaniu w Irlandii, przeprowadzce, czy ciężko, czy łatwo z Europy do Stanów.

Potem odprowadziłem samego siebie do domu.

We fell in love in fallOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz