V Pomoc

91 12 58
                                    

Wyruszyli kolejnego dnia o świcie.

Toy jechał na własnym koniu. Draska może nie była najmłodsza, ale żadnemu zwierzęciu nie ufał tak jak jej. Cypress dostał ogiera z królewskiej stajni. Nazywał się Baldini i, podobnie zresztą jak kombinezon Cypressa, był czarny jak noc. Obydwu koniom przytroczono juki. Cythia zadbała, żeby nie zabrakło im ani pieniędzy, ani leków, ani broni czy narzędzi. Otrzymali też kamień Abril i mapę Amon. A ponieważ Arcymonarchini znała się na prostych odmianach magii, przekazała im także kilka innych drobnych zaklętych przedmiotów, które mogły okazać się przydatne.

Byli gotowi na kilka miesięcy podróży. Z oczywistych względów musieli się jednak spieszyć.

Cypress aż nadto wziął to sobie do serca, bo non stop wyprzedzał Toya, do tego stopnia, że tamten regularnie tracił go z pola widzenia.

Kiedy każda próba utrzymania podobnego tempa zawiodła, w końcu musiał go zawołać.

– Zwolnij trochę, goni cię coś? – spytał Toy, gdy ponownie znaleźli się obok siebie.

– Tak. Ty.

Medyk uniósł wzrok ku niebu.

– Pewnie dlatego, że jedziemy razem – odburknął, nie kryjąc ironii.

– Ale nie każdy musi o tym wiedzieć. Ja na przykład wolałbym zapomnieć.

– Trzeba było o tym myśleć, zanim się na wszystko zgodziłeś. To dość logiczne, że skoro każą nam zrobić coś razem, to jechać też będziemy razem.

– Jedziemy razem. Ty, ja i dziesięć metrów przerwy.

– Nie ma być przerwy – rzucił ostro Toy. – To jest las, w każdej chwili możesz zniknąć za jakimś drzewem. Nie wzdychaj, jak do ciebie mówię.

Cypress, który rzeczywiście wzdychał, niechętnie przestał.

– A co, boisz się zgubić? – Uśmiechnął się kpiąco.

– Boję się, że mnie coś zeżre.

– Usłyszałbym, daj spokój.

Toy zacisnął zęby. Spodziewał się, że jakiekolwiek współpraca z człowiekiem, który go nienawidzi, może okazać się wymagająca, ale nie zakładał, że będzie niemożliwa.

– W jaki sposób fakt, że usłyszysz, jak będę zjadany, ma mnie uspokoić?

– Usłyszę, jeśli coś będzie w pobliżu.

– Jakoś nie chce mi się wierzyć, że...

– Zając po lewej.

Toy obrócił głowę. Kilkanaście metrów przed nim coś mignęło pomiędzy pniami drzew.

– Słuch łowcy – dodał Cypress. Sam wciąż patrzył się przed siebie. – Mam wszystko pod kontrolą.

Choć ostatecznie postawił na swoim, to mimowolnie zwolnił tempa i z dziesięciometrowej przerwy została już tylko trzymetrowa. Taką Toy był w stanie zaakceptować.

Jechali już od kilku godzin. Fargard opuścili, gdy większość miasta jeszcze spała. Od razu skierowali się na północ. Mieli przed sobą długą drogę, prowadzącą głównie przez lasy i wsie. Świadomie uznali, że lepiej byłoby ominąć większe miasta, by nie musieć przepychać się ich ciasnymi ulicami. Stwierdzili, że mimo nadrabiania drogi zaoszczędzą w ten sposób czas.

Raczej się do siebie nie odzywali. Toy wołał Cypressa właściwie tylko wtedy, gdy ten zbytnio się oddalał, ale odkąd zaczęli utrzymywać podobne tempo, nie było już takiej potrzeby. Jechali w kompletnej ciszy, tylko czasem konsultując kierunek jazdy.

Teoria PotwornościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz