I Pierwsza zmiana

301 22 40
                                    

Myślę, że śmiało można stwierdzić, że myślałam nad tą książką kilka lat, chociaż wtedy miała jeszcze zupełnie inny kształt. Kocham opowiadać historie i żałuję, że trochę straciłam motywację do tworzenia. To moje czwarte podejście do pisania w przeciągu dwóch lat i to zdecydowanie najbardziej udane, więc mam nadzieję, że tym razem uda mi się dociągnąć to do końca (XD)

<Nad tytułem rozdziału jeszcze myślę, więc subject to change, jeśli wyklaruje mi się coś innego>

Miłego czytania ! <3 (Mile widziane komentarze)

~

Za jednym nieszczęśliwym wypadkiem zawsze podążają kolejne. Co gorsza, nigdy nie da się ich dokładnie przewidzieć. Wiadomo tylko, że nadejdą. Toy doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Kiedy z samego rana przy parzeniu ziół pękła jego ulubiona czarka, a wrzątek poparzył mu palce, wiedział już, że ten dzień nie będzie należał do udanych. Nie zdziwiło go więc gdy jeszcze przed śniadaniem cały las zadrżał od krzyków. Nieszczęścia zawsze chodziły parami.

Wyjrzał przez okno. W kierunku jego domu szła trójka mężczyzn. Tylko sylwetki odcinały się na tle zieleni. Szczegóły dojrzał dopiero, kiedy zbliżyli się do domu na odległość kilkudziesięciu metrów. Jeden był wyższy, rudy, dobrze zbudowany, drugi niższy, szerszy i łysy. Trzeci zwisał bezwładnie z ramionami oplecionymi na ich karkach, a tamci pomagali mu iść, a raczej prostu ciągnęli go za sobą. Z całej trójki był zdecydowanie najmłodszy, dość atletycznej budowy i nawet od stóp do głów pokryty zeschniętą krwią, sprawiał wrażenie nie najbrzydszego.

Toy natychmiast uchylił im drzwi. Nie czekając, aż wejdą, ruszył do długiego blatu pod oknem, by przygotować swoje stanowisko.

Trójka wpadła do środka chwilę później. Wykrzykiwali coś jeden przez drugiego, wskazywali na zawieszonego między nimi rannego. Nawet próbując, nie byłby w stanie ich zrozumieć. Nie próbował zresztą, bo zdążył już domyślić się celu ich wizyty.

– Połóżcie go tam. – Wskazał drewniany stół, znajdujący się w mniej więcej centralnej części pomieszczenia. Zaproponowałby łóżko, ale obawiał się, że pościele po takim spotkaniu nadawałyby się wyłącznie do wyrzucenia. – Kiedy to się stało?

Konkretnie zadane pytanie sprawiło, że mężczyźni na moment przestali próbować przekrzyczeć siebie nawzajem.

– Jakieś... – zaczął jeden – kilka godzin temu. Dopiero co go odbiliśmy.

– Podziabał go – dodał drugi. – Ale nie wiemy, co dokładnie się z nim działo. Te rany są dziwne. Czarne.

– Widzę – mruknął Toy, choć dokładnie nie przyjrzał się jeszcze ciału. Na razie wybierał ze słojów odpowiednie zioła i sprawiał przy tym wrażenie skupionego.

Jego goście ułożyli rannego we wskazanym miejscu i zaczęli nerwowo przestępować z nogi na nogę. Toy w obawie, że mogliby znów zacząć bełkotać bez sensu, szybko zadał kolejne pytanie.

– Jak do was mówić?

Wyższy wyrwał się pierwszy.

– Dame.

– Jarom – dodał od razu drugi. – Pomożesz mu?

Żaden nie wpadł na to, by przedstawić nieprzytomnego.

Toy obejrzał się przez ramię i zmierzył ich niewybrednym spojrzeniem.

Po strojach wnioskował, że raczej pochodzą ze wsi. Wyglądali na zmęczonych. Miejsce, w którym mieszkał Toy, znajdowało się daleko od wszelkich zabudowań. Trudno było tu dotrzeć, nawet gdy nie dźwigało się ciężkiego ciała.

Teoria PotwornościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz