Rozdział 15

733 62 38
                                    

Emery

Minął tydzień od meczu Northwood City. Tydzień od dnia, w którym odwiozłam Calluma do domu. I tydzień od dnia, od którego nie mogłam przestać o nim myśleć. Musiałam przyznać, że wtedy, gdy złapałam go na parkingu wszystkie dotychczasowe założenia na jego temat okazały się błędne. Bo Callum Finnegan zamiast być cynicznym, złośliwym, uprzykrzającym mi życie licealistą, okazał się opiekuńczym, zatroskanym synem. Chłopakiem, który boryka się z różnymi demonami i walczy o dobre samopoczucie kobiety, którą kocha.

Bardziej niż wszystko inne.

I to kompletnie kłóciło się z moją wizją na jego temat. A dodatkowo sprawiało, że zaczynałam darzyć go trudną do wytłumaczenia sympatią.

Owszem, może i już wcześniej zaczęliśmy się dogadywać i w sumie czułam się doceniona, gdy tak nalegał, bym pojawiła się na jego meczu, ale dotychczas starałam się tłumaczyć sobie, że robił to tylko, by się popisać, pochwalić się umiejętnościami na boisku. Nigdy nie byłam na żadnym jego meczu, zamiast przesiadywać na trybunach, wolałam grać na flecie, albo zmuszać się do nauki i gdyby nie to, że Brooke pomogła mi przy biologii, pewnie i tym razem nie pojawiłabym się na stadionie obok klubu Northwood City.

Ale gdy już przyszłam i miałam okazję zobaczyć, jak w Calluma wstępuje życie, gdy tylko dotknie piłki, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Zdobycie przez niego punktu sprawiło, że sama zaczęłam krzyczeć i wiwatować, choć to zupełnie nie w moim stylu. Widziałam, że był szczęśliwy, a to szczęście biło z jego twarzy na naprawdę wielką odległość. Kiedy jednak dostrzegłam, jak bardzo był przejęty podczas rozmowy z trenerem, nie mogłam po prostu zignorować jego ucieczki z meczu. I cieszyłam się, że za nim pobiegłam. Że mogłam się do czegoś przydać.

Zaraz po tym jak się pożegnaliśmy wróciłam do siebie i chociaż sytuacja nie okazała się tak dramatyczna jak zakładał, i tak nie mogłam przestać myśleć o jego przestraszonych, ciemnych oczach. Ani o wdzięczności jaka malowała się na jego twarzy, gdy zaproponowałam mu podwózkę.

Byłam ciekawa, czy to wydarzenie zmieni cokolwiek w jego zachowaniu, ale gdy w piątek zjawił się na dodatkowych sportowych zajęciach, był tym samym Callumem, którego poznałam. Czepiał się o wszystko, narzekał na moje rozpuszczone włosy, wytykał mi wszystkie możliwe błędy i upierał się, że powinniśmy popracować nad oddechem. Oczywiście większość jego uwag puściłam mimo uszu. Tak dla zasady. Pytałam też co u jego mamy, i po uśmiechu, który pojawił się na jego ustach mogłam bez trudu odgadnąć, że czuła się lepiej. W niedzielny poranek znowu biegaliśmy. A raczej to Callum biegł, a ja odgrażałam się, że to nasz ostatni raz. Poważnie, nienawidziłam biegać. Nie wiem, czy na świecie istniała inna czynność, która wywoływałaby we mnie tak wiele negatywnych emocji. Tym razem jednak nie wyśmiewał się z mojej pasji, a ja nie zaproponowałam, by zagrał poprawnie H razkreślne. Rozstaliśmy się na ganku, zaraz po tym jak odzyskałam oddech w całkiem dobrych humorach.

Jak do tego doszło, że zamiast sobie dokuczać nasza relacja przerodziła się w coś, co niebezpiecznie zaczynało przypominać... przyjaźń?

– Pamiętasz, że jutro Halloween? – Brooke usiadła obok mnie na podłodze przed salą muzyczną.

Rzuciłam jej pełne politowania spojrzenie.

– Pytałaś mnie o to samo wczoraj. I dwa dni temu.

– A ty wciąż nie powiedziałaś mi za co się przebierasz. Dlatego wolę się upewnić, że nie zapomniałaś.

– Nie, nie zapomniałam.

– W takim razie za co? – Zamrugała swoimi długimi rzęsami.

– Co: za co?

My perfect oppositeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz