Rozdział 2.

89 9 3
                                    

Miłego czytania! <3

#lostus

Teraźniejszość


Letizia      „Każdy człowiek ma swoją część nieba." — Hermes (Mitologia grecka)

– Dobrze byłoby w końcu usłyszeć, że moje córki są mądrzejsze od tych cholernych dzieci Giuseppe Nacchiano – rzucił mój ojciec, Roberto Roose, gdy usiedliśmy do obiadu. Jego gniewne słowa, przepełnione niechęcią i frustracją, rozbrzmiewały w jadalni. Starałam się skupić na talerzu pełnym mięsa, ale każde jego zdanie wywoływało we mnie coraz większy dyskomfort. – A mógł mi się urodzić syn – dodał, z przesadną siłą wbijając widelec w kolejny kawałek mięsa, jakby tym gestem próbował wyrzucić z siebie zgromadzony gniew.

Patrzyłam, jak ojciec z irytacją przesuwa jedzenie po talerzu, myśląc o tym, jak bardzo chciałabym być gdzie indziej. Cała ta scena przypominała kiepską sztukę, w której pełniłam rolę córki, a on surowego ojca, wiecznie narzekającego. Każde jego zdanie przypominało mi o tym, jak bardzo brakuje mi czasów, gdy wszystko było prostsze, zanim życie się skomplikowało.

– Roberto, przestań, bo wystraszysz dziewczynki – powiedziała Lucilla, jego nowa żona, starająca się uchodzić za idealną macochę. Jej głos brzmiał przesadnie słodko, a uśmiech wydawał się tak samo sztuczny jak całe jej zachowanie. Mimo że próbowała być uprzejma, każdy jej ruch przypominał mi o brutalnych ciosach, które zadała mojej siostrze Ali przed obiadem. Alisha, jak zwykle, była ofiarą – tym razem za to, że odważyła się przekląć w jej obecności.

Odliczałam godziny, aż wreszcie będę mogła opuścić ten posiłek i zająć się przygotowaniami do imprezy urodzinowej w Rosehill. Moje nerwy były napięte, a myśli wciąż uciekały gdzie indziej. Mój ojciec, choć na zewnątrz starał się wyglądać na idealnego tatę, w domu był zupełnie innym człowiekiem. Potrafił grać rolę czułego rodzica przy gościach, ale w rzeczywistości był brutalny.

– Lucilla, nie uciszaj mnie, głupia kobieto! – krzyknął ojciec, wstając z krzesła i odsuwając je tak mocno, że zgrzytnęło na podłodze. Zaraz potem usłyszałam trzask drzwi do jego gabinetu, co oznaczało koniec posiłku i początek ciszy po jego wyjściu.

– Wasz ojciec zawsze przez was się denerwuje – powiedziała Lucilla, obdarzając nas fałszywym uśmiechem pełnym rzekomego współczucia. Szybko zniknęła, biegnąc za ojcem. Jej udawane zainteresowanie nie mogło ukryć prawdy – była dla nas, zwłaszcza dla Alishy, źródłem cierpienia.

Kiedyś byłyśmy dla ojca wszystkim, ale teraz liczyły się jedynie pieniądze. Nikt nie byłby w stanie pokochać kogoś takiego jak Roberto Roose. Zanim mama zmarła, wszystko wyglądało inaczej. Była spoiwem naszej rodziny, a jej śmierć doprowadziła do rozkładu naszych więzi. Roberto stawał się coraz bardziej zimny i obojętny, a jego emocje były tylko powierzchowną maską, ukrywającą prawdziwe oblicze za chłodną fasadą.

– W końcu cisza. Wygrałam zakład z Marcusem – dodała pod nosem moja siostra, Alisha, gdy drzwi zamknęły się za Lucillą.

– Zakład? – zapytałam.

– Tak. Założyłam się, czy ojciec posiedzi z nami dłużej niż pięć minut. Marcus był pewny, że da radę, a ja w to nie wierzyłam – odpowiedziała, nabijając kawałek mięsa na widelec. – I wygrałam.

– Zastanawiam się, jaką rolę dzisiaj odegra nasz ojczulek przed złotą śmietanką. Tego surowego, pomocnego czy kochanego – dodałam, również sięgając po jedzenie. Moje myśli wciąż błądziły, próbując zapomnieć o obecnej sytuacji i nadchodzącej imprezie.

Lost Us Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz