Rozdział 7

13 6 10
                                    

- Ale nawet nie ma mowy - ojciec stał ze skrzyżowanymi rękoma i nerwowo przeżuwał kabanosa.

- Przecież to tylko dwie godziny przed końcem zmiany, jaką to robi różnicę? - wzruszył ramionami.

- Posłuchaj chłoptasiu... - Stanisław oparł się o blat i pochylił do przodu. Słono-mięsny oddech zaatakował nozdrza Tomasza. - Czy ty ostatnio przypadkiem nie przesadzasz z tym spóźnianiem się, wychodzeniem wcześniej, narzekaniem, pierdzeniem w stołek? Śmiało wal, jaki masz jeszcze pomysł?

- Jaki pomysł?

- No, jaki masz pomysł, żeby rozwalić mój biznes?!

- Ledwie zipie ten biznes... - burknął pod nosem.

Staruszek wziął głęboki wdech, jednak nic nie powiedział. Zdawało się, że całe powietrze, zamiast trafić do płuc, zatrzymało się w jamie ustnej. Jego policzki przypominały dobrze wyrośnięte, przyrumienione bułki. Całą twarz zalała czerwień, jakby przed chwilą maczał ją we wrzątku.

Tomaszowi zależało, żeby wyjść z pracy o dwunastej, bo pogrzeb Kacpra, z którym wczoraj się skontaktował, odbywał się godzinę później. Koniecznie chciał tam pojechać, ponieważ w środku nocy nawiedziła go pewna wizja.

Śniło mu się, że szczupła postać o bladej skórze leżała naprzeciwko niego. Twarz o gładkiej cerze, nie posiadała brwi, ani żadnych znaków szczególnych. Nie przypominała ani mężczyzny, ani kobiety. W jakimś stopniu mogła kojarzyć się z postacią szatana z filmu Pasja Mela Gibsona.

Bliżej nieokreślony byt o białych tęczówkach, wpatrywał się w niego w milczeniu. Po chwili, mając pewność, że Tomasz rozbudził się i rejestruje całą sytuację, wstał i wskazał dłonią w głąb pokoju. Mężczyzna, widząc dziwny gest istoty, przysiadł na łóżku i mrużąc oczy, obserwował jeden z kątów pomieszczenia. Z gęstego obłoku mgły, który wypełniał narożnik, wynurzyła się biała poduszka, na której wyraźnie odznaczała się czyjaś głowa.

- To nie ja, to on - rozległ się cichy jęk.

To był dokładnie ten sam głos, który usłyszał w kaplicy, podczas kontaktu ze zmarłym Kacprem.

Co jeśli ten jałowy, demoniczny krajobraz, w którym znajdował się ów nieszczęśnik, był czymś w rodzaju limbo? Co jeśli, trafiają tam dusze, które nie potrafiły przejść dalej - do raju? Być może próbował przekazać informacje o tym, co stało się naprawdę. Nie mógł zaznać spokoju, więc prosił o pomoc... Tomasz nie był pewien, czy te teorie mają jakikolwiek sens. Finalnie postanowił jeszcze raz porozmawiać z ojcem chłopca.

Jedyną przeszkodą w realizacji planu, była ta cholerna pierwsza zmiana, z której miał nadzieję zerwać się wcześniej. Oczywiście najpierw czekała go potyczka ze sklepowym „bossem".

Stanisław stał z napuchniętą, czerwoną twarzą, na której z każdą sekundą uwydatniały się szeregi żył. Wydawało się, że za chwilę z jego uszu, z mocą islandzkiego gejzeru, buchnie para wodna. Okularki, które ledwo trzymały się na nosie, zaczęły drgać, szykując się do wystrzału w powietrze.

- Dobra, przepraszam. Tak mi się powiedziało - klepnął delikatnie staruszka po ramieniu. Ten z kolei wypuścił powietrze, zmniejszając objętość policzków o połowę. Kabanosowy odór wypełnił całą przestrzeń.

- No, masz szczęście - pokręcił głową. - Już się szykowałem, żeby powiedzieć coś bardzo, bardzo niemiłego.

- Widziałem.

- To właściwie, dlaczego chcesz wyjść wcześniej?

- Tatuś, przecież i tak już tutaj przyszedłeś, więc co za różnica? Jak przyjdzie jakiś klient, to będzie miał go kto obsłużyć.

Soul To SoulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz