Rozdział 1

98 18 56
                                    

Zawsze przed zaśnięciem następował ten moment, kiedy ciało stawało się lżejsze. Umysł zawisał gdzieś pomiędzy świadomością, a marzeniem sennym. Głosy krążące wokół Tomasza Boralskiego zdawały się wtedy szeptać. Początkowo przypominały szelest pościeli, szmer nóg ocierających się o bawełniane prześcieradło, jednak w dowolnej chwili potrafiły zamienić się w donośny krzyk, przypominający rozkazy wydawane przez dowódcę przy prowadzeniu musztry. Kojarzyło mu się to z opowieściami jego ojca. Często wspominał, że kiedy pełnił służbę wojskową, mężczyzn niższego wzrostu, nazywano „taboretami". Na jednego takiego nieszczęśnika potrafiło rzucić się kilku chłopa i wciskać go w błoto tak długo, aż z oczu nie pociekną łzy, a z ust oprócz śliny wycieńczenia, nie wypłynie błagalny skowyt.

Zdarzało się, że głosy, podobnie jak ów „taboret", prosiły o pomoc. Przeszywające jęki, niczym oślizgły padalec wiły się po poduszce. Precyzyjnie omijały małżowinę uszną. Wślizgiwały się do środka i szlochając, próbowały zawrzeć z nim pakt. A kiedy wydawało się, że umowa jest już zawarta, że dadzą spokój i pozwolą zasnąć, ni stąd, ni zowąd wybuchały rozsadzającym bębenki rechotem.

Przez całe dzieciństwo, okres dojrzewania, młodość, opowiadając o swoich parapsychologicznych zdolnościach, budził jedynie uśmiech politowania na twarzach rówieśników. W pewnym momencie życia porzucił próby uzyskania zrozumienia i atencji innych. Nie było sensu marnować czasu, skoro nic z tego nie miał.

Teraz było inaczej. Nawet stukot silnika, kłębiący się zapach stęchlizny, szelest lin i skrzypienie blachy ocierającej się o szyb windy nie przeszkadzały w słuchaniu. Alicja Sadecka – średniego wzrostu brunetka stała naprzeciw. Na twarzy kobiety malowała się fascynacja i choć lekko uniesiona lewa brew, mogła sugerować coś zupełnie przeciwnego, wiedział, że wywarł na niej spore wrażenie.

Znali się od liceum. Co prawda gdy dziewczyna dostała się na studia, ich kontakt się urwał, a on ze względu na słabe wyniki matur, od razu rozpoczął pracę. Nawet nie próbował aplikować na jakikolwiek uniwersytet. Los chciał, że po kilku latach, spotkali się w tym samym bloku. Okazało się, że Alicja opuściła matkę z uwagi na szybko postępującą chorobę swojego ojca. Wymagał opieki, więc wprowadziła się do niego. To było tydzień temu.

Tomasz natrafił na nią przy wejściu do budynku. Zawalona stertami kartonów, siłowała się z drzwiami. Zaproponował jej pomoc, a ona nie odmówiła. Podczas noszenia różnych gratów, gawędzili, aż w końcu doszli do tematu jego nietypowych zdolności i wizji, które często go nawiedzały. I to nie tak, że była wariatką, którą kręciły mityczne stwory i zapyziałe świry – najprawdopodobniej chciała poznać ciekawą historię, która choć na chwilę pozwoli jej odlecieć do innego świata. Z pewnością chciała zapomnieć o szarej codzienności i trudzie opieki nad ojcem, chorującym na Alzheimera. To skurwysyństwo wyniszczało go odkąd Tomasz sięgał pamięcią.

Starzec stał tuż obok i wpatrując się w migoczące cienie rzucane przez progi kolejnych kondygnacji, bujał się, delikatnie poruszając ustami. Alicja podtrzymywała jego ramię. Dziewiąte piętro było coraz bliżej. Zacieśniła uścisk, po czym wzięła głęboki wdech:

– Tatuś, będziemy wysiadać.

Staruszek wzdrygnął się i spojrzał w stronę reszty uczestników podróży, zupełnie jakby na chwilę wróciła do niego świadomość.

– Tak, tak... – uśmiechnął się.

– Tomek, możemy zdzwonić się jakoś później, albo jutro?

– No pewnie.

Rozklekotana, śmierdząca winda zatrzymała się, a towarzyszący temu wstrząs, szarpnął nimi wszystkimi. Spojrzeli po sobie znacząco. Tomasz zablokował rozsuwane drzwi dłonią, tak żeby sąsiedzi mieli więcej czasu na wyjście.

Soul To SoulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz