Rozdział 2

53 9 44
                                    

Ocknął się na środku chodnika. Potylica znajdowała się w kałuży błotnistej cieczy, a po czole spływała strużka krwi.

- Wszystko w porządku? Halo...

Po głosie można było uznać, że pochyla się nad nim młody chłopak. Tomasz nie odzyskał jeszcze w pełni wzroku, ale przez zamazany obraz mógł dostrzec, że młodzieniec trzymał w ręce telefon.

- Halo?

- Nie dzwoń nigdzie. Jest okej... - powiedział, podnosząc się.

Podpierając się na jednym łokciu, wymachiwał bezwiednie dłonią.

- Długo tutaj leżę?

- Ciężko powiedzieć. Wracałem z paczkomatu i widzę, że ktoś się tarza po chodniku. Podszedłem dosłownie przed chwilą, myślałem, że to jakaś padaczka.

- Nie mam padaczki - wymamrotał, a kolejne krople krwi wylądowały na jego spodniach. Wciąż nie był w pełni świadom tego co się dzieje.

- Odprowadzić pana do domu?

- W porządku, dam sobie radę. Dzięki.

Mężczyzna w końcu się podniósł, ale promieniujący ból w okolicach łuku brwiowego nie ustawał. Chwycił się za głowę. Okrężnym ruchem przesuwał złożone palce, wykonując delikatny masaż skroni.

- Fuck... Co to było...

Kątem oka zauważył, że chłopak, który wcześniej próbował mu pomóc, oddalał się powolnym krokiem - najwyraźniej uznał, że wszystko było pod kontrolą. Uniósł głowę, jakby chciał wypatrzeć tamtego jastrzębia - nie znalazł go. Rozpogodziło się, a przez znacznie cieńszą warstwę chmur, przebijały się promienie słoneczne, tworząc złociste szprosy padające na pobliskie drzewa. Podmuchy wiatru osłabły, a deszcz ustał, dzięki czemu Tomasz uniknął hipotermii.

Postanowił jak najszybciej wrócić do sklepu, jednak stopy odmawiały współpracy. Każdy krok stawiał z trudnością. Miał wrażenie jakby kilkadziesiąt sekund w ciele ptaka pozbawiło go zdolności zwykłego, ludzkiego chodzenia. Dużo prościej byłoby teraz podskoczyć, wziąć porządny zamach skrzydłem i przemierzyć tę niemałą odległość w stronę bloku.

Zaskoczyło go, że nawiązanie kontaktu z duszą martwej wrony, odbyło się w taki sposób. Przecież powinien przeprowadzić z nią jakiś dialog, wymianę myśli. Dokładnie tak zapamiętał swoje rozmowy z matką - pewien rodzaj telepatii. Całkowita zmiana perspektywy i wręcz przejęcie wspomnienia zmarłej istoty, były nowością. Czy byłby w stanie zmienić perspektywę na dłużej niż kilkanaście sekund? Jeśli tak, to na ile czasu? Czy mógłby nad tym zapanować?

Oprócz ekscytacji, towarzyszył mu również niepokój. Najbardziej przeraziła go myśl, że wchodząc do ciała innej istoty, mógłby się zgubić, mógłby nie znaleźć drogi powrotnej... I co wtedy?

Powtarzał sobie, że to była raczej krótka wizja - odtworzenie sytuacji przed śmiercią ptaka. Odrzucił lęk, i w takim właśnie przekonaniu postanowił się utwierdzać.

Kiedy chwiejnym krokiem w końcu dotarł w okolice witryny sklepowej, ojciec już na niego czekał. Otworzył drzwi i wpuścił do środka. Kazał mu usiąść za ladą, a sam stał jak wryty z niedomkniętymi ustami.

- Coś ty robił?

Tomasz milczał. Nie wiedział co odpowiedzieć.

- Całe spodnie i bluza w błocie, chłopie... Bawiłeś się w dżdżownicę? Masz krew na głowie - podał mu chusteczkę.

- Taa... To nic, straciłem równowagę - odpowiedział, przecierając czoło.

Stanisław głęboko westchnął. Zrobił kilka kółek wokół wysepki, na której znajdowały się suche produkty. Kręcił głową, jakby bił się z myślami.

Soul To SoulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz