Rozdział 10

252 23 9
                                    

Byłam w tym domu miesiąc. Miesiąc odkąd sobie mnie kupił.
Od ostatniej wizyty jego partnerów biznesowych mało rozmawialiśmy. Zwykle się kłóciliśmy, a ja dostawałam po dupie. Nic nowego. Często wspominałam upojny seks z nim. Nie powiem, pragnęłam go, jednak nie dałam mu tej satysfakcji. Nie chciałam poddawać się pokusie.
Dzisiaj siedział w gabinecie z przyjacielem, a ja miałam im zrobić kawy.
Gdy już miałam pukać, postanowiłam podsłuchać ich rozmowę. Nie raz to robiłam. Jakoś musiałam zdobyć informacje…

-Czemu jej nie powiesz?!

-Nie mogę.

-Czemu? Nie uważasz, że gdyby dowiedziała się prawdy to jej zachowanie by się zmieniło?

-Nie.

-Dzięki niej żyjesz. Powinna to wiedzieć.

-To było dawno.

-No właśnie… Prawie osiem miesięcy! Od tej pory ciągle o niej gadałeś, aż zacząłeś ją śledzić.

-I co z tego?

-Osiem miesięcy temu, cię reanimowała. Dzięki niej przeżyłeś. Gdyby to usłyszała na pewno inaczej by na to wszystko patrzyła.

Co?! Faktycznie reanimowałam typa który dostał nożem w brzuch, ale…
Czy to faktycznie był on? Mogłam go olać jak zrobiła to reszta ludzi…
Tylko ja nie mogłam przejść obojętnie.
Zapukałam i uchyliłam drzwi.

-Mogę?

-Wejdź…

Seth usiadł na fotelu, ale widać było po nim, że miał podniesione ciśnienie.

-Wasza kawa.

Ściągnęłam z tacy kubki.

-Coś Wam jeszcze przynieść?

-Nie.

-Jocelyn usiądź.

-Bailey…

Warknął na co zrobiłam krok do tyłu. Mężczyzna zmarszczył brwi uważnie patrząc raz na mnie raz na Davida.
Przełknęłam ślinę skupiając się na tacy.

-Czy mogę już iść?

-Co jest grane?

-Nic. Normalne życie małżeńskie. Możesz wyjść.

Odwróciłam się na pięcie i wyszłam. A kuchni oparłam się o blat, walcząc ze łzami. Nie chciałam by znowu płynęły.
Dzięki mnie żyje, a traktuje jak jakiegoś śmiecia. Nie rozumiałam dlaczego.
Nie chciałam całowania po rękach i codziennego dziękowania…
Chciałam po prostu być traktowana jak należy.
Muszę wyjść…
Wyszłam z domu i skierowałam się do bramy.
Ochroniarze stanęli, jednak tym razem żaden mnie nie powstrzymał. Zaczęłam biec w kierunku głównej ulicy. Miałam nadzieję, że zdążę zanim powiadomiony Palmer ruszy za mną.
Wyciągnęłam rękę by złapać stopa jednak nikt się nie zatrzymał. Kurwa…
Kolejne auto mnie minęło, aż w końcu ktoś zjechał na pobocze. Jest nadzieja.
W środku siedziało czterech mężczyzn.

-Podrzucicie mnie do miasta? Proszę.

Zerknęłam za auto ale nigdzie nie widziałam znajomych suv ów.

-Wsiadaj.

Jeden z nich wysiadł bym mogła zająć miejsce na środku tylnej kanapy. Jeszcze raz obróciłam się przez szybę.

-Uciekasz przed kimś?

-Przed mężem…

Zakryłam twarz dłońmi. Co ja zrobiłam… Co ja kurwa zrobiłam.
On mnie zabije.

Piekło Jocelyn Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz