Rozdział 11

630 37 6
                                        

-Proszę… Wypuście mnie…

-Nie.

-Co ja wam zrobiłam?

-Nic.

-To czemu mnie tu trzymacie!

-Och no przestań skarbie. Będzie fajnie.

Sam podszedł do mnie. Nie mogłam uciec. Zapędził mnie w kąt, pozbawiając możliwości wycofania się.
W jego zielonych oczach nie było złości. Wydawało mi się że patrzyły na mnie nawet z delikatnością. 
Gdy położył na moim policzku dłoń, przełknęłam ślinę.

-Teraz zadowolisz nasz po kolei.

Nie wiedziałam, że mogę tak szeroko otworzyć oczy.

-Nie… Proszę…

-Każdego. Po kolei.

Jego stanowczy ton, spowodował że uległam. Nie miałam nic do gadania. W końcu zostałam ich dziwką.

-Gdzie?

-W salonie.

Udałam się w kierunku mojej zagłady.
Mężczyźni siedzieli wygodnie na kanapie czekając na mnie.

-Na fotel. Pokaż nam jak się zabawiasz.

Nie płacz. Dasz radę.
Usiadłam, a nogi szeroko rozsunęłam opierając na podłokietnikach.
Przymknęłam powieki, bo nie chciałam patrzeć na ich twarze.
Chciałam wyobrazić sobie jedynego mężczyznę którego pragnęłam.
Wsadziłam do ust palec, a następnie położyłam go na łechtaczce.
Najpierw zaczęłam na niej kreślić delikatne kółka.
Tak. To były palce Davida. Po chwili wsunął je do środka. Boże…
Poruszałam biodrami w ich rytm.
Druga ręka znalazła się na lewym sutku. Szczypał go i ciągnął.
Nagle jego obraz zniknął. Zastąpił go Sam. 
Mój osobisty kat.

-Jesteś…

Cała przyjemność wyparowała. Nie było mrowienia przy jego dotyku. Nie czułam nic. Oprócz bólu i mdłości.

-Cudowna…

Jego ręce sunęły po moim ciele.
Dasz radę.
Za niedługo to się skończy.
Za kilka minut będę mogła wrócić do siebie.
Odważyłam spojrzeć się na resztę mężczyzn. Każdy z nich miał wyciągniętego kutasa, którego z namaszczeniem pieścił.
Pokręciłam głową.
Błagalnym wzrokiem skupiłam się na twarzy która była kilka centymetrów ode mnie.
Podniósł się a z kieszeni wyciągnął pilot.

-Nie!

Chwyciłam za obrożę jednak ból i tak rozszedł się po ciele.
Szarpnięcie za włosy zmusiło mnie do wstania.
Przez kilka chwil nie kontaktowałam.
Świadomość wróciła mi w momencie w której brunet, siedząc już na fotelu na którym jeszcze chwilę temu siedziałam ja, pociągnął mnie w dół.
Upadłam na kolana, dokładnie między jego nogami.

-Zobaczymy na co Cię stać. Postaraj się. Muszę ocenić czy oprócz ładnego wyglądu można na tobie zarobić.

Szmata na której zarabia.
Tym razem bolało to dużo mocniej.
Wtedy byłam bezpieczna.
Wiedziałam, że jedyną osobą która mnie dotknie był on sam.
Teraz moim luksusem było to gdy dotykał mnie jeden na raz.
Zostałam zmuszona do zrobienia mu loda.
Jeśli zwymiotuję oni mnie zakatują.
Myśl o Davidzie.
Myśl o Davidzie.
Nie spodziewałam się tak szybko i tak mocno za nim tęsknić.
Krztusiłam się gdy jego ręka zmusiła mnie do wzięcia go głębiej.
Zaparłam się rękami jednak on był silniejszy.

-Chcesz jeszcze raz poczuć możliwość błyskotki na twojej szyi?

Wzięłam oddech i zaczęłam robić to tak jak powinnam.

-Ooo kurwa… Właśnie tak skarbie…

Wysunął biodra bardziej w moim kierunku. Te ułamki sekund wydawały się długimi minutami.
Oderwałam się od niego. Nitka śliny ciągnęła się od moich ust.

-Zapraszam. Usiądź na mnie.

Mike wyciągnął rękę w moim kierunku.

-Idź. Dokończysz później.

I w ten sposób po kolei byłam gwałcona. Łamiąc mnie coraz bardziej. Coraz boleśniej.
Pod prysznicem nie panowałam nad sobą. Płuca boleśnie się zaciskały, a z ust wydobywał się głośny szloch.
Cała się trzęsłam. Nie wiedziałam tylko czy to od zimnej wody, czy od emocji które próbowały znaleźć ujście. W drzwiach stanął najmłodszy z nich. Chyba Kevin.
Nie odezwał się ani słowem. Po prostu stał i patrzył jak rozlatuje się na kawałki.
Jak z każdym oddechem ulatuje z mojego ciała waleczność, a zastępuje ją poddanie.
Nie wiedział tylko że w środku życie i śmierć toczyło bitwę.
Życie dla Davida a śmierć dla mnie.
Życie wygrało. Nawet jeśli nigdy do niego nie wrócę. Nawet jeśli oni mnie kiedyś zabiją…
Teraz postanowiłam dla niego dalej oddychać.
W milczeniu zakręcił wodę i podał mi ręcznik.
Nie był nachalny. Był inny.
Wyszedł do mojego pokoju, a wrócił z cienką koszulą nocna która co prawda dużo nie zasłaniała, ale to w tych warunkach było ogromną różnicą.
Podniosłam pełne zaskoczenia spojrzenie.

-Mogę?

Pokiwał głową, a następnie zszedł na dół.
Tak, on zdecydowanie był inny.
Odświeżona i z ręcznikiem na głowie, dołączyłam do reszty w salonie. Zanim jednak to zrobiłam stanęłam u szczytu schodów.

-Myślę, że na jutro już kogoś znajdziemy.

-Ona jest zajebista. Ile za numerek?

-Za taką luksusową dziwkę to nawet kilka stów można brać.

-Ona samym wyglądem będzie zarabiać. W sumie kogoś mi przypomina.

-Mi też. Może ona modelką jest.

-A jak ją będziemy przedstawiać?

-Skarbie, czy ty nas podsłuchujesz?

W momencie zrobiło mi się gorąco. Ja pierdole. Przede mną stał Sam z założonymi na klatce piersiowej rękami.

-Ja przepraszam…

Pochyliłam głowę mając nadzieję, że tym razem nie uruchomi obroży.

-Jaki chcesz mieć pseudonim? Pod jakim imieniem chcesz być znana?

-Szczerze, jest mi to obojętne.

Wzruszyłam ramionami.

-Wybierzcie za mnie. Może być moje prawdziwe.

Było mi to obojętne. A może dzięki temu, że będą używać mojego prawdziwego imienia, David się o mnie dowie.

-Jak sobie życzysz.

I tak nie miałam nic do gadania.
Teraz przybrałam rolę służącej. Zrobiłam im kolację, serwowałam alkohol, a na sam koniec posprzątałam.
Zanim się położyłam, stanęłam w oknie. Byłam już w drugiej obroży z łańcuchem.
Patrzyłam w gwiazdy.
Co robisz?
Myślisz o mnie?
Tęsknisz?
Jesteś zły?
Szukasz mnie?
Otarłam mokre policzki. Łzy płynęły same. Wystarczyło, że o nim pomyślałam.
Czy to kiedyś się skończy?

Koniec dnia drugiego.

Piekło Jocelyn Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz