Stałem na balkonie, wpatrując się w miejskie światła, które migotały gdzieś w oddali. Powoli unosiłem papierosa do ust, wciągnąłem dym głęboko do płuc, a potem pozwoliłem mu spokojnie ulecieć w powietrze. Szara chmura snuła się leniwie, tworząc cienką, srebrzystą wstęgę, którą wiatr rozmywał, zanim zdążyła się uformować na dobre.
Zawsze lubiłem te chwile, kiedy mogłem po prostu odetchnąć, bez myśli o tym, co jeszcze muszę załatwić. Zresztą, chyba nigdy nie było takiego momentu, żeby wszystko było "załatwione". Nawet teraz.
Z dołu słyszałem szmery rozmów mojego rodzeństwa, zignorowałem je.
Dzisiejszy dzień wyjątkowo dawał mi się we znaki. Czułem, jak napięcie ciąży mi na barkach, jakby przyklejone do każdego mojego ruchu. Zaciągnąłem się jeszcze raz.
Dylan... Dylan znowu prosił mnie o pieniądze. Cały dzień, nieustannie. I to wcale nie tak że jakieś tysiąc razy więcej miał na koncie.
W ogóle.
,,Vincent to tylko trochę, no weź pożycz. Nie mam gotówki"
Ile razy to słyszałem? Setki, może tysiące razy. Nie miałem już nawet siły liczyć. A co miałem zrobić?Hailie od rana jęczała, że chce, żebym jej coś załatwił. "Pozwolisz mi na to, prawda? Proszę, Vincent, wiem, że możesz to zrobić." Cokolwiek to było, znowu wymagało mojej zgody, mojej pomocy. Zawsze miała jakieś prośby, jakby nie mogła zrozumieć, że świat nie kręci się wokół niej. Albo może właśnie tak myślała. Zawsze była uparta.
A Will... Tak, Will. "Spieprzyłeś to, Vincent" - jego słowa dźwięczały mi w głowie, jakby jeszcze raz chciał je przypomnieć. "Zjebałeś to i teraz trzeba będzie to naprawić. Szybko." Wszystko na mojej głowie, jak zawsze. "Załatw to," "Pomóż mi z tym," "Musisz mi to dać." Każdy czegoś chciał, każdy czegoś potrzebował. Tylko że nikt nigdy nie zapytał mnie, czego ja potrzebuję. Bo może ja potrzebowałem, żeby po prostu wszyscy dali mi chwilę spokoju?
Dodatkowo gdy wracałem ze sklepu po papierosy. Zamiast myśleć o drodze, w głowie miałem ten cały syf z dzisiejszego dnia. Dylan, Hailie, Will... Każdy, kurwa, czegoś chciał, a ja po prostu chciałem jednego - spokoju i fajek. I właśnie przez to wszystko zagapiłem się, a kiedy podniosłem wzrok, zobaczyłem drzewo tuż przed maską.
- Kurwa! - zdążyłem tylko tyle powiedzieć, kiedy szarpnąłem kierownicą w prawo. Koła zapiszczały, serce prawie wyskoczyło mi z piersi, ale jakoś udało mi się zjechać na pobocze. Przez moment siedziałem tam nieruchomo, ręce na kierownicy, wpatrzony w przestrzeń przede mną. Jeszcze chwila, a rozsmarowałbym się na tym pierdolonym drzewie.
Brawo Vince, akcja pierwsza klasa.
Zamknąłem oczy i próbowałem złapać oddech. „Spokojnie, Vincent. Żyjesz, to już coś."
Po kilku głębszych wdechach sięgnąłem do kieszeni, żeby wyjąć papierosa. Boże, jak ja ich teraz potrzebowałem. Ręce mi się trzęsły, ale zacząłem grzebać po kieszeniach. Kurtka, spodnie... Nic. Zacząłem przetrząsać samochód, przeklinając pod nosem. Schowek, siedzenie pasażera... Dalej nic.
- Nie, no nie wierzę - wycedziłem, uderzając dłonią o kierownice.
Siedziałem tam, w ciemności, zastanawiając się przez chwilę, czy w ogóle ma sens wracać.
Oczywiście że nie było, ale jakie miałem wyjście?
*
Zgasiłem papierosa o krawędź balustrady i wpatrywałem się w rozmazany popiół. Wiatr targał mi włosy, ale stałem nieruchomo, niezdolny, by ruszyć się z miejsca. Tak bardzo chciałem tego jednego: żeby choć na chwilę mogło być cicho. Jednak wiedziałem, że to niemożliwe.
Jutro będzie to samo.
Kochałem swoje rodzeństwo, oczywiście że tak. Po prostu czasem bywa... wkurwiające.
I to bardzo.
Z Moich rozmyśleń wyrwał mnie odgłos tłuczonego szkła oraz podniesiony ton Willa i Dylana.
Przymknąłem powieki, odetchnąłem, po czym odepchnąłem się od barierki i ruszyłem spowrotem do domu.
Wyszedłem z pokoju, od razu skierowałem się na schody wzdychając głośno zszedłem z ostatniego stopnia i stanąłem w salonie gdzie dwójka debili zwanych bliźniacy, się bili.
Will próbował odciągnąć Shane'a Dylan stanął między nimi choć nic to nie dało bo bracia nadal rzucali się sobie do gardeł, a Hailie stała przy stoliku kawowym i patrzyła na całe zdarzenie z szeroko otwartymi oczami.
- Co tu się dzieje do cholery?- warknąłem, podszedłem bliżej
Stanąłem między tymi idiotami i patrzyłem jak Will oraz Dylan sprawnie unieruchamiają młodych braci.Spojrzałem na resztki zbitego wazonu na podłodze do których później dołączyły krople krwi. Powiodłem za nimi wzrokiem i zatrzymałem się na wytatuowanym przedramieniu.
‐ Hailie idź do pokoju - Powiedziałem, nawet na nią patrząc. Nie usłyszałem żeby chociażby się ruszyła lecz miałem teraz na głowie inny problem.
Ona będzie żałować Nie ja.
- Może mi ktoś odpowiedzieć na pytanie?- zapytałem ostro, świdrując ich chłodnym spojrzeniem.
-Tony jest głupi.
Jak na zawołanie młodszy bliźniak szarpnął się mocno i coś warknął.
Podszedłem do Dylana, a ten gdy mnie zobaczył puścił młodszego i stanął blisko by w razie potrzeby móc szybko zareagować.
Zacisnąłem palce na luźnej, wymiętolonej już czarnej koszulce Tony'ego i gdy zdecydowanie nie spodobała mu się ta zmiana, a on sam znów spróbował się wyrwać, szybkim ruchem przyparłem go do ściany.
- Uspokój się - Powiedziałem cicho, powoli przestawała podobać mi się ta sytuacja. - ile ty masz lat, co?
Młodszy brat przestał rwać się na sam widok drugiego i nieco rzeczywiście się uspokoił. Odwracał wzrok i jak się spodziewałem nie odpowiadał na moje pytania.
- Kto zaczął?
- Shane.
- Tony
Usłyszałem dwie odpowiedzi na raz. Miałem ochotę się zaśmiać lecz powstrzymałem się ze względu na nieciekawą sytuację.
- Pytam się kto zaczął bójkę.
- Tony, bójkę zaczął Tony. - odpowiedział mi Will.
Brat zmierzył go tak wkurwionym spojrzeniem że szczerze myślałem iż Tony znowu zacznie się rzucać.
Wzrok skierowałem teraz na pozostałych. Shane wyglądał przekonująco, nadal był trzymany przez starszego co było widać że mu się nie podobało lecz stał spokojnie choć jego klatka piersiowa unosiła się w szybkim tempie. Przeskanowałem jego twarz. Zatrzymałem się na zakrwawionej wardze i czerwonej plamie na brwi.
- Sprawę wytłumaczycie sobie kiedy indziej. Will idziesz ze mną, Dylan zostajesz z Shane'em.
-------
DOBRA JA WIEM ZE NIE NADAJE SIE NA PISARKE
Książka pisana totalnie dla fanu bo mi się nudzi a w sumie w planach mam ją już chyba od początku roku
O rozdziałach już wspomniałam w wprowadzeniu.
Nic dodać nic ująć
Swoją drogą zna się ktoś tutaj
bardziej na fizyce niż ja?Rozdział napisany za namową i wielką pomocą One_Shoot_One_Kill _Leosanek_00_ Staszax oraz hotmarzenka2137 bardzo serdecznie zapraszam do zajrzenia na ich profile :)
CZYTASZ
Who Am I? || Vincent Monet
Teen FictionPo wszystkie wskazówki zapraszam to rozdziału wstępnego i rozdziału pierwszego które wprowadzą was w moją wersję rodziny Monet. Jak już zapewne zauważyliście po tytule możecie wywnioskować na kim z rodzeństwa najbardziej się skupię. ⚠️⚠️⚠️ W książc...