Wyjątkowo nie miałem ochoty na miłe słówka, więc odwróciłem się puszczając Tony'ego który stał już spokojniej. Skierowałem się do apteczki i przelotnie przesunąłem wzrokiem po Hailie, która stała w koncie, wpatrując się we mnie z niepewnością.
- Miałaś iść do pokoju - przypomniałem.
Nie odpowiedziała ale widziałem kątem oka jak odwraca się na pięcie i znika na schodach. Wszedłem do kuchni i otworzyłem górną szafkę po czym wyjąłem z niej bandaż, gazę, pęsetę i środek odkażający.
Wróciłem do rodzeństwa, młodszej siostry zgodnie z moją prośbą już tam nie było. Wzrok skierowałem na Tony'ego i Willa, który wciąż gotów był by wkroczyć w razie potrzeby.
- Chodźcie - rzuciłem krótko.
Ruszyłem do łazienki i słysząc za sobą ciche kroki moich braci wszedłem do pomieszczenia. William jakby czytał mi w myślach, posadził młodszego na małym stołku przy umywalce. Przysiadłem na podobnym i wyciągnąłem w swoją stronę rękę Tony'ego.
Wziąłem do ręki pęsetę i poprzedzając krok wyjmowania resztek wazonu z przedramienia brata odkaziłem ranę i delikatnie przetarłem ją gazą.
Tony nie wyglądał na zadowolonego, wnioskując po skrzywionym wyrazie jego twarzy. Był spięty i nadal zdenerwowany.
Siedział nieruchomo, choć widziałem po jego napiętych ramionach, że wciąż był blisko granicy. Krew powoli sączyła się z drobnych nacięć na jego przedramieniu, a ja precyzyjnie, ale szybko, wyciągałem kolejne drobinki szkła. W pomieszczeniu panowała cisza, przerywana tylko naszym oddechem i okazjonalnym, ledwo słyszalnym sykiem Tony'ego, kiedy dotykałem najgłębszych ran.
- Dlaczego się znowu tłukliście? - zapytałem, choć w moim głosie była bardziej irytacja niż prawdziwe zainteresowanie.
Will patrzył na Tony'ego uważnie, wciąż trzymając go mocno za ramiona, gotowy interweniować, gdyby ten znowu zaczął się wyrywać lub by uspokoić gdyby była taka potrzeba. Ale Tony siedział jak skała, choć wiedziałem, że to bardziej kontrolowana wściekłość niż spokój.
- Shane zaczął gadać jakieś pierdoły - warknął Tony. - A ja mu powiedziałem, żeby zamknął ryj. No i wtedy...
Przerwał, jakby chciał coś jeszcze dodać, ale tylko wzruszył ramionami, patrząc na mnie spod zmrużonych oczu. Krew przestawała się sączyć, a ja wyciągnąłem ostatni kawałek szkła z rany.
- Ty zacząłeś - odezwał się Will, lekko rozmasowując Tony'emu ramiona. - Masz problemy z agresją, to wiadomo nie od dziś ale musisz się ogarnąć. Narobisz sobie wreszcie problemów.
Spojrzałem na Tony'ego z boku, widząc, jak jego mięśnie się napinają na te słowa. Znałem to spojrzenie - była to mieszanka gniewu i uporu, jakby nikt nie miał prawa go pouczać. Był taki od zawsze, od kiedy go pamiętałem. Wiecznie szukał problemów, zawsze był pierwszym, który rzucał się do walki, nawet jeśli nie było ku temu powodu. A później to my musieliśmy wszystko sprzątać. W tym przypadku był nawet podobny do Dylana.
- Uspokój się - powiedziałem cicho, ale spokojnie. Odłożyłem narzędzie i wyrzuciłem resztki szkła.
Zacząłem bandażować jego przedramię, a Tony nie odezwał się ani słowem. Czułem, jak Will patrzy na mnie zza pleców jego. Zawsze patrzył, jakbym to ja miał mieć odpowiedzi na wszystkie pytania. Ale tak to już jest - ktoś musi trzymać to wszystko w ryzach, ktoś musi być tym, który ogarnie chaos, kiedy reszta zaczyna się gubić.
Kiedy skończyłem, odłożyłem bandaż i spojrzałem Tony'emu w oczy.
- Wystarczy. - powiedziałem, wstając.
Tony kiwnął głową, chociaż widziałem, że znowu tłumił w sobie coś więcej. Will puścił go, choć nadal był gotowy, żeby go zatrzymać.
- Idź do pokoju. - rzuciłem do Tony'ego, a potem spojrzałem na starszego. - Dopilnuj, żeby nie zrobił niczego głupiego.
On tylko skinął głową i obaj wyszli. Umyłem ręce i oparłem się o umywalkę, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Czułem ciężar tego wszystkiego na sobie. Odetchnąłem i przemyłem twarz zimną wodą po czym osuszyłem ręcznikiem. Musiałem w końcu zaczerpnąć trochę powietrza więc wyszedłem z łazienki.
Przeszedłem przez korytarz i wróciłem do salonu. Shane i Dylan już zniknęli, a na podłodze wciąż leżały kawałki stłuczonego wazonu, który najwyraźniej poszedł na pierwszy ogień w tej bójce. Oparłem się o ścianę i zamknąłem oczy, pozwalając sobie na kilka sekund ciszy. W głowie miałem tylko jedno pytanie: kiedy to się skończy?
Wyjąłem telefon i wysłałem krótką wiadomość, by przyszli i posprzątali ten bałagan. Napisałem też że porozmawiamy jutro i żeby poszli spać. Schowałem urządzenie spowrotem do kieszeni. Westchnąłem, spojrzałem ostatni raz na salon i wszedłem po schodach do gabinetu. Dotarłem do środka i skierowałem się na balkon po drodze biorąc do ręki papierosy. Wyszedłem na świeże powietrze i odpaliłem pierwszą fajkę. Włożyłem ją między wargi i się zaciągnąłem.
Gdy stąd wychodziłem patrzyłem na zachód słońca, teraz otaczała mnie ciemność, a na niebie świeciły gwiazdy. Z daleka słyszałem głosy z centrum i widziałem światła lamp na horyzoncie. Uśmiechnąłem się na uczucie przyjemnego drapania w gardle i oparłem się o balustradę. Wdychałem ostre powietrze wraz z nikotyną, po czym wypuszczałem dym z ust patrząc jak leci w górę a następnie znika. Uczucie spokoju i zmęczenia opanowywało moje ciało, a ja nadal rozkoszując się tą chwilą, przymknąłem powieki.
Po kilku minutach zgasiłam papierosa w popielniczce. Wszedłem spowrotem do pokoju po czym rzucając jedno spojrzenie gabinetowi, wyszedłem z niego i skierowałem się do pokoju Shane'a.
Otworzyłem drzwi. Siedział na łóżku oglądając media społecznościowe. Rzuciłem szybkie "idź spać" i Wyszedłem z pokoju gasząc mu światło. Tak samo było z Dylanem. Skierowałem się do pokoju Tony'ego. Siedział na ziemi oparty o łóżko i rysował coś w szkicowniku, słuchając muzyki na słuchawkach. W ustach miał papierosa. Otwierając drzwi wpuściłem do jego pokoju więcej światła, więc zwróciłem tym na siebie jego uwagę. Zdjął słuchawki i popatrzył na mnie.
- Jak ręka? - Zapytałem.
- Może być. Nie boli. - Odezwał się. Odłożył szkicownik na bok.
- Nie pal w domu i idź spać. - Wymamrotałem i gdy wychodziłem z jego pokoju, usłyszałem ciche "Mhm".
Jednak gdy miałem zamiar wejść do pokoju Hailie, zapukałem a gdy otrzymałem odpowiedź, delikatnie uchyliłem drzwi i zajrzałem do środka. Młodsza siostra leżała na pościeli, czytając książkę. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się i zamknęła lekturę.
- Dobranoc, Hailie. Jest późno. - Powiedziałem i cofnąłem się by zamknąć drzwi lecz zatrzymał mnie jej głos.
- Vince?
- Tak?
- Kocham cię. - Miała delikatnie zachrypnięty, cichy głos. Patrzyła mi w oczy z lekkim uśmiechem. - Dobranoc.
- Ja ciebie też Hailie. - Dodałem i odwróciłem się zamykając drzwi.
------------
Długo się pisało ale zostałam obdarzoną weną więc (mam nadzieję) cieszę się tak jak wy.
Jak wam minął dzionek? Bo ja skończyłam go ucząc się matmy na sprawdzian O 7.15 WE WTOREK.
CZYTASZ
Who Am I? || Vincent Monet
Teen FictionPo wszystkie wskazówki zapraszam to rozdziału wstępnego i rozdziału pierwszego które wprowadzą was w moją wersję rodziny Monet. Jak już zapewne zauważyliście po tytule możecie wywnioskować na kim z rodzeństwa najbardziej się skupię. ⚠️⚠️⚠️ W książc...