Lucretia
Victor wiedział, że skoro napisałam mu taką wiadomość, to nie żartowałam i naprawdę potrzebowałam jego obecności. Wrócił po jakimś czasie, zdążyłam się już nieco wypłakać, ale kiedy go zobaczyłam, ponownie zaniosłam się łzami. Zapytał, co się stało, a ja nie miałam już siły niczego ukrywać. Chciałam komuś opowiedzieć o tym, co wydarzyło się pomiędzy mną a Hyacinthem, że moja bezpieczna bańka niespełnionej miłosna pękła i to przez Ginny i jej głupie eksperymenty.
– Już ja sobie z nim porozmawiam, a potem go zabije – powiedział stanowczo, kiedy mnie wysłuchał, chociaż już w trakcie mojej opowieści płonął w nim ogromny gniew.
– Nie, nawet o tym nie wspomnisz słowem – zadecydowałam. – Hyacinth nie jest niczemu winien, to wszystko zaczęło się z mojej strony i niech na mnie się skończy. Od zawsze byłam świadoma, że przez moc nie mam szans na szczęśliwy związek. Potrzebujemy trochę czasu, kiedyś to przegadamy i będzie jak dawniej.
– Tak, Lulu. Wszystko będzie dobrze – próbował mnie pocieszyć brat i wyciągnął ręce, żeby mnie przytulić.
Czułam jednak, że sam tak naprawdę w to nie wierzy, ale przynajmniej miał dobre chęci i chciał mnie jakoś podnieść na duchu. Potrzebowałam też jakiegokolwiek zapewnienia, żeby uwierzyć we własne słowa. Przetrwałam kolejny dzień, chociaż widziałam, że Flora chciała ze mną porozmawiać i dopytać się, czemu mam tak opuchnięte oczy. Sama zbyt dobrze wiedziała, jak wygląda się po przepłakanej nocy. Zbyłam ją, ale byłam wdzięczna za chęć pomocy, jednak zwierzenie się Victorowi poprzedniej nocy było już dla mnie wystarczająco ciężkie. Nie dałabym rady zrobić tego ponownie, nawet w mniejszej skali i nie tak szybko.
Po pracy pojechałam na grób rodziców. Zaszłam jeszcze do kwiaciarni, gdzie czekał już na mnie gotowy bukiet. Ten zakład od lat prowadziła ta sama kobieta, która zapamiętała mnie już podczas mojej pierwszej wizyty lata temu. Początkowo przyjeżdżałam z Davidem, potem sama. Wiedziała zawsze, kiedy się mnie spodziewać. Florystka uśmiechnęła się do ciepło, kiedy przekazywała mi kwiaty.
– Niedługo będę przechodzić na emeryturę, dziecko – powiedziała do mnie. – Ale przekażę moim następcom, by co roku bukiet dla ciebie czekał.
– Dziękuję – wyszeptałam. – Wiele to dla mnie znaczy – dodałam szczerze.
Zanim przeszłam przez bramę cmentarza, zdjęłam soczewki i założyłam okulary. Tata nie lubił, kiedy ukrywałam swój prawdziwy kolor oczu, tolerował to tylko w obecności innych ludzi. Teraz byłam całkiem sama, nie musiałam się bać, że kogoś skrzywdzę. Kiedy pokonałam tak dobrze znaną sobie drogę, zapaliłam znicze, położyłam kwiaty na grobie i usiadłam chwilę na ziemi.
– Cześć mamo i tato – powiedziałam cicho. – Miło was widzieć. Trochę się u mnie wszystko posypało, ale nie chcę was tym zamartwiać. Pogadałam z Victorem, to mi trochę pomogło. Wydaje mi się, że całkiem nieźle idzie mi w pracy. Dzieciaki są miłe i utalentowane, tylko trzeba im pozwolić na to, żeby były sobą. U Marthy i Davida też wszystko w porządku, jutro się z nimi zobaczę. Zawsze organizują obiad na moje urodziny. Nie wiem tylko, co będzie dalej... Proszę, trzymajcie za mnie kciuki i nie bądźcie za bardzo rozczarowani moimi błędami – zaśmiałam się cicho. – Pewnie mielibyście dla mnie jakieś mądre rady, szkoda, że nie mogę ich usłyszeć.
Poinformowałam rodziców, co się dzieje na bieżąco i pożegnałam się, nie mogąc przez dłuższy czas oderwać dłoni od grobu. Ta wizyta nie przyniosła mi ukojenia, na które liczyłam, ale cieszyłam się, że przyjechałam. Zawsze miło było ich odwiedzić, nawet jeśli oznaczało to krótki monolog do kamiennej płyty.
CZYTASZ
Zagubiony umysł
RomanceGdyby ktoś przeprowadzał ankietę wśród małych dzieci z pytaniem, jaką super moc chciałyby posiadać, to Lucretia Jones-Parker z pełnym przekonaniem odpowiedziałaby, że żadnej, bo „posiadanie super mocy jest do dupy". W wieku nastoletnim twierdziłaby...