Rozdział 16 - Obcy

7 1 1
                                    

Lucretia

Westchnęłam ciężko, w tamtym momencie wszystko było mi obojętne, nawet to, że wylałam na siebie przy upadku jeszcze pół kubka kawy. Wypadałoby się tym przejąć choć odrobinę? Pies szczęknął głośno, poganiając swojego właściciela, ale nadal nie zamierzał się ruszyć i pozwolić mi wstać.

Oczekiwał na moją odpowiedź, więc zdecydowanie zaprzeczyłam. Zwierzę zasmuciło się, ale i tak trwało wciąż w tej samej pozycji. Patrząc na niego, do głowy nie przychodziła mi żadna konkretna rasa, więc obstawiałam, że to mieszaniec. Zdawał się taki puchaty i to zachęcało, żeby go pogłaskać.

– Mógłbyś jednak ze mnie zejść – poprosiłam, cofając rękę. Chciałam zobaczyć, czy w rzeczywistości jego sierść jest taka przyjemna w dotyku, na jaką wygląda. 

– Nie. – Spojrzał na mnie obrażony. – Dopóki się nie zgodzisz. Ja już cię wybrałem. 

– Skoro tak, to po co w ogóle pytałeś? – odburknęłam. 

– Kiba! Zejdź, natychmiast! – krzyknął mężczyzna, podbiegając do nas i zmuszając siłą swojego pupila, aby się ruszył, co niechętnie w końcu zrobił. – Przepraszam, zamyśliłem się i nie patrzyłem, gdzie rzucam śnieżkę. 

– To moja ulubiona zabawa. – Głowa psa pojawiła się znowu nade mną, więc mogłam przeczytać jego myśli. 

– Kiba! Odsuń się! – Właściciel podał mi rękę i pomógł wstać. 

Mogłam się w końcu mu przyjrzeć. Wyglądał na miłego mężczyznę, przynajmniej tyle wnioskowałam po niepewnym uśmiechu i uprzejmym spojrzeniu niemal czarnych oczach. Uniosłam wzrok nieco w górę, jego myśli też nie zdradzały nic, czego mogłabym się obawiać. Uścisk dłoni mocny i pewny, lecz postawa delikatnie wycofana, jakby zmartwiona. To samo chwilę później objawiło się również na jego twarzy. 

– Najmocniej przepraszam za siebie i za Kibę – powiedział. – Nic ci się nie stało? 

– Nie, nic mi nie jest – odpowiedziałam, uśmiechając się. – Też się nieco zamyśliłam. Mogłam bardziej uważać, co się wokół dzieje. 

– Widzę, że straciłaś kawę, mogę ci chociaż postawić nową? – zapytał, jednocześnie nadając swojemu tonowi na tyle mocny wydźwięk, żebym wiedziała, że nie przyjmie odmowy. 

– Dobrze – powiedziałam i schyliłam się, żeby podnieść i wyrzucić kubek po kawie. 

Kiba mnie uprzedził, chwycił pusty pojemnik i wrzucił go do kosza, szczeknął w moją stronę, mówiąc: „Patrz, jaki ze mnie dobry pies". 

– A jak próbowałem cię tego nauczyć, to nie mogłeś załapać – mruknął jego właściciel. – Teraz się popisujesz? 

– Jak ty chcesz tego ode mnie, to mi się nie chce – pomyślał sobie pies. 

Zaczęłam się śmiać, pierwszy raz tak szczerze i wesoło od czasu moich urodzin. Czułam, jakby na te kilka sekund z serca spadł mi wielki ciężar i przez chwilę nie musiałam się niczym martwić. Mieszaniec zaczął wokół mnie skakać i szczekać, podkreślając, że to on mnie rozśmieszył. Mężczyzna popatrzył na mnie i zastanawiał się, czy aby na pewno nie uderzyłam się mocno w głowę przy upadku.

– Spokojnie – rzuciłam rozbawiona. – Twój pies powiedział po prostu coś zabawnego. 

– Ach, tak? – zapytał unosząc zdziwiony brwi. – Jestem Tetsuya – powiedział, podając mi rękę, tym razem, aby się poprawie przedstawić. – A to mój czworonożny przyjaciel Kiba. 

Zagubiony umysłOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz