ROZDZIAŁ SZÓSTY

87 9 0
                                    

Elias Kalashnikov

Wróciła. Valentina Volkovitch wróciła do Moskwy po pięciu latach nieobecności. A wraz z jej powrotem powróciło moje zauroczenie, które zwiększyło się pięciokrotnie. Uderzałem w czarny worek treningowy z uśmiechem. Ciężko dyszałem. Maksim dawał nam dzisiaj niezły wycisk, a to wszystko przez turniej.

- Już koniec, Kalashnikov. Na dzisiaj już wystarczy. Idź się umyć bo capi od ciebie z kilometra- zaśmiał się Gavriel.

Romanov był wysokim szatynem ściętym na krótko. Miał zielone oczy, z których zazwyczaj bił chłód. Miałem wrażenie, że był szczęśliwy jedynie, kiedy musiał skopać mi tyłek na ringu. Ja i on byliśmy podopiecznymi Maksima. Niestety Gavriel miał większy starz i Maksim stwierdził, że on będzie moim trenerem, gdy jego nie będzie obok.

- No, no, Eli. Może obronisz tytuł w tym roku- podśmiechiwał się pod nosem, uderzając mnie w ramię.

Roześmiany i zmęczony jednocześnie, zacząłem zdejmować niebieskie rękawice bokserskie. Odwijałem bandaż, jednocześnie rozmawiając z kumplem, gdy ubrany w garnitur Maksim nie wszedł na sale. Prezentował się jak zwykle nienagannie. Ciemne włosy układały mu się w literę "M", a wysoka i umięśniona sylwetka dawała o sobie znać przez biała koszulę, która nieco prześwitywała. Jego oczy były bursztynowe.

Tak samo jak jej.

- Mam ci wysłać zaproszenie do mojego biura, Kalashnikov?- odezwał się.

- Nie, już idę.- Rzuciłem w Gavriela rękawicami i bandażem. Słyszałem, gdy powiedział "powodzenia". Tak. Ja sam sobie tego życzyłem. Morozov nigdy ot tak nie wychodził ze swojego biura. Z reguły wysyłał po nas jednego z ludzi, których napotkał na drodze.

To mogło świadczyć o jednym.

Coś było nie tak. Tylko co?

Biuro szefa było zwyczajne. Granatowe ściany, ciemnobrązowe meble i jedna, niemal usychająca roślinka na oknie. Facet siedział na fotelu i patrzył się na mnie. Zamknąłem za sobą drzwi. Idąc w stronę biurka, chwyciłem krzesło, które stało przy drzwiach. Ustawiłem je, po czym usiadłem na nim.

- W następną sobotę masz walkę- oznajmił.

- Z kim, gdzie i o której?

- Lazar. Walka jest tam gdzie ostatnio, a godziny jeszcze nie podali. Jednak obstawiam, że około północy powinna się zacząć. Masz ponad tydzień na przygotowanie się. To będzie twoja druga walka, Kalashnikov, nie spieprz tego.

- Dam z siebie wszystko, z resztą jak zawsze. Wątpisz we mnie?

- Nie- powiedział od razu.- Wiem co mówią ludzie. W tym roku mamy o wiele wyższą stawkę niż w zeszłym, też przeciwnicy są lepsi. Nie spocznij na laurach i nie słuchaj ludzi, którzy mówią ci że na pewno wygrasz. Ceną sukcesu jest ciężka praca, a nie słowa wsparcia.

- Dobrze o tym wiem, Maksim. Nie musisz mi tego przypominać- przewróciłem oczami, co nieco go zirytowało.

- Nie przewracaj tak oczami bo ci zostanie- mruknął.- Spadaj już do domu. I żadnego alkoholu do walki.

- Jasne, szefie.

Wstałem z krzesła. Przed pomieszczeniem stał Gavriel, który podsłuchiwał całą rozmowę. Otwierając drzwi uderzyłem go drzwiami w głowę. Jęknął z bólu, po czym zaczął się masować po cole w aprobacie mojego śmiechu.

- Gumowe ucho zawsze dostanie za swoje, Romanov. Mikołaj drugi powinien się cieszyć, że nie jesteś z tych Romanovów. Takiego idioty nawet ja bym się wstydził, a przeżyłem już parę lat z Viktorem.

Razem w MoskwieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz