Rozdział 12

260 27 6
                                    

beta: missAxr, podziękowania też dla mariposki!

30 X 2002, sobota

Poprosiła go, aby jej nie czytał wieczorami.

Hermiona zwalała to na zmęczenie i obiecywała, że na pewno zaśnie, jednak noce były trudne i mało obfite w sen. Ale nie mogła przetrawić tego, co zrobiła.

Pocałowała go.

Ot, tak.

Bo chciała.

Jednocześnie musiała to przed sobą oficjalnie przyznać — podobał jej się. Malfoy był atrakcyjny, a jego czyny jeszcze atrakcyjniejsze. I dlatego, gdy tylko nabrała odrobiny śmiałości, zdecydowała się na pocałunek. Wstyd jej było myśleć, na co pozwoliłaby na wydeptanej ziemi przy ognisku, gdyby auror nie miał odrobiny samokontroli i nie odsunął się w tył. Najbardziej nie potrafiła sobie poradzić z niewiedzą, co ma teraz zrobić?

Zachowywać się normalnie? Przecież pąsowiała, kiedy tylko pojawiał się za zakrętem w korytarzu.

Malfoy zręcznie wykorzystywał jej zawstydzenie. Uśmiechał się pod nosem, bawił się jej zakłopotaniem, od czasu do czasu rzucał dwuznacznym komentarzem, ale ani razu nie wyszedł z żadną inicjatywą. Nie wymagał od niej niczego. Sam znikał na całe dnie treningów Quidditcha lub ćwiczeń siłowych. Dobrze ją znał, więc po prostu dawał jej przestrzeń.

Tak, jak za pierwszym razem lata temu.

Natomiast Hermiona zaszywała się na całe dnie w sypialni, ledwo wyściubiając nos za próg na posiłki. W większości i tak jadła w pokoju. Przeniosła tam papiery dotyczące ZZS oraz mały kociołek cynowy wraz z niezbędnymi składnikami. Na dwa dni — bez przerwy — zatraciła się w papierologii oraz warzeniu eliksirów z podręcznika medycznego. Od biurka wstawała wtedy, kiedy musiała skorzystać z toalety lub zamieszać w wywarze o określonych porach.

O Ronie nie myślała prawie wcale, skutecznie skupiona na codziennych sprawach. Kradł jej pojedyncze momenty w trakcie dnia, choć głównie tęsknotą za swoją osobą. Chciała spotkać się z nim i Harrym przy pysznym, kremowym piwie. Porozmawiać, pożartować, zjeść coś słodkiego.

Melancholia kończyła się zwykle wtedy, kiedy na myśl przychodził jej Draco Malfoy. Serce znów zaczynało pędzić. Nienawidziła tego uczucia. Choć odświeżali znajomość od trzech tygodni, uważała go za przyjaciela. Kim jednak był teraz?

— Twoim mężem, do cholery — mruknęła do siebie w odpowiedzi Hermiona, siedząc w fotelu przy biurku z podciągniętymi pod brodę kolanami, piórem wędrującym między palcami i niechlujnym kokiem upiętym różdżką. Westchnęła ciężko, zgarnęła pergaminy z prawej strony biurka, zmrużyła oczy i znów spróbowała skupić się na ich treści. — Regulacje rozporządzeń... — czytała na głos. — Reg... — urwała i zamknęła oczy, aby złapać wewnętrzny spokój. Zacisnęła usta. — Są mi potrzebne regulacje ustaw. Nie rozporządzeń. Skup się.

Ze złością cisnęła pergaminy w kierunku stosu dokumentów, które zgromadziła na łóżku. Wyjęła różdżkę z włosów, które gromadą opadły na jej plecy i rzuciła szybkie Accio, aby zdobyć odpowiednie pismo.

Rozległo się pukanie do drzwi, więc odwróciła głowę.

— Proszę!

To mogła być tylko Fiołek lub Malfoy.

Oczywiście, że był to Malfoy.

Ku jej zdumieniu właśnie zapinał kołnierz czarnych, aurorskich szat. Papiery znów wylądowały na biurku.

— Dlaczego idziesz do pracy? — spytała, nawet nie orientując się, że jeszcze się nie witali tego dnia.

— Leeds — odpowiedział lakonicznie Draco. Rozejrzał się po ich wspólnej sypialni, która była w chaotycznym stanie, jednak nie komentował bałaganu. — Chciałem dać ci znać, że będę nieobecny i pewnie wrócę w nocy.

Jak rozkochać w sobie Hermionę Granger? I to po raz drugi.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz