3. Chwile spędzone z nim.

1 1 0
                                    

Zostaliśmy przyjaciółmi. Kto by się spodziewał, że tak fajnie będzie się nam rozmawiać? Zaczęło się od tej książki, a później na inne rzeczy takie jak 'jak się tu znalazłeś' albo 'kogo nienawidzisz'.. kto by powiedział, że obydwoje nienawidzimy delfinów, a nasze moce są bardzo podobne?

To był zwykły dzień jak każdy inny, oprócz tego że obudziłem się przez chrapanie Sansa. Szczerze mówiąc nie miałem nic do tego, ale czasami wkurza mnie to niemiłosiernie. Jak szkielet bez organów może tak robić??

Wstałem więc i poszedłem do niego by go obudzić. Była dopiero 4 rano, a ja chciałem się jakkolwiek wyspać, bo o 6 godzinie strażnicy przychodzą by dać nam śniadanie. Jak to możliwe że potrafię spać? Nie potrafię spać. Zazwyczaj po prostu zanurzam się w swoich własnych myślach tak bardzo, że nic z zewnątrz nie jest mnie w stanie wytrząsnąć z tego stanu.. poza chrapaniem tego szkieleta z Minecrafta.

- Ej - dźgnołem go, ale poczułem jak trafiłem między kości zamiast z kość nosz kurwa. - przestań chrapać - znowu go dźgnołem tym razem w jakąś kość, co było błędem. Od razu po tym zaczął coś mamrotać i nawet nie wiem kiedy znalazłem się w jego objęciach, leżąc na łóżku obok niego. Czułem że robię się czerwony, nie ze złości, tylko z czegoś innego..

Ciper cholera jasna o czym ty myślisz? On dalej śpi, nie wie co robi, a ty sobie wszechświat wie co wyobrażasz..

Chciałem się wydostać a on jedynie przycisnął mnie bliżej.

Ja rozumiem że my się znamy już naprawdę dobrze (i wiem że może się tak wam nie wydawać, bo niedużo pisałem o dniach, które spędziliśmy razem, ale po powiersze, rzeczy o których mówimy zagwarantowały by mi bana na tej aplikacji, przez co moje próby odnalezienia Sansa drastycznie by sie zmniejszyły, a po drugie, trudno jest mi je opisać. Nasze konwersacje często ciągnął się one godzinami, a ja zatracam się w tym co mówi tak bardzo, że zapominam czasami swojego własnego imienia. Pomimo tego pamiętam każda jedną z nich, każdy jeden gest jaki wykonał, każdy wątek który poruszyliśmy..), ale taki gest był zarezerwowany dla kochanków, dla osób zakochanych.. Stanford-

Cholera jasna muszę o nim zapomnieć. Nie mogę użalać się nad moim zawodem miłosnym, chociaż czy na kiedyś naprawdę kogoś kochałem? Czy moje emocje to była po prostu chciwość posiadania go tylko dla mnie?

Moje rozmyślania ciągnęły się i ciągnęły..co znaczyło, że ludzkim stwierdzeniem 'zasnąłem'.

.

'Obudziłem' się sam Sansa nie było ze mną w jego łóżku, o wszechświecie, jak to brzmi.. dobrze.. Nie. Nie nie nie. To nie brzmi dobrze. Co ja sobie wyobrażam..

Weź się w garść Bill. To tylko twój współlokator..

Sans pewnie poszedł coś zjeść.. ja też powonieniem. Pomimo, że nie muszę i czasami i to po prostu przeszkadza, jestem zobowiązany by tam być o tej i tej godzinie..

Nie widziałem Sansa na stołówce. Dziwne. Pewnie poszedł się myć albo wyszedł na dwór.

Usiadłem na moim miejscu, które jest też miejscem Sansa od tamtego pamiętnego dnia 3389 temu, i zaczął jeść.

Po chwili poczułem jak ktoś siada obok mnie i już myślałem, że to Sama, jednak to był Alastor, ten jebany cw-

- Bill Ciperka, prawda? Gdzie jest ten twój nowy kolega? - zapytał się, kładąc swoją rękę wokół mnie. Co do cholery.

- Nie wiem, pewnie gdzieś wyszedł- odpowiedziałem obojętnie. Nienawidze gdy ktoś mnie dotyka. To jest takie dziwne..

Nagle poczułem jak ręką Alastora znika, a później pare przekleństw z ust demona. Odwróciłem się a tam Sans bił go jakby zamordował mu rodziców i wszystkich jego bliskich.

- Hej! Sans! Przestań! - powiedziałem i chciałem oderwać go od Alastora, ale nie miałem jak. On (Sans) popatrzył się tylko na mnie z taką zazdrością, jakiej nigdy w życiu nie widziałem u nikogo. Ostatni raz przyłożył temu demonowi po czym wstał i wziął mnie za rękę. Jego uścisk nie był jakiś mocny, ale czułem jak.. krew pulsowała w jego żyłach? Można tak powiedzieć? Może bardziej serce- dobra nie ważne, wiecie o co chodzi.

Zaciągnął mnie gdzieś na bok.

- Wszystko dobrze? Zrobił ci coś?? - zapytał badając mnie czy na pewno nic mi się nie stało. Znowu poczułem to cudowne ale i zarazem dziwne uczucie, które czuję tylko przy nim.. dziwne że ja cokolwiek czuje.

- Tak tak, nic mi nie jest...dzięki - odpowiedziałem, a on się do mnie uśmiechnął

- Nie ma sprawy, musze bronić to co moje, prawda? - mrugnął a ja stanąłem jak wryty. Czułem jakbym nagle stał się tą statuą jaka została po mnie w Wodogrzmotach Małych. Co on właśnie powiedział? Ja chyba śnie.. Nawet nie zauważyłem kiedy sobie poszedł..

Musze się opanować. Kurwa nie panuje nad sobą już, nie panuje nad swoimi myślami. Musze przestać o nim tak myśleć. Musze przestać.

Po tym incydencie wyszedłem na pole, na szczęście nigdzie go nie widziałem po drodze.. tyle dobrze.

Usiadłem gdzieś w cieniu i obserwowałem co się działo tutaj. Jeden robił dziurę w płocie ale chwilę później poraził go prąd, klasyk, parę innych osób grało w siatkówkę.. same nudy.

Gdy znowu przeleciałem wzrokiem przez całe boisko, do póki nie zauważyłem tego samego szkieleta, który przed chwilą sprawił że moje serce - jeśli takie w ogóle istnieje, przyspieszyło.

Rozmawiał z kimś. Cholera jasna. Rozmawiał z kimś. Ale jak. Czemu. Przecież on ma mnie. Może podejść tutaj i ze mną pogadać.. Czułem sie okropnie. Chciałem, żeby wszyscy zniknęli, żebyśmy zostali sami. Nie chce żeby ktokolwiek był wokół niego. Ja jestem jedynym potworem, na którego on zasługuje. Za kogo ten ktoś się uważa. On jest mój do jasnej cholery.

..moje myślenie mnie przerażało, ale nie mogłem tego dłużej ukrywać. Lubiłem go. Bardziej nawet niż tylko lubiłem. Może podchodziło to pod obsesję? Może. Ale czy mnie to obchodziło?

Poszedłem do celi zastanawiając się jak zabić tego kogoś z kim Sans rozmawiał.

.

Tego wieczoru nie spotkałem już Sansa. Byłem pewny, że poszedł razem z tym kimś. Budziło to we mnie takie emocje, że musiałem się powstrzymać przed zabiciem tego kogoś. Pamiętam dokładnie ich wygląd, jednak nie chce marnować czasu na opis kogoś, kto nie jest tego warty, a poza tym wkrótce przestanie istnieć.

Wziąłem swoje rzeczy i poszedłem lód prysznice. Nie wiem nawet czemu, bo nie potrzebuje się myć, taka moja natura, ale chciałem tam iść by trochę odpocząć od natłoku myśli. Hałas często powodował, że przestawałem myśleć i skupiałem się tylko na tym.

Sans był tutaj.

Stał do mnie tyłem, gdy tam wszedłem. Nie miał tej swojej charakterystycznej bluzy.

Przysięgam, moje oko lekko się zsunęło..

I zostało tak, ponieważ zaskoczyło mnie co tam zobaczyłem. Sans miał.. organy? Jego klatka piersiowa była wypełniona niebieskimi świecącymi się organami.. ale jak? Przecież widziałem już go bez tej bluzy i nic nie miał takiego..

Nie zorientowałem się kiedy się obrócił. Spojrzał na mnie z tym jego uśmieszkiem, którego ostatnio używał dosyć często i pociągnął mnie za dłoń, bliżej.

Ja się spieszyłem i odwróciłem wzrok. Widziałem że jestem cały czerwony. Znowu nie ze złości.

- Podoba ci się to co widzisz? - zapytał cicho, na co ja nie mogłem wydobyć z siebie słowa. - jesteśmy sami. Nikogo nie ma. - powiedział, a ja widziałem od razu o co mu chodzi..

Moja Historia.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz