To był zwykły dzień. Taki jak każdy. Czyli chujowy, bo jak inaczej można go nazwać? Z każdym dniem czułem, jak mój mózg kurczy się. Zacząłem rysować kreski na ścianie by liczyć dni, ale zgubiłem rachubę po cztery tysiące dziewięćdziesiątym drugim. Troche przerażało mnie to jak szybko straciłem rachube. To więzienie rujnuje mnie psychicznie. Hah, nie wiedziałem nawet że coś może zrujnować moją psychikę hihi.
Dzisiaj jednak było inaczej. Czułem, że cos się zmieni. Jak zwykle poszedłem na stołówke, a raczej zostałem zmuszony i usiadłem na swoim miejscu po tym jak wziąłem swoje jedzenie. Zazwyczaj nikt nie siada obok mnie bo w sumie nie wiem nawet czemu, chyba mnie nie lubią, nie obchodzi mnie to.
Siedziałem i rozmyślałem o tym jak lubiłem grać w szachy że Stanfordem i jak fajnie było manipulować tym małym kurduplem który wyglądał jak Donald Trump tylko jaśniejszy, do póki nie usłyszałem odgłosów walki. To dosłownie brzmiało jak połączenie basicowych odgłosów walki i bicie szkieleta w Minecrafcie.
Spojrzałem przed siebie i zobaczyłem Alastora, tego gnoja który nie myje zębów i jakiegoś nowego więźnia. Wyglądał jak szkielet, tylko miał ubranie, buty i niebieskie świecące się oczy. Dziwne.
Ten szkielet nie wyglądał na pobitego, jednak ten demon tak. Widać było że nawet szkielet może go pokonać. Wiedziałem.
Skończyłem swój posiłek i wróciłem do swojej celi wraz ze strażnikami którzy mnie tu przyprowadzili oczywscie.
Ostatnio zacząłem czytać jakąś książkę niemiecką "Mein Kampf" i szczerze mówiąc wciągnąłem się. Ludzie mają ciekawy tok myślenia a ja z niczym innym lepszym do roboty mogę równie dobrze poznać ich trochę bardziej. Nie to że ja nie znam ludzi, ba, oczywscie że umysł ludzki nie jest mi obcy, ale emocje.. emocje to dziedzina w której wiedzy mi brakuje. Uzupełnie ją i może w końcu uda mi się pokonać te małe dzieciaki gdy tylko stąd wyjdę.
Gdy tak leżałem zagłębiony w historii, drzwi do mojej celi się otworzyły. Popatrzyłem na wejście a tam stał ten sam szkielet ze stołówki a za nim strażnik z jego torbą.
- Ciper masz nowego współlokatora. Nie zabijcie się czy cos. - powiedział strażnik i wyszedł oczywscie wcześniej zamykając wejście.
- Hej. Jestem Sans, a Ty Ciper co nie? - przedstawił się od razy szkielet i wyciągnął swoją dłoń do mnie. Jego głos był dziwny, brzmiał jak jakiś dźwięk, który akcentuje niektóre z nich. Normalny człowiek pewnie by nic nie zrozumiał, jednak czy ja jestem człowiekiem? Nie. Dlatego zrozumiałem go co do ostatniej nuty. Usiadłem na łóżku i odłożyłem książkę na bok, oczywscie wcześniej zaznaczając gdzie skończyłem.
- Bill Ciper. Miło poznać - odpowiedziałem i uścisnąłem jego dłoń. Była..kościasta. Kto by sie spodziewał.
- Co czytasz? Mein Kampf? To moja ulubiona książka!!! - usiadł na łóżko obok mnie i podniósł książkę badając ją wzrokiem. - Fajne wydanie swoją drogą
Ja siedziałem jak wryty. On tak po prostu.. usiadł tutaj. Jakby znali się od lat..
W istocie, nigdy go nie widziałem.
- Zacząłem nie dawno, wiesz, trochę nudno tutaj, nie ma co robić.. - oparłem się o ścianę przy łóżku i obserwowałem go dokładnie. On był jakiś..dziwny. Inny.
- Spodziewałem sie..
Zaczęliśmy rozmawiać.
Było miło, chociaż on był dziwny.
Bardzo dziwny.
Lecz czy dziwniejszy ode mnie?
Obaj byliśmy chyba na tym samym poziomie.
CZYTASZ
Moja Historia.
FanficSans, stworzyłem to konto by cię odnaleźć. Dalej siedzę w tym pierdlu, ale za dobre zachowanie dostałem telefon. Proszę, odezwij się.