Ach, ta polityka...

14 4 9
                                    

Ojciec Chloé znów wygrał wybory na burmistrza. Przeczytałam to w Internecie dziś rano. Pokręciłam jedynie głową, dyktatura tej rodziny nigdy się nie skończy. Niestety tylko ludzie z bliskiego otoczenia Chloé wiedzieli, jaki w rzeczywistości był André Bourgeois. Z drugiej strony, przywrócił ojca Sabriny na stanowisko, więc może jednak zachował jeszcze resztki zdrowego rozsądku i Paryż przetrwa kolejny okres jego rządów. Tymczasem ja musiałam skupić się na bardziej lokalnych wyborach, bo dziś w szkole mieliśmy wyłonić przewodniczącego klasy. Sama oczywiście nie zamierzałam kandydować, już i tak miałam dużo na głowie. Szermierka, chiński, gra na skrzypcach, modeling... gdybym do tego miała jeszcze reprezentować klasę, to chyba bym się wykończyła. Oby tylko Chloé nie była jedyną kandydatką...

Właśnie, szermierka. Nasz trener również kandydował na burmistrza Paryża. Zaskoczyło mnie to, naprawdę nie rozumiałam, po co ludziom ta cała władza. Dla mnie byłaby to za duża odpowiedzialność. W każdym razie nie zdziwiła mnie przegrana pana D'Argencourt, choć przykro mi było to mówić, mało kto tak naprawdę o nim słyszał, za to André Bourgeois wszyscy znali. Od początku było wiadome, że mu się nie uda, taka brutalna prawda. Z tego powodu trochę obawiałam się dzisiejszego treningu, nie zdziwiłabym się, gdyby chciał się na nas wyżyć.

W końcu dotarliśmy do szkoły.

— Chloé zamierza kandydować, zagłosujesz na nią? — zagadnęłam Adriena, gdy wchodziliśmy po schodach.

— Chyba tylko, jeśli nie będę miał innego wyjścia — zakpił — a wcale bym się nie zdziwił.

W milczeniu pokiwałam głową. Ta dziewucha potrafiła skutecznie zastraszyć, a pomagał jej fakt, że należała do tak wpływowej rodziny. Obawiałam się, że faktycznie mogliśmy nie mieć wyboru, a bardzo nie chciałam widzieć Chloé na stanowisku przewodniczącej klasy.

— Hej, Nate — przywitałam się z chłopakiem, zajmując miejsce w ławce.

Podniósł wzrok znad kartki, na której akurat rysował Biedronkę i uśmiechnął się. Ostatnio coś często ją rysował, chyba zmienił obiekt westchnień. Ocho, konkurencja dla mojego brata. Nie, nie zamierzałam się do tego wtrącać.

— Wiesz może, czy ktoś poza Chloé kandyduje? — spytałam.

Podrapał się po karku.

— Szczerze, to myślałem, że może ty to zrobisz... — zaczął niepewnie.

Wytrzeszczyłam na niego oczy, bo naprawdę nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Już pomijając mój nawał zajęć i obowiązków, w ogóle się do tego nie nadawałam. Chyba zostało ustalone, że nie potrafiłam działać ani angażować się w konflikty.

— Ja? Nate, przecież wiesz, że mam masę innych zajęć, poza tym kompletnie bym się w tym nie sprawdziła.

— Wcale nie! Potrafisz pogodzić swoje wszystkie obowiązki, to znaczy, że umiesz zarządzać czasem — wyliczał — jesteś otwarta na nowe znajomości, potrafisz rozmawiać z ludźmi, co wcale nie jest takie oczywiste...

— Umiesz rozdzielać zadania i działać w grupie — wtrącił się nagle Ivan, który chyba podsłuchiwał naszą rozmowę.

— No i w końcu, stanęłaś w mojej obronie, gdy Marinette oskarżyła mnie o kradzież bransoletki. Czyli nie boisz się działać — podsumował Nate.

Westchnęłam, gotowa na obalenie wszystkich tych argumentów.

— Może i umiem zarządzać czasem, ale nie mam go za dużo. Nie chcę na siebie brać aż tyle, poza tym często mi coś wypada i w ostatniej chwili mogę na przykład być nieobecna w szkole. Po drugie: wcale nie jestem aż tak otwarta, boję się rozmawiać z ludźmi. Gdy jest to konieczne, owszem, radzę sobie, ale z własnej woli nie pcham się w takie rzeczy. Po trzecie: jaka grupa, pracowaliśmy we trzy osoby. Gdyby było nas więcej, w życiu bym tego nie ogarnęła. Po czwarte: Nate, stanęłam w twojej obronie, bo się przyjaźnimy, wcześniej nawet nie myślałam, by włączyć się w ten konflikt. Przewodniczący powinien być bardziej obiektywny czy bezstronny. Poza tym ostatecznie nie udało mi się go rozwiązać.

Dziewczyna, która straciła kontrolę || Miraculous fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz