Wypowiedzenie tych słów na głos okazało się wybrzmieć sto razy gorzej, niż to samo zdanie, które powiedziałam sama do siebie w mojej głowie. Dopiero, gdy ten zlepek liter zderzył się ze ścianami pomieszczenia, odbijając się od nich ze stukotem, zrozumiałam, że nie był to żaden pech. Wszystko powolnie do mnie docierało. Moja głowa zderzyła się z rzeczywistością układaną, jak klocki przez samego Aresa.
-Kim jest Alex? - zapytałam wprost, uświadamiając sobie, dlaczego jego twarz wydawała mi się być aż tak znajoma.
Na twarz chłopaka cieniem rzucił się cyniczny uśmiech, którego nie mogłabym dostrzec w żadnej innej sytuacji. Był on dziwny, odrobine przerażający i wzbudzający mój niepokój, bo gdy jego usta zadrżały ja miałam ochotę wrzeszczeć z własnej naiwności. Z faktu, że pokładałam zbyt dużo nadziei w ludziach wkupionych w łaski tej szkoły. Osobach, których wychowanie było wyliczone w pieniądzach i którzy w mojej bajce okazywali się łotrami, podczas gdy dla całego miasta to ja nim byłam. To za mną ciągnął się łańcuch pełen nieprawdziwości i łatek, okrywających moje ciało niczym schowane pod skórą blizny, głęboko osadzone w moim ciele. To ja cierpiałam z powodu niesprawiedliwości, a oni błyszczeli w blasku własnego odbicia, podczas gdy to ich twarze były czystym odzwierciedleniem zła. Przeszywała mnie frustracja i bezsilność, bo jak niby mogłam przeciwstawić się systemowi działania tego miasta?
Moje słowa nigdy nie były brane na poważnie, gdy stawałam naprzeciw ludzi pokroju Aresa. Oni obserwowali mnie z góry, kręcąc głową z politowaniem i odwracając się na pięcie. Nie słuchali, zupełnie tak jakby mieli słuchawki na uszach. Oni po prostu nie chcieli słyszeć, uważając moje słowa za puste. Mogłabym krzyczeć, a oni dalej by nie słyszeli. Nieważne, jak blisko mnie by stali. Przestawiali mnie, jak żywą marionetkę, upychając w kąt strychu, gdy nie byłam już potrzebna. W moją skórę wbijali pazury, gdy mówiłam za głośno lub za dużo, a usta zatykali mi, gdy zaczynało im to wadzić.
-Znajoma twarz, co? - przejechał opuszkami palców po swoim policzku. - Prawie, że odbicie lustrzane, prawda?
-Alex jest twoim bratem – dotarło to do mnie zdecydowanie za późno.
Zostałam przez nich perfidnie zmanipulowana. Wardowie przez moment mieli mnie w garści.
-Z krwi i kości. Początkowo miałem wątpliwości, co do jego aktorstwa i umiejętności manipulacji. Wydawałaś się być warta odrobinę więcej niż kilka ładnie ubranych słówek, okazuje się jednak, że cię przeceniłem - głośno wypuścił powietrze z płuc. - To jego miłe oczy, czy może fakt, że ktoś z tej szkoły nie spojrzał na ciebie z obrzydzeniem?
Gotowało się we mnie. Osadzona złość w krwisto-czerwonym kolorze nagle zmieniła się w coś znacznie gorszego i wcześniej mi nieznajomego. Jej kolor diametralnie się zmienił. Stał się ciemny, a utrzymanie go w sobie znacznie cięższe, pełne bólu. Jakby szukał ujścia już tak długo, że teraz desperacko wiercił dziurę w moim brzuchu, aby w końcu wydostać się na powierzchnie i uwolnić się z umieszczonej we mnie klaustrofobicznej przestrzeni, pożerającej go od środka.
-Jesteś taka przewidywalna - kontynuował. - Czy życie na wygnaniu niczego cię nie nauczyło? Ludzie w tej części miasta cię nienawidzą. To, że jeszcze ty i twoi patologiczni przyjaciele tu jesteście, jest cudem. Nikt z własnej woli nie chciałby zaprzepaścić swojej godności, rozmawiając z tobą, czy kimkolwiek z waszej paczki. O ile ta jeszcze istnieje - zaśmiał się ciężko. - Powiedz mi Maggie, czy dowiedzieli się oni o czymś co ich zawiodło? Czy straciłaś jedyne osoby, będące w stanie z tobą wytrzymać? Czy moje słowa w końcu cię czegoś nauczyły? Pokazały, jak wiele mogę zdziałać, gdy ktoś niechciany napatoczy się pod moimi nogami?
CZYTASZ
Shadows of the Riverwood
RomanceRiverwood było miastem rozciągającym się, jak dwie przeciwstawne strony księżyca - jedna lśniąca, pełna światła nocy i blasku, będąca siedliskiem ludzi wysoko postawionych, bogatych i uprzywilejowanych, których życie rozgrywało się wśród willi, bank...