Pomiędzy nadzieją a żalem.
Słowa JJ dalej brzęczały mi w głowie. Wciąż słyszałam te cztery zimne słowa, które wypowiedział z takim gniewem, że przez moment miałam wrażenie, jakbyśmy nigdy się nie znali, jakby wszystkie moje wspomnienia były tylko moim wyobrażeniem. Czymś co wymyśliłam sobie, żeby przetrwać cztery lata w Nowym Jorku.Ale jednak ja pamiętałam wszystko. Nasz pierwszy spacer po plaży, letnie wieczory na łódce John'ego B, kiedy czas wydawał się płynąć wolniej, jakby cały świat zatrzymał się tylko dla nas. Pamietam kiedy mówił, że nigdy mnie nie zostawi, zwłaszcza jak będę go potrzebować. Wierzyłam mu, zawsze to robiłam. Czasami łapię się na myśli, że może on też pamięta, że może to wszystko nie zniknęło – po prostu jest ukryte pod warstwą rozczarowań i chłodnych spojrzeń.
Kiedy moi rodzice się rozwiedli, nie miałam nawet okazji, żeby poinformować chłopaka, że w ogóle wyjeżdżam. Zostawiłam swój jedyny sposób, żeby się z nim skontaktować, tutaj, w Kildare.
Tak bardzo chciałam wrócić choć na jeden dzień, żeby wytłumaczyć im to wszystko. Powiedzieć, że to nie ja ich zostawiłam – że to życie pociągnęło mnie w inną stronę. Czułam to palące pragnienie, by chociaż na chwilę móc wrócić do Kildare, do miejsca, które wciąż uważałam za dom. Ale mama była zbyt nieugięta. Jej gniew, jej ból po rozstaniu z ojcem był tak silny, że zamknęła wszystkie drzwi prowadzące do dawnego życia. Nie chciała mieć z nim kontaktu, aż do rozprawy rozwodowej.
A ja byłam tylko nastolatką, uwięzioną między ich gniewem a moją tęsknotą za domem.
Każdy dzień w Nowym Jorku, przez cztery długie lata, przypominał mi, że coś straciłam. A raczej kogoś. Moją trójkę najukochańszych przyjaciół, ludzi, za których wskoczyłabym w ogień bez chwili wahania.
Każdego ranka budziłam się z myślą, jakby część mnie pozostała tutaj, w Kildare. Każdy drobny szczegół przypominał mi o nich – o JJ'u, który zawsze miał plan na każdą przygodę, o John'ie B, którego obecność była jak bezpieczna przystań, i o Pope'ie, który zawsze wierzył, że razem pokonamy każdą przeszkodę.
W Nowym Jorku często wyobrażałam sobie, jak nasze życie toczyłoby się, gdyby nie ten nagły wyjazd. Zastanawiałam się, czy oni też myśleli o mnie, czy może po czasie tak po prostu zapomnieli. Moja nowojorska rzeczywistość stała się dziwnie pusta, bo nie było w niej ich – ludzi, którzy naprawdę mnie znali, którzy wiedzieli, kim jestem bez zbędnych wyjaśnień. I nawet gdy wchodziłam w nowe znajomości, czułam, że żadne z nich nie mogło zapełnić tej pustki.
Rok przed powrotem, zupełnie nieświadomie, znalazłam ich profile w mediach społecznościowych. Cieszyłam się, że dobrze się bawili, lecz z tyłu głowy czułam się jakby moja nieobecność nie miała w ogóle dla nich znaczenia. Chciałam napisać do któregoś z nich, ale bałam się, że nasza rozmowa będzie jedynie kolejną pustą wymianą zdań, a ja nie będę dla nich już tą samą Val, którą kiedyś znali.