Rozdział III

23 6 17
                                    


Eler-Khar zostało kilka kilometrów za nimi. Kierowali się na wschód – tam właśnie czekały ruiny starej stolicy. Arshem, miasto, które upadło przed tysiącleciem, było niegdyś kolebką najlepszych antidotów i najsłynniejszych wojowników. Teraz jego kamienne mury pokrył piasek, a tajemnicze podziemia zamieszkał Tamar-Kram – olbrzymi, nocny stwór, nienawidzący ludzkiego zapachu. Na swoich szarych, skalnych barkach nosił głowy poległych, a jego siła i szybkość były przerażające. Był jednym z powodów, dla których wybrali to miejsce – Nefreyda uczyniła z niego ich naturalnego obrońcę. Po zmroku czuli się bezpieczni, mogąc odpoczywać w spokoju, podczas gdy Tamar-Kram strzegł terenu przed intruzami.
Aby jednak dotrzeć do dawnej stolicy, musieli pokonać nieprzyjazny odcinek drogi – wyprawa za dnia była ryzykowna. Nie tylko żar południowego słońca palił niemiłosiernie, ale również ruchome piaski i pustynne stworzenia stanowiły poważne zagrożenie. Na szczęście Sofia, mimo napiętej sytuacji w rodzinie, zadbała o odpowiednie stroje. Schowane w płóciennej torbie, na grzbiecie ogona ich nowej towarzyszki.

Odziani w długie, zwiewne szaty i turbany, byli w stanie znieść surowe warunki pustyni, choć najgorszy był piaskowy wiatr. Tabuny drobin kurzu uderzały im w twarze, zasypując oczy, co utrudniało jazdę na Jafaszu i wymuszało na nich nieustanną czujność. Czasu było mało – musieli dotrzeć do ruin przed zmrokiem, gdy temperatury drastycznie spadały, a oni nie byli przygotowani na nocne zimno. Heria, prowadzący grupę, szedł szybkim, choć ostrożnym krokiem. Jako mag ziemi, zanurzał co jakiś czas, stopy w kwarcowych kamyczkach. Wyczuwając ewentualne zagrożenia kryjące się pod powierzchnią, choć nie władał magią piasku. Potrafił wyczuć ukrytą na dnie glebę.
Pozostała dwójka siedziała na grzbiecie. Laibonshi, nieco zamyślony, od czasu do czasu wzdychał, wpatrując się w purpurowe szaty swojej towarzyszki. Te westchnienia zaczynały powoli ją irytować.

— Nefreyda... — zaczął w końcu niepewnie, przerywając ciszę.

Ta słysząc swoje pełne imię, od razu wyczuła, że sprawa jest poważna. Rzadko zwracał się do niej w ten sposób. Odwróciła lekko głowę, a jej szkarłatne oczy błysnęły spośród drobin piasku.

— Co się dzieje? — zapytała czarodziejka, unosząc brwi z lekkim zaintrygowaniem. — Ostatni raz wzdychałeś tak, kiedy nie mogłeś zrobić kupy. — dodała z przekąsem, na co Heria stłumił śmiech pod nosem.

— Bo wtedy kazaliście mi jeść szybko! A wiecie, że mam potem problemy... — odpowiedział z lekkim oburzeniem, ale szybko wrócił do poważnej miny. — Ale to nie o to chodzi... Jest coś, czego nie powiedziałem. Teraz, jak o tym myślę, to nie daje mi spokoju. Mam wrażenie, że widziałem kogoś podejrzanego w porcie — przełknął ślinę — ten ktoś... może być odpowiedzialny za masakrę w domu Arina.

Nefreyda, wróciła natychmiast do obserwacji terenu, a jej wzrok stał się lodowaty, zaś Heria zamilkł, nastawiając uszu i bardziej skupiając się na otoczeniu...

— Mów dalej. — ponagliła go czarodziejka.
— Trwało to dosłownie sekundę... Zobaczyłem postać, jakby w czerwonym stroju. Nie wiem, kim była, zniknęła tak szybko, że nie zdążyłem się jej dokładnie przyjrzeć. Ale czuję, że nas obserwowała.
— Dobrze, że o tym mówisz teraz. — odparła — Mimo wszystko, nie zaprzątaj sobie tym głowy, to nie twoja wina. — powiedziała, starając się zachować spokój w głosie. — Jesteś tylko człowiekiem. Nikt o zdrowych zmysłach nie zapamięta innego człowieka w sekundę.
— Dlaczego mówisz to tak spokojnie?
— Prędzej czy później do tego musiało dojść. — odpowiedziała, starając się brzmieć apatycznie.

Mag ziemi zacisnął dłoń na sznurze i gwałtownie skręcił w prawo, zmuszając Laiego do objęcia towarzyszki w talii, by nie spaść, poczuł zirytowanie jej wyraźną obojętnością.

Cykl Szkarłatne Niebo: Krew na PiaskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz