Rozdział IV

10 3 12
                                    

Piasek przy Wielkiej Oazie był niemal śnieżnobiały, bardziej przypominając rozsypaną sól niż zwykłe kwarcowe drobinki. Otaczająca flora przypominała tę spotykaną przy mniejszych oazach, choć tutaj szczegóły przykuwały uwagę. Najbardziej wyróżniały się drzewa Aram-Berk, dające przyjemny cień, który chronił przed palącym słońcem. Na ich dużych, dwudziestocentymetrowy liściach kwitły drobne, pomarańczowe kwiaty, które, jak wiedzieli, po zmroku zaczynały subtelnie świecić, ożywiając oazę magiczną aurą.

Wokół laguny widoczne były skały, na których rozpościerał się Retem – glutowata roślina, wyglądem przypominająca mech. Po dotknięciu uwalniała intensywny, nieprzyjemny zapach, który utrzymywał się w powietrzu. Reszta flory i fauny pozostawała dla nich zagadką – mimo że widzieli już inne, pomniejsze oazy, niektóre rośliny czy zwierzęta były tu dla nich zupełnie nieznane.

Gdy przeszli kawałek dalej, dostrzegli pierwsze, niepozorne namioty wśród zarośli. Przy jednym z nich stało palenisko, nad którym, na długim żeliwnym kiju, wisiał gliniany kociołek. Aromat wydobywający się spod pokrywki był niezwykle kuszący. Choć nie wiedzieli, co się w nim gotuje, wszyscy jak na komendę poczuli głód – ich żołądki niemal natychmiast zagrały burczącą serenadę.

Heria podszedł bliżej i delikatnie uchylił pokrywkę, ale natychmiast ją upuścił, krzyknął i przycisnął dłoń do ust, próbując schłodzić oparzone miejsce.

— Gorące! — wykrzyknął, podskakując i dmuchając na dłoń.
— No nie, serio? Kto by przypuszczał, że coś nad ogniskiem może być gorące — ironicznie rzucił Lai.
— Zero w tobie empatii... — warknął Heria, nadal masując poparzoną dłoń.
— Ledwo tu weszliśmy, a już coś zniszczyłeś — dodała Nefreyda, z dezaprobatą patrząc na rozbitą, brązową pokrywkę, którą ostrożnie podniosła. — Czasem naprawdę czuję się, jakbym musiała się wami opiekować jak dziećmi — pokręciła głową.

Wtem usłyszeli cichy szelest. Początkowo byli pewni, że to Muszelka żuje pobliskie krzaki, ale gdy zerknęli w jej stronę, dostrzegli, że ich wierny wierzchowiec ułożył się wygodnie na stercie suchych liści, powoli zapadając w drzemkę.

Napięcie rosło, gdy zaczęli nasłuchiwać dźwięków wokół nich. Po chwili, zza najbliższego namiotu wyłoniła się szczupła kobieta. Jej długie, czarne włosy splecione były w misterną sieć drobnych warkoczyków, pełne, brązowe usta idealnie współgrały z ciemną karnacją, a żółte oczy błyszczały intrygująco. Ubrana była jedynie w granatową przepaskę na biodrach, a jej ramiona zdobiły złote, grube linie, wyrysowane symetrycznie na skórze. W oczy rzucały się również duże, okrągłe kolczyki, które delikatnie połyskiwały w słońcu, zawieszone na jej sutkach.
Na ten widok chłopcy stanęli jak wryci. Serce zaczęło im bić mocniej, a ich twarze momentalnie spłonęły rumieńcem. Kobieta trzymała włócznię, ale to zdecydowanie nie ona wywołała u nich taki efekt. Mimo starań, po prostu nie byli w stanie oderwać od niej wzroku.

Widząc ich reakcję, Nefreyda musiała, jak zwykle, przejąć inicjatywę. Najpierw wymierzyła każdemu solidne pacnięcie w tył głowy, żeby ich otrzeźwić, a potem, gdy obaj zaczęli masować uderzone miejsca, wolnym krokiem podeszła do nieznajomej.

— Stój! — ostrzegła, wyciągając ostrze przed siebie i kątem oka kontrolując, czy towarzysze wrócili już na ziemię. — Skąd jesteście? — Kobieta zmrużyła oczy i mocniej zacisnęła palce na włóczni. — Po twoim towarzyszu widać, że nie jesteście stąd — powiedziała, wskazując jasne włosy chłopaka, które zdradzały jego pochodzenie.
— Nie jesteśmy wrogami — zapewnił szybko Heria, unosząc ręce w uspokajającym geście.

W myślach żałował, że zgubił turban, który choć trochę maskował jego obce rysy. Teraz zarówno jego włosy, jak i odcień skóry jednoznacznie wskazywały, że nie pochodzi z Ashmar. Kobieta spojrzała na nich z namysłem, a następnie skierowała wzrok na rozbitą glinianą pokrywkę.

Cykl Szkarłatne Niebo: Krew na PiaskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz