Rozdział 1 - Zmiany

39 5 4
                                    


Zakleiłam już ostatni karton. Ten był z książkami. Rozejrzałam się po swoim pokoju. Za kilka dni będę w zupełnie innym miejscu.

- Nancy, zacznij znosić swoje rzeczy na dół, za chwilę przyjedzie firma przeprowadzkowa! - krzyknęła z parteru mama.

- Dobrze, już idę. - odpowiedziałam.

Wzięłam pudło i ostrożnie zeszłam po schodach. Cały dom był dziwnie... pusty. Jakby nigdy nas tu nie było.

- O, już są. - mama wyrwała mnie z rozkojarzenia.

Na podjeździe pojawiła się biała ciężarówka. Wyszło z niej dwóch mężczyzn. Matka przywitała się z nimi i poinstruowała, które pudła już mogą spakować. Postanowiłam jeszcze raz obejrzeć dom, aby upewnić się, że wszystko zabrałam.

Zajrzałam pod łóżko w swoim pokoju. Nic. Następnie przejrzałam łazienkę i sypialnię mamy. Też nic. Przypomniałam sobie pierwszy raz w tym domu. Wtedy też było tu tak... pusto. To było 10 lat temu. Mama postanowiła odejść od ojca, bo ten popadł w alkoholizm. Ale teraz nie powinnam o tym myśleć, nie powinnam zadręczać się przeszłością. Czas ruszyć naprzód.

***

Nareszcie, po prawie 3 dniach drogi, mama zatrzymała się starą toyotą przed wielką posiadłością.

Dom mieścił się zaraz przy oceanie, elewacja była biała i bogato zdobiona, natomiast czarne dachówki mieniły sią w blasku słońca. Na dużym tarasie znajdowały się wiklinowe fotele, zachęcające do odpoczynku na świeżym powietrzu, w którym unosił się zapach ziół i świeżo skoszonej trawy.

- I jak ci się podoba? - spytała mama.

Lecz zanim zdążyłam odpowiedzieć, drzwi willi otwarły się na oścież, ukazując właściciela posiadłości i jednocześnie narzeczonego matki - Richarda Browna.

- Elizabeth, Nancy! - przywitał nas. Przytulił i pocałował moją mamę, a mi podał rękę, po czym kontynuował. - Spodziewałem się was trochę później, więc twój pokój, Nancy, nie jest jeszcze wyczyszczony, ale szybko sobie z tym poradzimy. A tymczasem wejdźcie i się rozsiądźcie, musicie być głodne. Gosposia za chwilę poda obiad.

Rany, wiedziałam, że rodzina Brown była bogata, ale że aż tak? Mieli wielki dom przy oceanie, gosposię i ciekawe, co jeszcze.

W środku stało już rodzeństwo Brown.

- Nancy, to Jennifer i Michael, bliźnięta. - przedstawił ich Richard.

- Jakby co, to ja jestem Jennifer, nie on. Wiem, że jesteśmy bardzo podobni, ludzie po prostu nie mogą nas rozróżnić. - zażartowała dziewczyna i się uśmiechnęła. Miała proste brązowe włosy, ciemne oczy i śniadą cerę. Jej twarz zdobiło kilka pieprzyków, co dodawało jej uroku.

Michael nie odezwał się ani słowem, jedynie rzucił mi kpiące spojrzenie. No cóż... Chyba się nie polubimy. Richard spiorunował syna wzrokiem.

- No dobrze, jak już wszyscy się poznali, to może zjemy? Umieram z głodu. - powiedziała mama, patrząc na swojego narzeczonego.

- Oczywiście, chodźmy. Mam nadzieję, że lubicie owoce morza. - zaśmiał się Richard.

- Uwielbiamy, prawda Nancy? - odpowiedziała mama.

- Tak. - potwierdziłam cicho. Nie czułam się jeszcze zbyt swobodnie w nowym towarzystwie, ale Brownowie sprawiali dobre wrażenie. No, może oprócz Michaela.

Obiad przebiegał w ciszy i spokoju, czasem przerywany sucharami Richarda i śmiechem mamy. Nie byłam pewna, czy śmieje się dlatego, że podobają jej się te żarty, czy po prostu po to, aby jej narzeczonemu nie było przykro. Chyba to drugie.

Po posiłku Richard poprosił syna, aby ten odprowadził mnie do pokoju. Chłopak jedynie rzucił mi szydercze spojrzenie i wyszedł przez szklane drzwi prowadzące na taras, mimo protestów ojca. Mężczyzna ciężko westchnął, a moja mama położyła mu rękę na ramieniu. 

- Jenny, oprowadź Nancy po domu. A później możesz poszukać brata... albo nie. Niech sam wróci.

Dziewczyna skinęła głową i zwróciła się do mnie:

- Chodź, pokażę ci całą posiadłość Brownów. - uśmiechnęła się, ukazując rząd równych białych zębów. 

Jenny pokazała mi kuchnię, w której już kręciły się dwie kucharki, czyszczące naczynia po obiedzie. Przywitałam się z nimi, a następnie wyszłam za Jennifer na taras. Owiało mnie chłodne powietrze znad oceanu. Na zewnątrz znajdowały się tam takie same wiklinowe ławeczki jak z przodu domu. Na podwórku rosło kilka drzew, pod jednym znajdowała się szklarnia, natomiast na środku znajdował się duży basen, otoczony leżakami i stolikami. 

- Tutaj odpoczywamy i pływamy. Ale tu wrócimy później, na razie pokażę ci resztę domu. - powiedziała Jenny.

Wróciłyśmy do środka. Dziewczyna poprowadziła mnie do drugiej części domu. Podążałam za nią korytarzem o kremowych ścianach, na którym były zawieszone obrazy różnych postaci, najprawdopodobniej przodków Brownów. Podłoga była drewniana, jasna i wypolerowana. Co jakiś czas mijałyśmy, wtedy Jennifer mówiła mi o przeznaczeniu danego pokoju. Tam gabinet, tu pokój dla służby, itd. itp. 

"I tak nie zapamiętam", pomyślałam. 

- Tu jest salon. - Jenny wkroczyła do pomieszczenia przez duże łukowate wejście.

Pokój, tak jak większość domu, był pomalowany na jasne kolory. Znajdowały się tam 3 kanapy, obite materiałem w drobne jasnoróżowe kwiaty, z pomarańczowymi poduszkami. Rozmieszczone były wokół drewnianego stolika na środku pokoju. Cały salon był pełny różnych, często egzotycznych roślin.

Następnie weszłyśmy po schodach na piętro. Jennifer opowiedziała mi gdzie kto mieszka. Gdy doszłyśmy do końca korytarza, dziewczyna pokazała mi ostatnie drzwi i powiedziała, że właśnie tutaj jest mój pokój. 

Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazała się przytulna sypialnia o białych ścianach i jasnej podłodze okrytej dywanem w pastelowe wzory. Naprzeciwko drzwi znajdowało się duże drewniane łóżko z niebieską kołdrą. Po lewej, pod oknem, zostało umieszczone białe biurko, komoda oraz regał na książki, natomiast po przeciwnej stronie wielka szafa z lustrem. Pokój był duży i jasny, zupełne przeciwieństwo mojej sypialni w Whistler. 

- Jak ci się podoba? - spytała Jenny. 

- Jest... pięknie. - odpowiedziałam krótko. 

- Sama go projektowałam. - odpowiedziała z dumą dziewczyna. 

- Jestem pod wrażeniem. Jest jak z marzeń. - zaśmiałam się. 

***

Po tym, jak Jennifer oprowadziła mnie po domu, pomogła mi zanieść moje rzeczy do pokoju. Następnie wspólnie je rozpakowałyśmy. 

- Jutro zabiorę cię na plażę. - oznajmiła dziewczyna, układając książki na półce. - O, "Drakula". Lubisz Brama Stokera? 

Pokiwałam głową. 

- Musimy iść na plażę? - westchnęłam. Nie lubiłam plaż. Wolałam śnieżyste stoki Kanady. To był jeden z niewielu powodów, przez które wahałam się nad wyjazdem. Wolałam chłód od ciepła, ale przecież nie mogłam zostać sama w Whistler, a nie chciałam tam trzymać mamy. 

- Jeszcze pytasz?! Jasne, że musimy, głuptasie. To jest Jacksonville. F l o r y d a. - oburzyła się Jenny. 

- No dobra... Ale pokażesz mi też inne miejsca, nie tylko plażę. - odpowiedziałam zrezygnowana. Powinnam przed rozpoczęciem roku szkolnego choć trochę poznać okolicę. 

- Jasne. Możemy pojechać na zakupy do centrum! A później coś zjeść na mieście. - podekscytowała się Jennifer. 

Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę, a następnie mama zawołała nas na kolację. Michael nadal był nieobecny. Po posiłku poszłam do swojego pokoju, umyłam się w przyłączonej do niego łazience i padłam zmęczona na łóżko, zasypiając w kilka minut. 

Nowe życie Nancy MitchellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz