Historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami.
"Nie wiem, dlaczego to wszystko się wydarzyło. Ludzie mówią, że Bóg zawsze ma powody. Myślę, że czasami tych powodów nie ma."
14 listopada 1998, Ośrodek Opiekuńczo-Wychowawczy Dla Sierot i Dzieci Porzuconych w Rabcu
Echo kroków siostry Severyny niosło się po sali zebrań, mącąc pełną napięcia ciszę. Szare światło dnia wpadało do środka pomieszczenia poprzez zakratowane okna. Wzdłuż ściany w dwuszeregu stało dwudziestu czterech chłopców. Ci starsi, kilkunastoletni, wysocy i chudzi z tyłu. Młodsi zaś, poniżej dziesiątego roku życia, sięgający im ledwo do ramion, krok przed nimi. Siostra Seweryna przesuwała surowym spojrzeniem wzdłuż bladych ze strachu twarzy. Jej prostokątne ramiona ukryte pod czarnym, lekko wypłowiałym habitem stały się jeszcze bardziej kanciaste, a usta okolone siatką zmarszczek zacisnęły się, uwydatniając bruzdy na całej twarzy. Spod czepka i welonu na głowie nie wystawał nawet jeden siwy włos.
— Pytam po raz ostatni. Który z was to zrobił? — zapytała kobieta zgrzytliwym głosem. — Kto ukradł Dziennik Przewinień? — zagrzmiała tak, że echo odbiło się od pustych ścian pozbawionych ozdób.
Żaden z chłopców się nie odezwał. Wszyscy, z utkwionym spojrzeniem w jakiś nieokreślony punkt przed sobą, czekali na nieuchronny wyrok. Bo tego, że kradzież dziennika nie pozostanie bez konsekwencji, byli pewni. Rafał, jedenastoletni chłopiec o czarnych, lekko kręcących się na czubku głowy włosach, poruszył się niespokojnie i zacisnął szczęki.
— Czyli nikt z was nie przyznaje się do tego haniebnego czynu?
Nadal cisza. Chłopcom jakby odebrało mowę. Z całego serca nienawidzili tej kobiety, która była dyrektorką, tego miejsca, ale równie mocno nienawidzili siebie nawzajem. Starsi dominowali nad młodszymi, sprawiając im często więcej bólu i krzywd niż same siostry. Najwyższy i najsilniejszy z nich, siedemnastoletni Leon, we współpracy z kilkoma pomagierami siał postrach wśród swoich kolegów. Zalazł za skórę zakonnicom prowadzącym ośrodek już wielokrotnie, ale jego butny charakter mimo kar nie zmienił się ani trochę. Kradł, bił, niszczył i poniżał, ale z racji tego że był silny, siostry nie karciły go często za jego przewinienia. Z kolei najmłodszy z chłopców, pięcioletni Filipek, był popychadłem wykorzystywanym do byle prac nie tylko przez siostry zakonne, ale i starszych kolegów. Mimo że w ośrodku przebywał dopiero od niespełna roku, to nie raz już dostał po głowie za coś, czego nie zrobił.
Dyrektorka podeszła do wychowanków i pochyliła się nad malcem. Ręka chłopca drgnęła, bo ze strachu jak zwykle chciał złapać się za krocze, jednak po chwili opanował ten odruch, dobrze wiedząc że jeśli zrobi to na oczach dyrektorki, to zaraz tego mocno pożałuje. Stał więc na drżących nogach, bezwiednie zaciskając stopy i kolana do wewnątrz.
— To byłeś ty? Ty ukradłeś dziennik, mały kundlu? — zapytała go siostra Seweryna.
Filip pokręcił głową przecząco i wyszeptał pod nosem coś niezrozumiałego. Jego oczy szkliły się od łez.
— Głośniej! — warknęła kobieta.
— To nie ja — pisnął i wzdrygnął się, kuląc pod surowym spojrzeniem.
Zakonnica skrzywiła usta z odrazą , kiedy zobaczyła powiększającą się na spodniach chłopca mokrą plamę, rozlewającą się od krocza aż do kolan.
— Ty mały obszczańcu... Tak... To byłeś ty... Tylko problemy z tobą ty mały, brudny... — Kobieta zamachnęła się i trzepnęła chłopca mocno po głowie.
Filip uniósł ręce w obronnym geście i rozpłakał się, chowając podbródek tuż przy falującej od przyśpieszonego oddechu klatce piersiowej. Siostra Seweryna skinęła ręką na siostrę Euzebię.
CZYTASZ
Chiaroscuro
RomanceKlara Litwin u progu dorosłego życia zostaje sama, bez mieszkania, z niewielkimi oszczędnościami, nieoszlifowanym talentem, zwichniętą kostką i plikiem listów, które na prośbę zmarłej babci ma zwrócić do ich nadawcy. W swoim ostatnim liście Zofia p...