P. Rozdział 2

290 40 8
                                    


James

Porażka. Złość. Frustracja.

Te trzy słowa prześladowały mnie od rana do wieczora przez ostatnie dni. Dezorientacja jednak była moim ulubionym, to kłamstwo - nienawidziłem jej najbardziej. Nie rozumiałem. Po prostu nie potrafiłem zrozumieć co stało się tamtego dnia przed jej mieszkaniem. Okłamała mnie. Zamieniła się w tą swoją destrukcyjną lodowatą wersję, którą odstraszała wszystkich i oczekiwała, że i ja się jej przestraszę. Otóż nie bałem się - byłem wkurwiony. Do takiego stopnia, że co chwilę miałem ochotę rozwalać przypadkowe rzeczy po drodze. Co się między nami stało? Co jej się stało czy wydarzyło? Jakby nagle ktoś włączył jej pstryczek, a ona sama automatycznie się zmieniła. Nie rozumiałem powodu. To wszystko było dla mnie nielogiczne i bez większego sensu, w sumie nadal takie jest. Jej obraz mnie prześladuje, mimo że jej samej nie widziałem od jakichś dwóch tygodni. Wstawałem rano to ją widziałem, kładłem się w nocy spać to ją widziałem. To wszystko doprowadziło do takiego stanu zwariowania w mojej głowie, że nie mogłem w pełni skupić się na jednej rzeczy, przerażało mnie to. Przerażała mnie władza jaką zyskała nade mną. Czułem się jak narkoman bez narkotyków. Mogłem udawać spokojnego i takiego któremu nic w życiu nie brakuje, ale to nie byłaby prawda. Bo wciąż usilnie brakowało. Brakowało jednego małego odłamka, którego myślałem że nigdy nie będę potrzebować - myliłem się.

Okłamała mnie.

Prosto w pieprzone oczy.

Myślałaś, że nie domyślę się? Uwierzę w te brednie, które mi powiedziałaś Grace?

Otóż nie...nie wierzę i jestem wkurwiony niezwykle wkurwiony, że odprawiłaś mnie z kwitkiem, choć przemogłem się. Złamałem kolejną zasadę, kolejną moralność której nie powinien przekraczać.

Jej twarz była dla mnie jak mapa. Nieco skomplikowana, wyboista, ale znajoma. Nauczyłem się jej na pamięć. Wiedziałem kiedy i jak się czułem, długo mi to zajęło, ale rozpracowałem techniki jej twarzy choć ona z pewnością o tym nie wie, ale skąd miałby wiedzieć, że w wolnym czasie zapisałem się na warsztaty psychologiczne.

A to wszystko przez pieprzoną ciekawość.

Co się stało z Clarke?

***

Grace

Za każdym razem kiedy mam kliknąć ikonkę wysyłania na telefonie, moje palce zatrzymują się połowie drogi do ekranu. Zaciskam z frustracji usta i próbuję raz jeszcze i potem znowu...boję się tego jak ta jednak wiadomość jest w stanie zmienić moje życie bezpowrotnie. Boję się skrywanej prawdy. Po minucie się poddaję i odrzucam telefon na łóżko, chwytając się za skronie. To tylko jedna krótka wiadomość Grace. Jedna. Krótka. Wiadomość. Mam wrażenie, że cokolwiek nie napiszę będzie brzmieć to żałośnie, nie powinnam tak czuć w szczególności kiedy to on domagał się tego spotkania. Podnoszę się z materaca i zaczynam krążyć po pokoju jakbym miała jakieś zaburzenia. Za oknem rozgrywa się wiosna na całego, co mnie wprost wprowadza w jeszcze większy stan depresyjny niż w zimę kiedy umieram z zimna, a moje każde buty wprost przemakają. Matka natura nigdy nie była ze mną łaskawa, nawet w takich przyziemnych sprawach jak pogoda. Chwytam za komórkę i mocniej zaciskam na niej dłoń.

Postanawiam wyjść na balkon. Przez chwilę w ciszy obserwuję biurowce wokół mnie i samochody pode mną, delikatny wietrzyk rozdmuchuje mi włosy, a skórę pokrywa lekka gęsia skórka. Dawno nie byłam na dworze, to dość dziwne uczucie...złudna wolność. Siadam na wiklinowej kanapie intensywnie wpatrując się w ekran telefonu, który mam wrażenie, że zaczął wypalać mi dziurę w dłoni.

To tylko jedna krótka wiadomość.

Jedno słowo.

Wystarczy kliknąć wyślij.

Tylko jedno kliknięcie.

Zrób to.

Wzdrygam się gwałtownie w miejscu, kiedy nagle urządzenie zaczyna dzwonić. W pierwszym odruchu mam ochotę od razu wyciszyć telefon i odrzucić go w kąt, jednak powstrzymuję się i tego nie robię dostrzegając szpitalny numer z recepcji. Zagryzam kącik policzka zastanawiając się czy nie jest to jakiś podstęp moich przyjaciół czy co gorsza kogoś innego. Przymykam ze zrezygnowaniem powieki i szybkim ruchem odbieram połączenie.

-Halo? - o mało nie spadam z krzesła słysząc głos doktor Cameron. -Dodzwoniłam się do doktor Clarke?

-T-tak. Coś się stało?

-Pamięta pani Dereka Wilsona? Pacjent z niewydolnością serca, leczył się u nas dwa lata temu, za każdym razem kiedy do nas trafiał z różnych okoliczności spadał na liście przeszczepów.

Nieco trzęsącą się ręką zakładam swoje włosy za uszy, by móc lepiej się skupić na rozmowie.

-Pamiętam, co z nim?

-Wiem, że jest pani na zwolnieniu, ale chciałam poinformować, że pan Wilson pojutrze został umówiony na przeszczep, piąty w tym roku. Liczę, że tym razem nie dojdzie do żadnych powikłań i operacja dojdzie do skutku.

-Dziękuję, za informację to bardzo miłe, że pani o mnie pomyślała...

-Jeśli o tym mowa, to również chciałam zapytać czy nie chciałaby pani mi asystować, wiem, że pan Wilson był jednym z twoich pierwszych pacjentów no i ciągle o panią pyta. - przez chwilę zamieram i aż z wrażeniam nie wiem co mam powiedzieć, Miałabym asystować przy Cameron? Przecież to jedna z najbardziej szanowanych ty chirurgów ogólnych, często można o niej poczytać w różnych medycnzych czasopismach czy wywiadach. To ikona, a sam fakt, że właśnie do mnie zadzwoniła sprawia, że czuję się naprawdę wyróżniona. - Sumienie, nie dałoby mi spokoju gdybym nie zapytała.

Czy wspomniałam również, że oprócz pięknego mózgu również jest jedną z najmilszych chirurgów w North Liberty?Nie brak jej oczywiście surowości w nauczaniu stażystów, ale i tak nie zmienia to faktu, że jeśliby ją porównać do innych specjalistów wyróżniała się na ich tyle dosyć pozytywnie.

-Ja...-odchrząkuję-Wow nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy...jestem zaszczycona naprawdę, ale nie wiem czy dam radę przyjść w tym tygodniu już do szpitala.

-Rozumiem, proszę się zastanowić i dać mi znać do końca jutrzejszego dnia, żebym zdążyła znaleźć zastępstwo. Myślę, że powinnaś tam być Clarke, nie chciałabyś przegapić tego wiekopomnego widoku.

-Dobrze...dam znać. - odpowiadam niemrawym głosem, później słyszę już tylko dźwięk kończący rozmowę. I co ja mam teraz zrobić?

Na samą myśl o powrocie mój żołądek się wywraca do góry nogami. W ciągu tych kilku dni nieobecności z pewnością zużyłam większość przysługiwanego mi zwolnienia, szczególnie kiedy nie miałam zwolnienia o charakterze medycznym. Myślę, że gdyby na moim miejscu był każdy inny stażysta już dawno szef by interweniował i usunął go ze stażu. Ja jednak najwyraźniej byłam wyjątkiem. Nigdy nie rozumiałam skąd się wzięła ta jego sympatia skierowana w moją stronę. Owszem byłam dobrą uczennicą, a co za tym szło świetnie radziłam sobie na sali i z pacjentami, ale czym mogłam się wyróżniać na tle również utalentowanych studentów? Czy to był odpowiedni moment by wrócić do pracy? Egzaminy zbliżały się niesamowicie dużymi krokami, a ja wciąż wahałam się nad swoją specjalizacją, siedzeniem w domu nie podejmę sensownej decyzji - nie podejmę żadnej.

Spojrzeniem powracam na zgaszony ekran komórki. Czy byłam gotowa powrót? Czy byłam gotowa ich wszystkich zobaczyć? Czy byłam gotowa zobaczyć jego? Jak mam normalnie funkcjonować z myślą, że gdzieś na świecie, a co gorsza w tym stanie czy mieście znajduje się mój żywy brat, który od prawie roku powinien znajdować się na cmentarzu? Co musiało się stać...by to wszystko doszło do takiego punktu? Przez chwilę po prostu zamyślam się wpatrzona w jeden punkt. Ogromnie się boję. Zapomniałam już co to znaczy czuć strach, ten stres, szalejące serce czy trzęsące dłonie. Bałam się tego co ta jedna rozmowa czy stoczona bitwa na spojrzenia w szpitalu zmieni bieg wydarzeń w moim życiu. Nienawidziłam zmian, więc było mi ciężej jeszcze bardziej niż zwykle.

Pieprzyć to. Włączam telefon i wchodzę we wcześniejszą napisaną wiadomość. Tym razem się nie waham. Wysyłam wiadomość.

Porozmawiajmy.

MEDICINE + POISON  | 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz