Hazel
Jesień
Siedziałam na niewygodnym krześle w wielkiej hali sportowej, mieszczącej się 20 minut od głównego domy Alf. Mojego domu. Oglądałam poczynania mojej drużyny na treningu z siatkówki. Trenowałam ten sport dla rozrywki i rekreacji wraz z członkami watahy. W zespole mieściły się osoby niezależnie od płci ani od rasy. Było nas niewielu, ale przynajmniej wszyscy spędzali ten czas razem, z dala od obowiązków. Byli to moi przyjaciele z wojska oraz z pracy, z którymi się poznałam na przestrzeni nauki w Akademii Wojskowej i ze szpitala. Do dziś utrzymujemy kontakt, najczęściej właśnie przez wspólne treningi. Ale wracając, dlaczego ja właściwie siedzę, a nie gram z nimi? To jest bardzo dobre pytanie. Po prostu wkurwiłam ich wszystkich i kazali mi się albo uspokoić, albo stąd wyjść. Wybrałam pierwszą opcję, ponieważ nie chciałam dziś wracać wcześniej do domu, a to dlatego, że z rana pokłóciłam się z ojcem na temat watahy, że JA ją niby zaniedbuje oraz chciał poruszyć temat mate. Ale ja nie zamierzałam tego słuchać, więc wyszłam i zaproponowałam trening, na którym właśnie siedzę, zamiast grać z nimi. Próbuję się uspokoić, ale ciężko mi to wychodzi, ponieważ ciągle trzęsie mi się prawa noga z nerwów. Wdech i wydech Hazel. Dasz radę. Nie pomagała mi w tym moją wilcza strona, która ciągle gadała, że czemu dalej nie znalazłyśmy mate. Nigdy jej nie znajdziemy. Ja jestem tą złą. A ona tą dobrą. No na pewno.
- To ty nie umiesz wywęszyć mate! A nie ja! - powiedziałam do Kiry w umyśle
- A ty ciągle siedzisz w domu albo w pracy! I jak ja mam ją albo jego wywęszyć? Co?
- Gówno prawda!
Zablokowałam ją w głowie, aby więcej mi nie gadała bzdur. Pewnie się obrazi, wielka obrażalska Alfa, ale na razie mam tego po dziurki w nosie. I tak już jestem wkurzona na maksa. Spojrzałam na rodzeństwo Moon, którzy grali w osobnej drużynie, Skye była w mojej a Nicholas był w przeciwnej. W mojej byli jeszcze Kalani i Trey. A w przeciwnej był niedawno przedstawiony Nicholas, Callum, James i Akira. Czasami przychodzi mój brat Lucas i najlepszy przyjaciel Liam, ale dziś zajmują się swoimi sprawami. Więc dziś jest nas ósemka, a nie dziesiątka, ale nam to nie przeszkadza, bo jest nas i tak parzyście. A to się rzadko zdarza. Zrobiłam jeszcze kilka wdechów i postanowiłam wreszcie wstać z czerwonych krzesełek. Związałam jeszcze swoje białe włosy w kucyk i pobiegłam w stronę moich przyjaciół. Gdy dobiegłam spojrzałam na wszystkich i weszłam na wyznaczone boisko siatkówki.
- O Hazel! Szybko!
- Widzę, że potrzebujecie mojej pomocy! Hahahah! - uśmiechnęłam się z ironią
- A nie widzisz!? - Trey pokazał na przeciwną drużynę-Oni nas zmiotą! - wybuchnęłam śmiechem. Trey zawsze chciał wygrać i jest zawsze na to nastawiony. Nie liczyła mu się zabawa, chociaż to też, ale najbardziej chciał rywalizację.
- Już idę, wam pomóc. Bo widzę, że beze mnie nie dajecie rady.
Trey i Skye wystawili mi środkowe palce, więc z wielką przyjemnością odwzajemniłam ten gest. Ustawiłam się na swoim miejscu i poklepałam plecy Kalani. Ta odwróciła głowę, uśmiechnęła się do mnie i gwizdnęła, dając tym znak, że zaczynamy. Gdy zaczęła się gra, to upuściły mnie emocje i dobrze. Bo dziś chciałam pokazać, kto dziś rządzi. Mecz był bardzo zawzięty. Graliśmy w łeb, w łeb. Jak wychodziliśmy na przewagę, to po chwili ją straciliśmy i tak ciągle. Myśleliśmy, że mecz się nie skończy, ponieważ było 28 do 28, ale drużyna przeciwna z rzędu zdobyła 2 punkt i w ten sposób wygrali.
- Ascari!! Jak czujesz się z przegraną? - wrzasnął do mnie James - Hahaha. Co to za mina? Nie smuć się o wielka Alfo!! Czyżby pierwszy raz przegrałaś!? - uśmiechnął się do mnie
CZYTASZ
Miłość zwycięża wszystko
WerewolfNie myślałam, że przeprowadzenie się do innego miasta może tak dużo zmienić. Nie oczekiwałam żadnych związków. Nie po tym co mi się przydarzyło. Chciałam oszukać przeznaczenie, ale mi się nie udało i ponownie komuś zaufałam, choć miałam tego nie r...