10. Prośba cz. I

34 14 22
                                    

Krople wody zaburzały gładką taflę stawu, rysując na niej powiększające się okręgi. Fala z nieba wpadała w płytką toń tuż obok kilku kaczek i dwóch białych łabędzi pływających nieopodal brzegu. Chowały się pod długimi witkami wierzby płaczącej, której przechylony pień ściemniał z wilgoci. Oprócz nich pod liśćmi parkowych drzew skrywała się jeszcze jedna osoba. Trzymała przedmiot chroniący ją przed ulewą. Stała nieruchomo i przyglądała się ptakom czyszczącym sobie piórka.

Postać ta nie wyglądała jak Ona, chociaż była Nią i on o tym wiedział. Wyczuwał Jej Osobę, lecz zdziwił się, widząc Ją zamkniętą w tak dziwnej powłoce, w której straciła swój złocisty blask. Tak ograniczoną.

Podszedł do niej i zatrzymał się tuż obok.

– Dlaczego jesteś smutna? – zapytał, spoglądając na wzmagający się deszcz. Nie odpowiedziała. Nawet nie zaszczyciła go spojrzeniem. Popatrzył na nią. Nosiła na sobie ubranie, które do niej niezbyt pasowało, bo nie było tak piękne jak Ona. Górna część wykonana została z miękkiego popielatego materiału, a dolna ze sztywniejszego, ciemnoniebieskiego. Jej włosy były spięte, a i tak kilka kosmyków oplatało śliczną twarz, która nie wyrażała najmniejszego uczucia. Wydawała się spokojna, ale on rozumiał, że wcale nie czuła się szczęśliwa. Ona nie płakała, ponieważ płakało za nią niebo.

Nagle poprzez ciemnoszare chmury przemknęła świetlista pręga, do której dołączył zaraz głośny pomruk.

– I zła... Dlaczego jesteś taka smutna i zła? – pytał, ale ona zdawała się go nie słyszeć.

Całą swoją uwagę skupiła na dwóch białych ptakach, które podobno miały móc kochać przez bardzo długi czas. Cokolwiek znaczy kochać.

Zmarszczyła brwi i zacisnęła usta, jakby nagle coś ją zabolało.

– Tęsknię za tobą – szepnęła. – Tak bardzo chciałabym, żebyś ze mną tu był.

– Przecież jestem – odpowiedział i chciał jej dotknąć, aby udowodnić swoją obecność.

Ale nie mógł. Blokowała go bariera, której nie mógł przekroczyć. To wydarzenie należało do innego czasu.

– Potrzebuję cię – szeptała. Choć może były to tylko jej rozpaczliwe myśli, które on słyszał. Bardzo głośne myśli pełne niezrozumiałego dla niego bólu.

Boję się, że nigdy cię nie spotkam, że nigdy cię nie znajdę. Nie wiem, jak bym to miała zrobić. Nie wiem, gdzie jesteś, nie wiem, czy istniejesz, nie pamiętam, jak wyglądasz. Bardzo słabo to pamiętam... – skarżyła się, nie poruszając wargami.

Jestem taka zmęczona. Nie mam już sił...

Przez przypadek usłyszał jeszcze kilka jej myśli, których słyszeć nie powinien. Myśli, które powinny brzmieć zupełnie inaczej.

– Znajdę cię – obiecał. – Będę przy tobie.

– Będziesz? – Ona pojawiła się tuż za nim i za samą sobą, ale tą inną.

– Tak.

– O ile nie zapomnisz.

– Dlaczego miałbym zapomnieć? – zdziwił się.

– To chwila, w której Ja/ona cię (będzie) potrzebowała/uje/, ale ciebie nie było/ma/będzie. Chwila zwątpienia i samotności. Dlaczego ta chwila zaistniała?

Nie potrafił wyjaśnić. Niekiedy nie znosił tych zagadek, chociaż zapewne w odpowiedziach na nie zawierało się każde wytłumaczenie Jej tajemnic. Być może to wcale nie były sekrety, ale stawiała przed nim te pytania, bo gdyby odpowiadała wprost, on w pełni by wszystkiego nie zrozumiał.

Barwy Cieni: III Czarny CieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz